Ostatni poseł ziemi bielskiej do Sejmu II RP Antoni Wieczorkiewicz przyszedł na świat 28 lutego 1898 r. w Bestwinie. Urodził się w rodzinie Antoniego Wieczorkiewicza i Agnieszki z domu Nycz ze Starej Wsi.
 

Poseł z wójta

Ojciec posłał młodego Antoniego do bialskiego gimnazjum, ale niedługo dane mu było uczyć się w szkole. Z chwilą wybuchu I wojny światowej musi pomagać rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa, a później zostaje powołany do armii CK Austrii, a następnie do Wojska Polskiego. Bierze udział w wojnie przeciw bolszewickiej inwazji, za co zostaje odznaczony ?Mieczami Hallerowskimi?. Po demobilizacji w 24 roku życia zajmuje się już pracą w gospodarstwie rodziców, które dzierżawią od krakowskiej Akademii Umiejętności. Gospodarzem musi być zaradnym, a człowiekiem spolegliwym i pomocnym, gdyż wybrano go członkiem Rady Gminy w Bestwinie, a w 1934 r. wójtem. W rodzinie Wieczorkiewiczów nie była to pierwszyzna.

Ojciec Antoniego ? Antoni senior ? był wójtem przez dwie kadencje ? w latach 1920-28. Młody Antoni zaczyna rządy we wsi od budowy gminnego urzędu, nb. na własnej parceli i za własne pieniądze. Antoni Wieczorkiewicz działa lub nawet sprawuje funkcje kierownicze w takich organizacjach jak Rada Powiatowa, Okręgowe Towarzystwo Organizacji i Kółek Rolniczych, Związek ds. Młodzieży Wiejskiej, Okręgowy Związek Młodzieży Ludowej w Białej Krakowskiej czy Włościańska Spółdzielnia Rybacka w Bestwinie. Jest powszechnie znany z owocnej działalności. Nic zatem dziwnego, że w wyborach do Sejmu RP 6 listopada 1938 r. w okręgu obejmującym powiaty bielski, bialski i cieszyński zdobywa aż 80475 głosów.

Pokonuje m.in. nauczyciela Alojzego Machalicę (58588 głosów) oraz słynnego zdobywcę garnizonu cieszyńskiego w nocy z 31 października na 1 listopada 1918 r. Klemensa Matusiaka (44689 głosów). Zostaje posłem Obozu Zjednoczenia Narodowego. Szybko stawia wniosek o połączenie Bielska z Białą i przyłączenie Białej i Żywca wraz z powiatami do Śląska. Sprawa jest do wygrania, gdyż podobne zdanie ma Senat II RP. Sejm odkłada kwestię na później. Ma zamiar zająć się tym w 1942 r. Antoni Wieczorkiewicz był człowiekiem dobrym i wrażliwym na wszelkie społeczne zło i krzywdy, które spotykały jego wyborców. Delikatnie odnosił się do mniejszości niemieckiej i żydowskiej. Podarował m.in. mieszkanie biednej żydowskiej rodzinie Rosenbergów na tzw. ?Dzikówce?. Został ojcem chrzestnym Józefa Rozenberga i świadkiem na jego katolickim ślubie z Anną Kopel Niemką z pochodzenia.

Na ?Dziadowiźnie?

1 września 1939 r. Antoni Wieczorkiewicz obraduje wraz z całym polskim parlamentem. Niebawem rusza jednak z innym posłem Alojzym Machalicą pieszo w kierunku Lwowa. W Łucku chronią ich przed niechybną śmiercią z rąk Ukraińców tamtejsi Polacy. Po dwóch miesiącach tułaczki Antoniemu Wieczorkiewiczowi udaje się wrócić do domu. Nie zagrzewa tu jednak miejsca. Majątek rekwirują Niemcy, a gospodarza aresztuje gestapo. Nie wiadomo, jak skończyłby się areszt, gdyby nie życzliwy policjant, któremu akurat urodziło się dziecko. Rodzina Antoniego i Walerii Wieczorkiewicz w tymże czasie również się powiększyła o syna Stasia. Niemiec wypuszcza aresztanta na kilkugodzinną przepustkę. Znajomy z Czechowic Jan Lukas pomaga mu zbiec przez zieloną granicę do Generalnej Guberni.  Po pewnym czasie Antoni Wieczorkiewicz dowiaduje się, że przedwojenny polski oficer Józef Jaworek z Dankowic, którego wcielono do Wehrmachtu, poszukuje go do opieki nad majątkiem. Ściąga więc ukrywającego się byłego posła i jako ?jeńca wypożyczonego na czas wojny? zatrudnia na swoim dworze, zwanym ?Dziadowizną?. Jak sama nazwa wskazuje, ?dwór? wymaga radykalnych działań, aby dźwignąć go z upadku. Nowy gospodarz radzi sobie dobrze, mimo iż co tydzień musi meldować się na gestapo w Bielsku, a na co dzień może poruszać się jedynie w obrębie ?Dziadowizny?. Nawet na pogrzeb ojca musi uzyskać przepustkę.

