Janusz Okrzesik

 

Ćwierć wieku w nowej Polsce

 

25 lat to już taki dystans, który pozwala na pierwsze podsumowania. Jednak rzetelne określenie wykorzystanych i straconych szans wymaga też dystansu emocjonalnego. Tego u siebie nie znajduję. Za bardzo byłem osobiście zaangażowany w wydarzenia tego okresu, zatem ten tekst proszę traktować jako bardzo subiektywną ocenę ostatniego ćwierćwiecza w naszym mieście i regionie.

 

Wybory czerwcowe: rzut na taśmę

 

Pełno teraz mądrali, którzy doskonale wiedzą, co można było przed 25 laty zrobić lepiej. Patrzę na nich z pobłażaniem, wszak sam teraz też wiem, co było błędem i gdzie można było osiągnąć więcej, tyle tylko, że wiem to – tak jak oni – po 25 latach. Wspominając jednak rok 1989, trzeba przypomnieć, że wtedy takiej wiedzy, jaką mamy dziś – nie mieliśmy.

W działalność opozycji zaangażowana była garstka ludzi i choć akurat wtedy zaczęli pojawiać się nowi, to mogę zliczyć ich na palcach jednej ręki. Skoro przez siedem lat po wprowadzeniu stanu wojennego powtarzaliśmy wszyscy, że chcemy rozmów i porozumienia, to „okrągły stół” jawił się nam wtedy jako szansa. Nie mieliśmy nic do stracenia, bo po prostu nic nie mieliśmy. Dwa powielacze, kilku przyjaciół, coraz mniej sił.

Na Podbeskidziu jak w soczewce mogliśmy obserwować te same procesy, które przebiegały w całej Polsce. Zmęczenie opozycji samym trwaniem, bez sukcesów i perspektyw. Zmęczenie co mądrzejszych partyjnych, którzy wiedzieli, że dotychczasowy system stracił sterowność, a „radzieccy” tym razem nie pomogą. Rosnące zniecierpliwienie przeciętnych ludzi, którzy mieli dość codziennych absurdów, braków i po prostu PRL-owskiego dziadostwa.

Z tej perspektywy patrząc – w czerwcu 1989 roku stał się cud. „Okrągły stół” i umowa opozycji z komunistami niczego jeszcze nie zmieniała, ale wybory czerwcowe zmieniły wszystko. Zmiana przyszła razem z setkami tysięcy głosujących ludzi, tysiącami zaangażowanych w komitety obywatelskie, setkami nowych liderów. Tak było też u nas. Miażdżące zwycięstwo „Solidarności” w wyborach musiało wywołać lawinę zmian, ale przez pierwszy rok były to raczej zmiany powierzchowne i bardziej estetyczne niż systemowe. Wojewodą został Mirosław Styczeń z „Solidarności”, ale siedział w tym samym gabinecie i miał takie same kompetencje co poprzednik i zarządzał tą samą masą upadłościową po PRL.

 

Samorząd 1990

 

Całkowitą zmianę ustrojową przyniósł dopiero samorząd. Pierwsza z wielkich reform „Solidarności, do dziś niekwestionowana i doceniania, to przywrócenie samorządności na szczeblu gminy. Ta reforma, uchwalona w Dzień Kobiet w 1990 r., odebrała znaczną część władzy instytucjom rządowym i przekazała ją lokalnym wspólnotom i ich reprezentantom. Samorząd uwolnił olbrzymią energię społeczną, angażując w sprawy publiczne tysiące najwartościowszych obywateli.

W Bielsku-Białej wybory wygrał Komitet Obywatelski, a pierwszym prezydentem (w lokalnej skali odpowiednikiem Tadeusza Mazowieckiego) został Krzysztof Jonkisz. W ten sposób ruch „Solidarności” pozwolił wrócić miastu na szlak, na którym w XIX wieku Bielsko i Biała zbudowały swój sukces, na drogę samorządności i lokalnej gospodarności. Efekty przerosły chyba najśmielsze oczekiwania. Lata dziewięćdziesiąte to okres wybuchu przedsiębiorczości, początek dużych inwestycji infrastrukturalnych (choć jeszcze bez pieniędzy unijnych), rozkwit organizacji pozarządowych i różnych inicjatyw obywatelskich, czas powrotu do lokalnych tożsamości tradycji. W innych gminach województwa wygrywały także lokalne komitety obywatelskie, wywodzące się z „Solidarności”. Tylko w Wiśle górę wzięły uprzedzenia i podziały wyznaniowe i „Solidarność” wycofała swoja listę. Z dzisiejszej perspektywy widać, jak wielki skok cywilizacyjny dokonał się w gminach Podbeskidzia dzięki samorządom. Wystarczy przyjrzeć się szkołom, drogom albo policzyć setki kilometrów zakopanych w ziemi rur kanalizacyjnych i wodociągowych. Samorząd, bez względu na widoczne gdzieniegdzie gołym okiem wynaturzenia, udał się nam znakomicie.

