Jak można wyobrazić sobie 50 mln ludzi przebywających w jednym miejscu i w jednym dniu? Trzeba tam być, zobaczyć i poczuć niezwykłą atmosferę Święta Dzbana. To może wydarzyć się tylko w Indiach?

Festiwal Kumbha Mela stał się powodem do powrotu w indyjskie klimaty. Skorzystaliśmy z promocji  linii lotniczych Arabii Saudyjskiej i chwilę później czuliśmy wiatr we włosach, pędząc rikszą indyjskimi, zatłoczonymi ulicami. Tęskniliśmy za masalą tea, aloo gobi i innymi tak wyrazistymi smakami potraw, ale przede wszystkim za wspaniałymi, gościnnymi ludźmi. Kolejny  raz Indie na kilka tygodni stały się naszym domem.

Pochodzenie Kumbh Mela opisywane już w literaturze wedyjskiej, związane jest z  legendą o nektarze  nieśmiertelności (Amrit), który mieli produkować bogowie i demony na brzegu oceanu mleka położonego gdzieś w kosmosie. Bogowie nie mogli sobie wyobrazić, co by się stało gdyby demony wypiły Amrit. Ukradli więc dzban z nektarem i postanowili ukryć go gdzieś na ziemi. Podczas pościgu i toczonych walk krople nektaru rozlały się w czterech miastach: Allahabad, Haridwar, Nasik i Ujjain, nadając im mistyczną moc. Na pamiątkę tego wydarzenia, to właśnie w tych miastach co trzy lata odbywa się Kumbha Mela, a tylko raz na 144 lata Maha (wielka) Kumbha Mela.

Maha Kumbh Mela, jako najważniejsze święto odbywa się tylko w Allhabadzie, gdzie łączą się trzy święte rzeki: Ganges i Jamuna, które mają swój początek w Himalajach oraz mityczna rzeka Saraswati istniejąca tylko na płaszczyźnie duchowej. Dzięki połączeniu trzech świętych rzek, Allahabad zyskał miano ?tirtharaja? ? króla miejsc świętych. Miejsce połączenia niewidzialnej Saraswati, błotnistego Gangesu i błękitnej Jamuny nazywa się Sangam. Aby zrozumieć znaczenie tego święta należy się odwołać do znaczenia, jakie w duchowości Indii odgrywa święta rzeka Ganges. Hindusi wierzą, że kąpiel w świętej rzece matce uwolni ich od grzechów przeszłości. Oczyszczająca moc kąpieli w Sangam u zbiegu trzech rzek zwiększa się o sto razy, a kąpiel w czasie Maha Kumbha Mela o tysiąc razy.

Pielgrzymi wierzą, że kąpiel w Sangam, w najważniejszym dniu zwanym Mauni Amavasya, jest jak zanurzenie się w nektarze nieśmiertelności, a dusza staje się jednością z Bogiem Wszechmogącym. Jednak największą rzekę ? ?rzekę ludzi? utworzyły miliony pielgrzymów, którzy z niewyobrażalną wiarą przybyli świętować, tworząc w Allahabadzie największe zgromadzenie ludzi. W czasie 55 dni święta przybyło ok. 100 mln pielgrzymów.

Miasto widziane z kosmosu

W jaki sposób przygotować się do przyjęcia tylu ludzi? Jak zapewnić im bezpieczeństwo, nocleg, wyżywienie? Jak zapanować nad tłumem?

Na czas Kumbh Mela kilka miesięcy przed rozpoczęciem święta, w delcie łączących się rzek na powierzchni ok. 20 km2 powstaje tymczasowe ogromne miasto przekraczające ludnością Nowy Jork, Paryż i Londyn razem wzięte. Po obu stronach rzek na piaszczystym gruncie powstało 150 km tymczasowych dróg wyłożonych metalowymi płytami, zbudowano 35 tys. toalet, 550 km wodociągów, a na oświetlenie terenu zużytych zostało 700 km kabli. Na  tym obszarze wyrosło 700 tys. namiotów gotowych na przyjęcie pielgrzymów przyjeżdżających z całego świata. Każdego dnia ponad 10 tys. osób sprzątało teren gromadząc od 40 do 150 ton śmieci złożonych z ubrań, butów i innych przedmiotów zagubionych w niekończącym się marszu. Nad bezpieczeństwem czuwało ponad 30 tys. policjantów, w stanie gotowości postawione były także dodatkowe służby wojska. Chociaż działały liczne punkty gastronomiczne, organizatorzy zapewnili magazyny żywności, w których złożono 25 800 ton mąki pszennej, ryżu i 80 mln litrów wody. Departament Lasów zapewnił ok. 2500 ton drewna wykorzystywanego na opał podczas długich, chłodnych nocy. Specjalnie wyznaczone miejsca parkingowe zostały przygotowane na pomieszczenie ponad 230 tys. samochodów, autobusów, traktorów, riksz i innych indyjskich środków transportu. Na terenie tego tymczasowego miasta rozstawione były liczne komisariaty policji i straż pożarna, działało także centrum osób zaginionych.