W Dankowicach opiekuje się Heleną Farugową z dwójką dzieci. Pozwala im zamieszkać wraz ze swoją rodziną w czworakach. Jej mąż jest bowiem więziony w Mauthausen. Były poseł spotyka się m.in. z bielskim dowódcą AK por. Wiktorem Frankiem. Od niego wie o nadchodzącej klęsce Niemców i dlatego zwleka z oddaniem kontyngentu dworskiego, a po opuszczeniu dworu przez dziedziczkę Jaworkową płody rolne rozdaje służbie.

Służący ratuje życie

W lutym 1945 r. do Dankowic wkroczyli sowieci, którzy zaraz aresztowali Antoniego Wieczorkiewicza. Na stacji kolejowej do konwoju dołączono innego aresztanta ? Wiktora Franka. Były poseł trafił najpierw do więzień w Pszczynie i Katowicach, a w końcu do aresztu UB w Białej. W celi spotkał m.in. nauczyciela z Białej Bronisława Gabrysia i szefa sztabu obwodu bielskiego AK Franciszka Bociana z Bestwinki. Podczas przesłuchań bito go do nieprzytomności, a później wrzucano do celi, w której stała woda po kolana, pełna szczurów. W końcu skazano go na zsyłkę do sowieckich łagrów. Tylko przypadek lub Opatrzność sprawiły, że nie wylądował za Uralem.

W dniu deportacji wezwano go jeszcze na przesłuchanie. Spostrzegł innego oficera, nie po cywilnemu, lecz w mundurze. Pada pytanie, co robią jego dzieci, które oficer wymienia po kolei... ? Czy pan mnie nie poznaje, panie Wieczorkiewicz? Były poseł zdziwił się uprzejmym tonem, bo dotąd zwracano się do niego per ?Sanacyjny psie? lub ?Zdrajco?. ? Nie znam pana oficera ? odparł resztkami sił. ? To ja, dawny służący Kazimierz Kubica! Okazało się, że funkcjonariuszowi, który miał deportować więźniów za granicę, zmarła matka i szczęśliwie zastąpił go dawny służący posła. Kazimierz Kubica przeczytał, za co poseł II RP miał wyjechać do gułagu. Ujawnił też nazwiska tych, którzy wydali na niego wyrok. W końcu podarł dokumenty śledztwa i skreślił Antoniego Wieczorkiewicza z listy deportowanych.

W tym czasie żona Waleria prosiła komunistów we wszystkich możliwych urzędach o uwolnienie męża. Zebrała ponad 100 podpisów, które należało uwiarygodnić w Urzędzie Gminy w Bestwinie przed złożeniem w kancelarii więziennej. Ówczesny wójt kazał dostarczyć jej za przysługę 10 worków ziemniaków, mimo że Wieczorkiewiczowa wraz z piątką dzieci nie mieli co jeść!

Sumienie ubeka

Mimo opuszczenia więziennej celi były poseł był nadal nękany przez UB. Regularnie zamykano go przed ważnymi świętami. Miał też stałą konfidentkę, która pod pozorem dobrych kontaktów z rodziną o każdym jego kroku donosiła bezpiece. Mało tego. Niektórzy funkcjonariusze UB byli bardzo zdumieni, dlaczego były sanacyjny poseł chodzi jeszcze na wolności. Jak wspomina córka Waleria Owczarz, na Antoniego Wieczorkiewicza wydano wyrok śmierci, który miał wykonać Józef O. ? funkcjonariusz UB, działacz pepeerowskiego podziemia.