 

Dwóch biskupów

 

W 1992 r. utworzona została diecezja bielsko-żywiecka. To wydarzenie ma wielkie znaczenie dla regionu, nie tylko konfesyjne. Potwierdza bowiem więź kulturową i historyczną terenów Śląska Cieszyńskiego i zachodniej Małopolski, więź która – wbrew kłamstwom uporczywie powtarzanym przez „ślązakowców” – była wcześniejsza niż PRL i która ten PRL przetrwała. Tak się składa, że w polskiej rzeczywistości historycznej administracja kościelna bywa znacznie trwalszym składnikiem i wyznacznikiem tożsamości niż ulegająca ciągłym zmianom administracja państwowa, stąd nie sposób chyba przecenić znaczenie tej decyzji Jana Pawła II, który znał tę ziemię jak mało kto. W ten sposób Bielsko-Biała stało się jednym z niewielu miast w homogenicznej wyznaniowo Polsce, w którym podczas różnych oficjalnych uroczystości wita się dwóch biskupów. Może jeszcze Białystok, Przemyśl, Wrocław. W jakimś sensie jest to dalekie echo wspaniałej wielokulturowej przeszłości miasta i regionu.

 

Gorsza jakość

 

Zmiana ustroju przyniosła – w sposób zupełnie paradoksalny – zmierzch wielkoprzemysłowej klasy robotniczej. W Bielsku-Białej oznaczało to powolną degradację FSM, spektakularny upadek Befamy, konwulsyjne dogorywanie fabryk włókienniczych (choć tu przyczyny nie miały natury politycznej, gdyż całe europejskie włókiennictwo wymarło mniej więcej w tym samym czasie z powodu taniej azjatyckiej konkurencji). Szczególnie groźny był ten ostatni proces, bo znikała cała branża, a wraz z nią tysiące miejsc pracy. W Łodzi były specjalne rządowe programy osłonowe, miliony złotych na przekwalifikowanie włókniarek itp. Wtedy po raz pierwszy Bielsko-Biała mogło poczuć się jak niechciane dziecko III Rzeczypospolitej. Dla nas pomocy nie było, żaden rządowy program nie obejmował Bielska-Białej. Możemy być dumni, jak miasto poradziło sobie z tym potężnym problemem. Uwolnione w nowej sytuacji gigantyczne pokłady przedsiębiorczości i pracowitości pozwoliły przetrwać najtrudniejszy okres. Do dziś mamy w regionie znacznie wyższy odsetek firm przypadających na liczbę ludności i znacznie niższy od krajowego wskaźnik bezrobocia. Tymczasem Łódź do dziś nie podniosła się po rządowej pomocy.

Problemem Bielska-Białej i całego regionu jest nie tyle ilość miejsc pracy, co ich jakość. W strukturze gospodarki przeważa handel oraz produkcja przemysłowa na rzecz dużych ponadnarodowych koncernów, które centrale mają daleko stąd. Co to oznacza? Słabo płatne miejsca pracy dla niskokwalifikowanych pracowników. Stąd bierze się tak boleśnie odczuwane zjawisko masowego odpływu młodych ludzi: ci ambitniejsi i zdolniejsi często szukają swojej szansy w Londynie, Wrocławiu czy nawet w Katowicach, nie znajdując perspektyw rozwoju u siebie. Nie dostrzegam żadnych działań lokalnych władz, by ten proces powstrzymać.