W kilkunastu polowych szpitalach, w stanie gotowości czekało 243 lekarzy i 600 osób personelu medycznego, przygotowanego nawet na wypadek wybuchu bomb i ognisk epidemii. Służby medyczne każdego dnia przyjmowały 1600 pacjentów udzielając im bezpłatnej pomocy. Do ich dyspozycji było 75 karetek.

Sam będąc zmuszonym do skorzystania z pomocy medycznej, kiedy skaleczyłem nogę na wystającej z  drogi metalowej płycie, odwiedziłem jeden z polowych szpitali. Pomimo wyjaśnień, że posiadam komplet szczepień, lekarz zaaplikował mi swoją szczepionkę tłumacząc, że  ?w Indiach mamy swoje wirusy?. Otrzymałem solidny opatrunek, zapas lekarstw i zaproszenie na codzienne wizyty. Mój palec każdego dnia opatrywany był starannie przez trzech lekarzy, przy użyciu narzędzi i opatrunków o wątpliwej sterylności. Jak się jednak okazało, nogę mam zdrową, a indyjski NFZ nie wziął ode mnie ani jednej rupii.

To największe na ziemi zgromadzenie ludzi zainspirowało także naukowców do przeprowadzenia badań naukowych m.in.   dotyczących tego, jak działa tak ogromne miasto, w którym liczba osób w krótkim czasie zwiększa się od 0 do 100 mln. Zespół naukowców i studentów z Harvardu zbadał, jak zbudować i obsługiwać infrastrukturę takiego miasta, jak zapewnić bezpieczeństwo, transport
i zaopatrzenie. Naukowcy zbadali też obecność grup religijnych i oddziaływanie tego przedsięwzięcia na środowisko. W ciągu kilku tygodni naukowcy zgromadzili zbiór informacji z tymczasowych szpitali, które zdążyło odwiedzić ponad 16 tys. pacjentów. Wyniki badań posłużą do oceny najczęściej występujących schorzeń w społeczeństwie, a także oceny zagrożeń wybuchu epidemii. Będą stanowiły również wiedzę na wypadek wybuchu klęsk żywiołowych, wojen, organizacji obozów uchodźców oraz do planowania rozwoju indyjskich metropolii rozrastających się w zaskakująco szybkim tempie.

Droga do Allahabadu

Pobyt w Allahabadzie zaplanowaliśmy w czasie najważniejszej kąpieli przypadającej na 10 lutego, kiedy według astrologów ?otwiera się przejście z ziemi do wyższych planet?. Zgodnie z obowiązującą w Indiach zasadą dotyczącą rezerwacji, która brzmi ?im wcześniej tym lepiej?, bilet na pociąg kupiliśmy już kilka tygodni temu, jednak tym razem nie miało to znaczenia. Tłum ludzi wylewał się z każdego wagonu pomimo tego, że do odjazdu pociągu zostało jeszcze sporo czasu. Stanęliśmy i z przerażeniem obserwowaliśmy całą sytuację, zastanawiając się co teraz. Jedyną szansę wejścia do pociągu upatrywaliśmy w zbliżającym się do nas policjancie. Pokazaliśmy nasz bilet i podążyliśmy za nim, gdy tłum ludzi rozstępował się pod naciskiem jego doniosłego głosu.

Zajęliśmy jedno z dwóch naszych wykupionych miejsc i odetchnęliśmy z ulgą. Na krótko. Szybko policzyliśmy, że w wagonie klasy sleeper przeznaczonej dla 72 osób, podróżuje 400. Pasażerów nadal przybywało, a przemieszczenie się w jakimkolwiek kierunku było niemożliwe. Nawet toalety umieszczone na końcu i na początku każdego wagonu były dla wszystkich nieosiągalne. Niepokój wzbudzały także zakratowane na stałe okna. Podróż trwała cztery niespokojne, pełne napięcia godziny.   

Dotarcie z pociągu do naszego obozu zajęło nam  ponad dwie godziny. Pierwszy odcinek drogi udało nam się pokonać rikszą rowerową, jednak ze względu na blokady dróg i zakaz wjazdu wszystkich pojazdów na teren Kumbha Mela, dalszą trasę musieliśmy pokonać pieszo. Wiedzieliśmy tylko tyle, że mamy przejść mostem pontonowym nr 12 i skręcić w lewo. Po przejściu przez most, czekał nas jeszcze 40-minutowy ?spacer?, po którym dotarliśmy do celu chyba tylko dzięki pomocy indyjskich bóstw.