? Dwukrotnie skradał się pod oknami ofiary, aby wykonać wyrok, ale los widocznie tak chciał, że za każdym razem nie mógł oddać strzału. Coś wstrzymywało rękę mordercy. Raz zobaczył klęczącego i modlącego się ojca, a później trzymającego w ramionach maleńkie dziecko. Prześladowca miał córeczkę Zdzisię, więc Staś mógł uratować ojcu życie... Ubeka musiały dręczyć wyrzuty sumienia, bo po przejściu na emeryturę przyszedł przeprosić niedoszłą ofiarę! ? powiada córka Antoniego Wieczorkiewicza.

Były poseł nie mógł za Bieruta znaleźć stałego zatrudnienia. Pracował dorywczo. Dopiero po 1956 r. zdobył stałą pracę w bielskiej mleczarni.

Antoni Wieczorkiewicz zmarł na zawał serca 8 listopada 1963 r. Ks. kanonik Bronisław Sojka wieko trumny ozdobił ryngrafem Matki Boskiej Częstochowskiej z napisem: ? Wielkiemu Polakowi w darze od Królowej Polski.

Pedagogiczne powołanie

Antoni Wieczorkiewicz w 1923 r. ożenił się z Walerią Wawrzyczkówną. Była ona pierworodną w gronie pięciorga dzieci Walerii i Pawła Wawrzyczków. Jej ojciec Paweł przybył do Bestwiny z Goczałkowic. Pięciorga dzieci doczekała się również Waleria ? żona Antoniego Wieczorkiewicza. Najmłodszą ich córką jest Waleria Wieczorkiewiczówna, która przyszła na świat 1 czerwca 1932 r., a która w 1953 r. wyszła za Ludwika Owczarza. Waleria i Antoni Wieczorkiewiczowie przeżyli wspólnie 40 lat życia. Gdyby nie przedwczesna śmierć Antoniego ? zniszczonego przeżyciami w okresie panowania reżimów hitlerowskiego i stalinowskiego ? mogli zapewne przeżyć dużo więcej. Waleria Wieczorkiewicz dożyła bowiem do setki!

Córka Walerii i Antoniego Wieczorkiewiczów była od dziecka nauczycielką z powołania. Już w czasie wojny przytaszczyła na strych czworaków w Dankowicach szeroką deskę jako szkolną tablicę i uczyła przy niej czytać i pisać młodsze dzieci z sąsiedztwa. Niestety dziedziczka ?Dziadowizny? odkryła nielegalne lekcje i rodzice małej Walerii zamknęli szkołę.

Młoda Waleria zdawała do Liceum Pedagogicznego już w 1945 r. Przed egzaminami okazało się, że musi zdawać za rok, bo nie ma jeszcze 14 lat. Płakała jednak tak głośno, że na korytarz wyszedł prof. Stanisław Opielowski, który bywał jeszcze przed wojną w domu rodzinnym Walerii. ? Dziecko, musisz tylko zdać na bardzo dobry z polskiego i ze śpiewu, to cię przyjmą! ? stwierdził profesor. Kandydaci na licealistów mieli napisać, dlaczego wybrali zawód nauczyciela? Waleria nie zastanawiała się długo; napisała to, co tkwiło w niej od dawna: ? Jest wiele pięknych zawodów, lecz tak pięknego i tak wzniosłego, i tak szczytnego jak nauczycielski, chyba drugiego na świecie nie ma. Ile musi dawać zadowolenia ta cicha, mozolna praca nad początkującą dziatwą szkolną, gdy uczymy ją świetlanej historii o synach Polski ? bohaterach i tu... napisałam o wszystkich, którzy zginęli w czasie wojny. Opisałam wszystko, co w domu słyszałam ? wspomina Waleria Owczarzowa.

