Jak mozna sie nadal emocjonowac meczami "swej" druzyny, jesli wiekszosc zawodnikow, nie mowiac juz o trenerze, pochodzi z innych miast, regionow, krajow czy nawet kontynentow?
Oczywiscie, taka "swoja" druzyna nie ma nic ze swojskosci. Z czego tu byc dumnym? Czy przejawy lokalnego patriotyzmu, gorace zagrzewanie "swych" zawodnikow", choralne spiewy, banderole, afisze, i zacieta rywalizacja pomiedzy kibicami roznych miast to chyba jakas zludzeniowa reakcja??! Kto umial wpoic w nich te absurdalne uczucia, poprzez ktore utozsamiaja sie ze "swoimi" ulubiencami?
Albo to jakas sublimacja wyzszego stopnia, albo, i tutaj widzialbym jakas rozsadna motywacje, ze po prostu kibice emocjonuja sie rezultatami swego klubu jako przedsiebiorstwa, cos na ksztakt socjalistycznej dumy ze swego zakladu przemyslowego, ktory odnosi sukcesy w porownaniu z innymi, produkujac 150 % ponad norme? Dzialacze klubu, niczym pelni inicjatywy dyrektorzy przedsiebiorstw, ruszaja w swiat w poszukowaniu najlepszych surowcow, jakimi sa zawodnicy, i przetwarzaja je na spektakl, dajacy sie sprzedac. Poniewaz stadion, niczym przedsiebiortwo ma swoje umiejscowienie na danym terenie (Bielska, Krakowa, dzielnicy Warszawy czy dzielnicy Gliwic), ich kibice uwazaja takie przedsiebiorstwo za swoje i staja za nim murem, dopinguja...
Albo, ze uwazaja takich importowych graczy za swoja zdobycz, nabytek, wlasnosc, zakupiona przez obdarzonych ekonomiczna smykalka dzialaczy, albo moze swoja wlasna kibicowska zdobycza, dzieki regularnemu zakupowi biletu wstepu?