Nocleg w jednym z obozów zarezerwowaliśmy już w domu. Skromne warunki sprawiały, że czuliśmy się jak prawdziwi pielgrzymi. Za łóżko służyły nam wilgotne materace pod dachem płóciennego namiotu, a za łazienkę kranik z kubkiem. Wegetariańskie posiłki podawane na liściach bananowca na ziemi, jedliśmy wspólnie z 15 innymi obcokrajowcami. W czasie czterech dni spędzonych na Kumbh Mela, turystów widzieliśmy niewielu.

Mela ma swój klimat

Cały teren Kumbh Meli rozmieszczony został na brzegach wyschniętego koryta rzeki. Wysoka wilgotność, różnice temperatur pomiędzy dniem, a nocą, gdzie temperatura spadała nawet do 0 stopni sprawiały, że z utęsknieniem wyczekiwaliśmy pierwszych promieni słońca. Pielgrzymi, którzy nie mieli dachu nad głową spali na ziemi wzdłuż drogi, pozawijani w koce, chusty, płachty, jeden przy drugim, z pokorą znosząc niewygody. Wszechobecne garkuchnie nie zasypiały nigdy. W czasie wilgotnych nocy ciężkie powietrze chłonęło i kumulowało zapachy gotowania oraz woń palonych w tym czasie śmieci.  Odczuliśmy to już pierwszego dnia, gdy przemierzając drogę z pociągu do obozu nie mogliśmy złapać powietrza, a łzawiące oczy walczyły z piekącym dymem.

Wszystko dookoła zadziwiało nas i zaskakiwało jednocześnie. Rozmaite bodźce atakowały nasze zmysły na każdym kroku. Spacer po terenie Kumbha Mela był sprawdzianem naszej uwagi i czujności, aby nie zgubić się i nie rozdzielić w płynącym w każdą stronę tłumie. Obnażał biedę i kalectwo ludzi, którzy przybyli, aby ukoić duszę w świętych wodach Gangesu i wyciągnąć rękę po jałmużnę. Tutaj nikt nie odmawiał im kilku rupii i nie przepędzał umorusanych dzieciaków odzianych w potargane resztki  ubrań.

Sprzedawcy głośnymi okrzykami zachęcali do zakupu tandetnej, imitującej złoto biżuterii, trzepoczących na wietrze latawców i kolorowego proszku tika zostawiającego na czole znak trzeciego, mistycznego oka.

Szybko wyłapywani z tłumu odpowiadaliśmy na powtarzające się często pytania skąd jesteśmy i jak mamy na imię. Obdarzani szczerymi, ciepłymi uśmiechami odwdzięczaliśmy się tym samym z cierpliwością i pokorą pozując do pamiątkowych, rodzinnych zdjęć na każdym kroku.

Z gar kuchni dochodziły zapachy smażących się na skwierczącym tłuszczu samos, obowiązkowo z wegetariańskim nadzieniem. W każdym miejscu można było dostać gorącą, gęstą i bardzo słodką herbatę masala, intensywnie pachnącą kardamonem. W ciągu dnia taka aromatyczna herbata najlepiej gasiła pragnienie, a wieczorem i z samego rana rozgrzewała wychłodzony organizm.

Aby dostrzec ogrom zbudowanego miasta trzeba było zobaczyć to z góry, a najlepszy widok oferował jeden z drogowych mostów. Zapalające się wieczorem kolejne lampy, latarnie, ogniska i kolorowe światła świątyń odsłaniały rozrastające się z każdą chwilą miasto sięgające w końcu aż po horyzont. Dogasająca, rozżarzona za dnia kula słońca znikała powoli w gęstym smogu, spowijając teren różową poświatą. Spektakl trwał krótko, ale był tak niezwykły, że przyciągał licznych widzów. Widok ten uspokajał i koił dając chwilowe wytchnienie od ciągłego gwaru i hałasu, który nie pozwalał zapomnieć, że Kumbha Mela trwa 24 godziny na dobę i występuje tu w roli głównej.

Sadhu

Sadhu czyli hinduscy święci mężowie i asceci, zazwyczaj żyją samotnie na marginesie społeczeństwa. Kroczą drogą praktyki duchowej, medytacji, jogi, rezygnują z wszelkich doczesnych dóbr, są nomadami. Charakterystyczne długie, splecione w ogromny kok dredy i broda  to często wyznacznik stażu. Nieodłącznym atrybutem sadhu jest trójząb oraz kamandyl (żebraczy dzbanuszek na wodę i jedzenie).
Ich życie podporządkowane jest dążeniu do wyzwolenia z kręgu narodzin i śmierci ?mokshy?.