Wybuchowa nauczycielka

Świeżo upieczona maturzystka wybrała szkołę w Okrajniku ? parterowy ceglany budynek na odludziu o dwóch izbach lekcyjnych, kancelarii i trzyizbowym mieszkaniu służbowym, choć proponowano jej szkoły w Zabłociu, Żywcu czy Sporyszu, żeby miała blisko do pociągu... ? Marzyłam wtedy o czymś za górami, za lasami. Myślałam, że popracuję z grupą dzieci, którym będę mogła kształtować osobowości. Taka byłam nawiedzona ? powiada żartobliwie Waleria Owczarzowa. ? Dostałam mieszkanie u Agnieszki Mikusek, która mieszkała z dwójką maluchów i była żoną Franciszka Mikuska. Jako żołnierza Narodowych Sił Zbrojnych przywiązano go we wsi do kopki siana, oblano benzyną i na oczach żony i dzieci spalono. Sama Agnieszka była łącznikiem w AK. Przenosiła meldunki między Suchą, Makowem a Żywcem. Bywało, że meldunki zjadała... Wcześnie umarła na raka. Miałam wtedy co tydzień wezwanie na UB.

W Okrajniku nie było elementarnego sprzętu, nie mówiąc już o pomocach naukowych. Wszystkie książki do kącika czytelniczego przywiozła z domu (o bibliotece nie było jeszcze mowy). Mapę Polski wymalowała na papierowym worku po cukrze i zawiesiła ją na stylu od miotły. W ten sposób zrobiła wiele innych ?pomocy naukowych?. Z liceum wyniosła bowiem przekonanie, że lekcja bez ?pomocy? jest żadna. Musi był poglądowa: ? Nie tylko heureza, lecz konkret w garści ? wspomina. ? Gdy na lekcji fizyki mówiłam o maszynie parowej, okazało się, że na 12 uczniów w klasie żaden nie jechał pociągiem, nie wiedzieli więc, co to jest maszyna parowa. Za oddaną w punkcie skupu makulaturę, czyli stare gazety, dostałam garnek i pokrywkę. W Gilowicach druciarz pokrywkę mi przylutował. Zrobił mały otworek i klapkę, przez którą mogłam nalać wodę. W Okrajniku nie było prądu, więc na maszynce spirytusowej podgrzewałam garnek. Pokazywałam, jak powstaje para, woda zamienia się w ciało lotne i jak działa maszyna parowa. W pewnym momencie wysadziło mi ten garnek. Pokrywka wyleciała i rozbiła lampę naftową.

Cud, że nic się jeszcze nie spaliło. Dopiero za drugim razem. Waleria Owczarz chciała w sposób poglądowy zademonstrować, jakie zjawiska zachodzą w wulkanie. Znajomy fotograf dostarczył jej magnezję i skonstruował wulkan domowym sposobem. ? Tu sobie zapalisz zapałkę, a tam ci wyrzuci ogień ? poinstruował. Kiedy wulkan wyrzucił ogień, zapaliły się firanki w oknach! Tłum się zebrał, ewakuacja... Kierownik napisał w kurendzie: ? Zabraniam koleżance Wieczorkiewicz wszelkich eksperymentów, ponieważ zagraża to zdrowiu dziecka. ? Przyjęłam do wiadomości i oświadczyłam, że od dzisiejszego dnia uczę werbalnie; żadnych pomocy naukowych.

Misterium aktu twórczego

Kolejne, niezliczone eksperymenty pedagogiczne Walerii Owczarz nie miały już na szczęście tak wybuchowego charakteru, a ?Gramatyka w kolorach? przyniosła jej ogólnokrajową sławę.

Dzieci malowały poszczególne części mowy. Czasownik miał barwę czerwoną. rzeczownik niebieską, przymiotnik zieloną, przysłówek pomarańczową. Dzieci tworzyły domek, w którym mieszkała Pani Gramatyka. ? Gdy wprowadzałam nowy wyraz, dzieci uroczyście przychodziły ubrane. Witaliśmy wszyscy ten wyraz i z tych wyrazów układaliśmy zdania. Dzieci w pierwszej klasie znały już wszystkie przyimki i zaimki ? powiada Waleria Owczarz. Nauczyciele akademiccy sugerowali studentom korzystanie z dorobku pedagogicznego Walerii Owczarz. Studenci na SN-ach wykorzystywali jej metody na zajęciach praktycznych, a także już po studiach magisterskich ? w codziennej pracy szkolnej. Niektórzy pisali o niej prace (przykładem może być Zofii Stasickiej ?Wykorzystanie kolorowej gramatyki Walerii Owczarz dla podniesienia sprawności językowej uczniów klas młodszych?).

Dla bestwińskiej nauczycielki było ważne to, co mówił dr Janusz Korczak, że dziecko to jest też człowiek i trzeba robić wszystko, żeby człowiek się w pozytywny sposób rozwijał. Dlatego gdy teraz obserwuje poczynania kolejnych ministrów, widzi, że nawet nie wiadomo, o co im teraz chodzi. Wcale nie chodzi im o dziecko!!!

W czasie kariery pedagogicznej Waleria Owczarz pracowała w szkołach w Łodygowicach Górnych, Czechowicach i w końcu w Bestwinie. O jej niezwykłym talencie nauczycielskim świadczy to, że wychowała aż 14 znanych artystów, absolwentów akademii plastycznych lub historyków sztuki. Jej łodygowicki podopieczny to pierwszy rektor katowickiej ASP, prof. Michał Kliś. Nauczycielem akademickim w uczelniach krakowskich i bielskich jest obecnie prof. Janusz Kuchejda, który tak wspomina swą nauczycielkę: ? Wracam pamięcią do zdarzenia, które noszę głęboko w sobie, a które miało miejsce ponad pół wieku temu. Razem ze Staszkiem Niemczykiem byliśmy uczniami V kl. SP na Lipowcu w Czechowicach. Pomagaliśmy malować kulisy pod pani nadzorem i do pani przedstawienia ?Od Tatr do Bałtyku?. Obok nas z łatwością malowała pani górne partie dekoracji, onieśmielając nas kompletnie. Malowaniem tym pozwoliła pani uczestniczyć nam w tym, co dziś nazwałbym misterium aktu twórczego. To była dla mnie prawdziwa lekcja pokory, ale i nadziei na przyszłość. Za tamte młodzieńcze przeżycia, a dziś dojrzałe wzruszenia serdecznie dziękuję ? powiedział prof. krakowskiej ASP podczas wręczenia mu odznaki Kolberga Bestwiny. Wychowanką Walerii Owczarz jest m. in. dyrektorka Galerii Bielskiej BWA Agata Smalcerz, malarz osiadły w Ameryce (nb. siostrzeniec Walerii Owczarz) Maciej Maga, a także wielu innych artystów beskidzkich rozsianych po świecie, jak Ilona Adamska-Wójtowicz, Magdalena Firganek, Małgorzata Gąsiorek, Aldona Kohut, Janusz Kudrys, Piotr Kutryba, Alojzy Markiel czy Halina Wójcik.

W jaki sposób bestwińska nauczycielka odkrywała ich uzdolnienia? ? Dzieci dzieliłam na utalentowane i zdolne. Zdolne potrafiło odrysować, podpatrzeć kolor. Nie sprawiało mu trudności odwzorowywanie itp. Talent natomiast to inna sprawa. Gdy zobaczyłam, że dziecko ma w sobie tę iskrę bożą, to starałam się pomagać we wszystkim. W ósmej klasie były już tematy abstrakcyjne ? uśmiech, przykrość, radość. Uczniowie symbolicznie przedstawiali miłość. Dziewczyny brały kredki, malowały usta i całowały kartki. Później zawsze, żeby była motywacja, wieszaliśmy na tablicy wszystkie dzieła i omawiali. Pamiętam, że pewnego razu kazałam przynieść tekturkę, plastelinę i przedstawić uczucie rozpaczy. Niektórzy tworzyli łzy. Rysiek Kwak, który zawsze się wyróżniał, zrobił twarz kobiecą i obok zdeformowaną twarz dziecka. Oko jedno tu, drugie ówdzie. Kobieta z rozpaczy darła włosy, długie jak makaron poszarpane ruloniki. Nie wiedziałam początkowo, co rzeźba przedstawia, ale po chwili stanęłam jak wryta ? wspomina pierwszą rzeźbę Ryszarda Kwaka, artystę, obecnego nauczyciela Zespołu Szkół Plastycznych w Bielsku-Białej, Waleria Owczarz. Bestwińska nauczycielka wysłała później Ryszarda Kwaka do szkoły im. Kenara. Ryszard Kwak nie miałby jednak gdzie mieszkać, gdyby nie jej wstawiennictwo u znajomego proboszcza ? księdza Władysława Curzydły, który wystarał się o lokum i wikt dla przyszłego absolwenta warszawskiej ASP. To jeden z wielu przykładów troski Walerii Owczarz o młodych artystów.