W Indiach są bardzo ważną częścią społeczeństwa,  jest ich ok. 5 milionów.  Przez Hindusów są czczeni i uważani za przedstawicieli bogów. Między sobą różnią się praktykami i zwyczajami. Są wyznawcami różnych indyjskich bóstw, głównie Wisznu i Shivy.

Wielu z nich pali haszysz, co uważają za część ich religijnej praktyki czy komunii świętej. Wierzą, że naśladują w ten sposób Sziwę, który według legendy stworzył marihuanę z własnego ciała. Paląc, uczestniczą w akcie stworzenia świata, kiedy łączą się wszystkie żywioły ? gliniana fajka to symbol ziemi, oddech symbolizuje powietrze, ogień, a mokra szmatka żywioł wody.

Czas Kumbh Mela to najważniejsze święto dla wszystkich sadhu. Przybywają z całego kraju i świata, aby dokonać rytualnej kąpieli, zanurzyć ciało i oczyścić duszę w świętych wodach Gangesu.  Jest to również czas  inicjacji nowych sadhu. Cały rytuał owiany jest tajemnicą i odbywa się w miejscach niedostępnych dla turystów.  Po dokonaniu inicjacji i rytualnym zgoleniu głowy symbolizującym śmierć dla doczesnego świata, całe grupy Sadhu zmierzają z okrzykami na rytualną kąpiel do Sangam.

Takich grup jest mnóstwo. Tutaj nie ma przypadku, każda z nich czeka na wyraźny sygnał służb bezpieczeństwa, które wyznaczają moment podejścia do rzeki. Sadhu wyposażeni w trójzęby, szable, kije jak husaria, szturmują piaszczysty brzeg na drodze do świętej wody Gangesu.

Naga Sadhu poddają się niepojętym aktom ascezy. Spędzają część życia stojąc na jednej nodze, zatrzymują czynności fizjologiczne i biologiczne, prowadzą długotrwałe głodówki, zastygają w  medytacji, zbliżając się w ten sposób do Boga.

Staliśmy przy samym brzegu Gangesu w Sangam, kiedy podjechał stary jeep, z kilkunastoma Sadhu. Podeszli do wody i wsiedli do jednej z łódek patrolujących rzekę. Głośna rozmowa między właścicielem łodzi, policją, a sadhu nie trwała długo. Po chwili jeden z nich zabrał liny i worek z piaskiem służący do umocnienia brzegu. Uświadomiliśmy sobie, że właśnie stawaliśmysię świadkami ?przejścia świętego męża w inny świat?. Łódź odpłynęła, a wokół nas zapadła przeszywająca cisza. Kilkanaście metrów dalej starszy człowiek zniknął pod wodą pożegnany przez innych sadhu głośnym okrzykiem. Właściciel łodzi otrzymał plik banknotów, policja zanotowała nazwisko tego, który już nie wrócił? Kumba Mela trwa nadal, a świętej rzece złożono kolejną ofiarę.

Tłum, który niesie śmierć

Cały obszar tymczasowego miasta poprzecinany został drogami, a brzegi rzek łączyło kilkanaście jednokierunkowych mostów pontonowych. Niezliczone masy nieustannie przemieszczających się ludzi napierały w każdym kierunku.

Praca służb porządkowych polegała na stałym czuwaniu nad krwioobiegiem gigantycznego miasta, zapobiegając powstaniu zatoru. 30 tys. osób służb porządkowych robiło wszystko, aby zapobiec tragedii podobnej do tej,  jaka miała miejsce w czasie Kumbha Meli w 1954 roku, kiedy według różnych szacunków zostało zadeptanych ok. 500 ? 800 osób. Niestety dzień po naszym przyjeździe na stacji kolejowej zginęło w ten sam sposób 36 osób.

Mahatma Ghandi w swojej autobiografii napisał. ?To była wielka chwila dla mnie. Nigdy nie próbowałem szukać świętości czy boskości jako pielgrzym, ale 1,7 mln osób nie może być hipokrytami.?

Indie to jedna z najstarszych cywilizacji na świecie. Nie próbujcie zrozumieć Indii, bo braknie wam życia, trzeba je przeżyć na własnej skórze. Maha Kumbha Mela odsłoniła nam rąbek wielkiej indyjskiej tajemnicy. Cykl życia i śmierci trwa.

Katarzyna i Przemysław Markowscy

Zdjęcia: Katarzyna Markowska
                                                                                                          
www.globtroterzy.com