Żywe lekcje historii

Po przejściu na emeryturę w 1984 r. Waleria Owczarz stała się strażniczką pamięci swej bestwińskiej ojczyzny. Redagowała periodyk ?Nasz Głos? i publikowała w nim liczne artykuły. Napisała kilkanaście książek poświęconych historii regionu, np. ?O naszych księżach słów kilka?, ?Partyzancki różaniec?, ?Droga krzyżowa ? śladami wieków?, ?Obywatele państwa bestwińskiego?, ?Legendy bestwińskie?, ?Legendy i opowieści z Józefowej izby?, ?Słowniczek z języka naszych przodków?. W październiku 2012 r. ukazały się dwie ostatnie jej publikacje ?Czas i przestrzeń ze śladami babki Anny Grygierzec? i ?Cmentarz w Bestwinie ? otwarta księga zmarłych?. W 1992 r. wpadła na pomysł powołania Towarzystwa Miłośników Ziemi Bestwińskiej, którego została przewodniczącą. 20 lat temu z jej inicjatywy powstało Muzeum Regionalne im. Ks. Bubaka. Obok niego powołała do życia ? wespół z pszczelarzami ? skansen ?Pasieki słowiańskiej?. Cały czas gromadzi eksponaty do tych placówek. W muzeum i skansenie Waleria Owczarz do dziś prowadzi lekcje dla dzieci, młodzieży oraz dorosłych poświęcone historii. Uczy np. wypieku chleba na zajęciach pn. ?Od ziarenka do bochenka?. W 27 blokach tematycznych zapoznaje chętnych z dorobkiem kultury materialnej i duchowej ziemi bestwińskiej. Tworzy specjalne programy propagujące regionalną kulturę wśród dzieci przedszkolnych.  

Waleria Owczarz w latach 90. XX w. był radną oraz przewodniczącą Rady Gminy Bestwina. Jej ówczesny dorobek, a także dzielną walkę z bezmyślnymi przeciwnikami, należałoby przedstawić w osobnym artykule.

Powrót Króla Chwały

Ostatnio Waleria Owczarz wsławiła się spektakularną akcją. Dzięki jej uporowi na wieży bestwińskiej świątyni ponownie pojawił się 585-kilogramowy Król Chwały. 21 lipca 1941 r. z kościoła w Bestwinie niemieccy okupanci zabrali wszystkie trzy dzwony, w tym pochodzącego z 1505 r. Króla Chwały, który ufundował Jan Myszkowski herbu Jastrzębiec, ówczesny właściciel Bestwiny. Dzwon przetrwał szwedzki potop, zabory i dwie wojny światowe. Cudem uniknął przetopu, gdyż alianci zbombardowali hutę w Hamburgu, w której miał zakończyć wielowiekowy żywot. W 2006 r. dzwonem zainteresowała się Waleria Owczarz. Namówiła archeologa prof. Kazimierza Bielenina, żeby zbadał, czy któryś ze zrabowanych dzwonów jeszcze istnieje. Profesor poradził, żeby zwrócić się do Muzeum Narodowego w Norymberdze. Okazało się, że Król Chwały od 1952 r. znajduje się w kościele w Mitterfirmiansreut koło Passawy w Bawarii.

Po wielu listach, telefonach, spotkaniach i innych zabiegach, w których pośredniczyło wiele osób, w tym uczennica Walerii Owczarz, mieszkająca w Niemczech Anna Car-Slodczyk, doszło do uroczystego przekazania dzwonu. Biskupi i księża bawarscy, a także parafianie ? po początkowych wątpliwościach i nieufności ? wykonali nowy dzwon i wspaniałomyślnie przekazali Króla Chwały bestwinianom. ? W tej górskiej miejscowości Bawarczycy przez wiele lat mieli igloo: kościół, który budowano z lodu na zimę. Gdy nadchodziła wiosna, świątynia spływała wraz z lodami w doliny. Waleria Owczarzowa wyjaśnia, że teraz już kościół mają. Mieści około 40 ludzi. Znajduje się w liczącej 250 dusz wiosce, której historia sięga 200 lat. Dzieje Bestwiny natomiast szacuje się na co najmniej dziewięć stuleci.

? 7 lipca 2010 r. przyjechaliśmy do Mitterfirmiansreut na poświęcenie dzwonu o nazwie Jan. Tamtejszy biskup ufundował taki sam dzwon jak bestwiński Król Chwały. Defilada szła przez całą wieś. Nowy dzwon przewożono na platformie. Z naszej strony szła para w bestwińskich strojach laskich, ks. prof. Stanisław Hałas i dyrektor domu kultury Grzegorz Boboń. Odbyła się msza polowa, którą prowadził tamtejszy dziekan. Homilię w języku niemieckim wygłosił też ks. Hałas. Był upał ponad 30-stopniowy. Nasze panie w filcowych strojach regionalnych mdlały. Nagle całą wieżę kościoła pokryła chmura. ? Zacznie lać! ? powiedziałam do Zosi Gawdziak. ? Cicho. Niech leje jak z cebra. Ja już się topię z ciepła ? oburzyła się. Nagle mgła się cofnęła i wyszło słońce. Odezwał się Król Chwały. To było znamienne. Ani jednej chmurki ? jakby rozwiał ją dźwięk dzwonu. Nie mogłam się powstrzymać. Ucałowałam Jana, który był przygotowany do konsekracji. ? Dzwoń na chwałę Króla Chwały ? powiedziała Waleria Owczarzowa i popłakała się. Dźwięk dzwonu niósł się daleko, gdyż kościół leży na skarpie i głos rozchodzi się wspaniale. ? Potem złożyliśmy prezenty. Ja podarowałam haftowaną komżę z jerozolimskimi krzyżami. Ksiądz bardzo się ucieszył. Pokazywał ją z radością wiernym, bo tam mają raczej skromne stroje.

Później niemieccy gospodarze podnieśli jedną część dwuspadowego, krytego papą dachu wieży i wymienili dzwony. Nie kosztowało to zbyt wiele. W sumie bestwinianie zapłacili tylko cztery tysiące euro. Chrześniak Walerii Owczarz Bartek Waliczek zorganizował transport dzwonu z Niemiec do Polski. Bestwinianie witali go już na rogatkach w Komorowicach. Przez rok Król Chwały leżał na posadzce kościoła w Bestwinie. W końcu umieszczono go na wieży. Przebył tę samą drogę, jak wówczas, gdy ją opuszczał. Dźwigi przeniosły go na wieżę przez okno. W diecezji passawskiej jest jeszcze bestwiński dzwon z 1663 r.

Dopóki płaci się pamięcią

Mottem działania Walerii Owczarz jest fragment poezji Wisławy Szymborskiej, wedle której wieczność tak długo trwa, dopóki pamięcią się jej płaci. Dlatego tak usilnie dokumentuje historię ziemi bestwińskiej ? od pierwszych materialnych dowodów jej zasiedlenia po współczesność. Twierdzi, że pragnie chronić to, co jeszcze się zachowało w kulturze ? nawet w przekazach pisanych i ustnych, pod wiejską strzechą i w pańskim zamku. W ten sposób przywraca także sens słowa patriotyzm. ? Zachorowałam na Bestwinę i nie mogę się z niej wyleczyć. Nawet doktor Franciszek Maga nie ma dla mnie lekarstwa ? powiada Waleria Owczarz.

Pisząc sagę rodu Wieczorkiewiczów i Owczarzów należałoby obowiązkowo wspomnieć o wielu innych szlachetnych postaciach, które domagają się osobnych publikacji. Wspaniałym człowiekiem jest małżonek Walerii ? Ludwik Owczarz, za którego wyszła w 1960 r. Jest on emerytowanym nauczycielem wychowania fizycznego. Od lat towarzyszy żonie w jej wielostronnej działalności, a sam także zapisał się na trwale w annałach beskidzkiej oświaty, zwłaszcza w latach 80. minionego wieku, gdy był dyrektorem szkoły w Bestwinie. Najstarsza córka Żaklina Owczarzówna odziedziczyła sporo pozytywnych cech po rodzicach. Poszła w ich ślady. Obecnie jest dyrektorką SP w Godziszce. Wielkie zasługi dla Bestwiny ma szwagier państwa Owczarzów ? dr Franciszek Maga. Samo ich wyliczanie to niezwykle pracochłonna robota, godna stachanowca minionej epoki.