 

Ten fatalny rok 1998

 

Poczucie odrzucenia przez nową Polskę kulminacyjny punkt osiągnęło w 1998 r. To wtedy zlikwidowano województwo bielskie, dodatkowo dzieląc jego tereny pomiędzy dwa odrębne organizmy regionalne: województwo śląskie i małopolskie. Na ten temat można pisać w nieskończoność i wciąż zadawać pytania, dlaczego słabsze gospodarczo i demograficznie organizmy, jak Opolszczyzna czy Kieleckie, ostały się na mapie administracyjnej, albo czy podział na 25 województw, proponowany przez PSL, nie byłby lepszy dla Polski? Albo czy pozytywne impulsy płynące z reformy powiatowej, z której skorzystały np. Żywiec czy Cieszyn, zrównoważyły katastrofalne efekty reformy wojewódzkiej? Tyle że odpowiedzi pozostają czysto teoretyczne, w najbliższej przyszłości nie widać szans na powstanie regionalnej jednostki administracyjnej wokół Bielska-Białej. Zmianę mogą przynieść dwa procesy, przebiegające niezależnie od siebie: wzrost siły ruchu autonomistycznego i separatystycznego na Śląsku, wymuszający reakcję opinii publicznej i państwa oraz unijne tendencje do łączenia regionów i tworzenia wielkich jednostek administracyjno-gospodarczych (na naszym podwórku cos podobnego zaczyna przypominać popularna koncepcja śląsko-małopolska zwana „Krakowicami”).

Likwidacja województwa bielskiego przyniosła wielkie straty. Nie można ich bagatelizować, sprowadzając wszystko do utraty pracy przez garstkę urzędników. Prawda jest taka, że liczba urzędników wzrosła, tyle tylko że w Katowicach. Z Bielska-Białej wyprowadziły się nie tylko liczne urzędy, ale także podążające zawsze w ślad za nimi oddziały banków, redakcje mediów, zarządy przedsiębiorstw. Każdemu, kto nie dostrzega związku między zmianami administracyjnymi a stanem gospodarki, polecam przejechać się do Opola czy Rzeszowa, miast o porównywalnej wielkości i potencjale (choć gospodarka Bielska-Białej wciąż jeszcze jest silniejsza), by zobaczyć, jaki postęp poczyniły one, będąc od 15 lat stolicami nowych województw. Ale tam filharmonię czy uniwersytet buduje się za pieniądze państwa lub regionu; u nas próba zbudowania sali koncertowej za własne pieniądze zakończyła się przebudową BCK… W Rzeszowie nowoczesną i ciekawą architektonicznie siedzibę oddziału NBP zbudowano w tym samym czasie, gdy likwidowano oddział w Bielsku-Białej… Tymczasem ilość połączeń komunikacyjnych z Opola czy Rzeszowa wzrasta, a u nas trudność sprawia nawet wyjazd do Warszawy o rozsądnej porze, nie wspominając już o zlikwidowanych połączeniach międzynarodowych. Można też zadać pytanie, czy gdyby istniało nadal województwo bielskie, doszłoby do likwidacji dobrze funkcjonującego Kolegium Nauczycielskiego z ponadstuletnią tradycją? Takie przykłady można mnożyć, tylko co z tego? Trzeba przyjąć do wiadomości, że jesteśmy zdani na własne siły, a właściwie – po tych 15 latach w nowym układzie administracyjnym można to stwierdzić z całą pewnością – musimy nauczyć się funkcjonować w nieprzyjaznym otoczeniu administracyjno-politycznym i w regionie, dla którego byliśmy i będziemy peryferiami. A jeśli kiedykolwiek pojawi się szansa, aby ten układ zmienić, musimy mieć nadzieję, że elity polityczne staną na wysokości zadania, nie tak jak 15 lat temu.

 

Elity

 

Tu powodów do optymizmu nie znajduję zbyt wielu. Od dziesięciu lat znajduję się na uboczu życia politycznego i bardziej obserwuję, niż uczestniczę, stąd garść refleksji. Nie przypuszczałem, że nastąpi tak szybka degrengolada lokalnych elit politycznych. W żadnej formacji politycznej nie posiadamy pierwszoplanowych postaci, odgrywających jakąkolwiek samodzielną rolę, nie tylko na szczeblu ogólnopolskim, ale nawet regionalnym. Dominującą drogą robienia kariery jest klientelizm, a miarą upadku fakt, że patrona szuka się już nawet nie w Warszawie, lecz w Pszczynie… Bez zmiany elit, reprezentujących nasz region w parlamencie i administracji, nie ma mowy o wyrwaniu się z marazmu.

Naturalnym miejscem rodzenia się nowych elit jest samorząd. Wyróżniający się samorządowcy powinni po zakończonym sukcesami okresie pracy w gminie czy powiecie wykorzystywać swoje doświadczenie w „większej” polityce. Na Podbeskidziu pracuje wielu sensownych, kompetentnych samorządowców. Brakuje jednak takich, którzy potrafią myśleć kategoriami szerszymi niż „swoja” gmina czy powiat. Szwankuje nawet myślenie w kontekście wspólnych interesów regionalnych, których wszak nie brakuje (komunikacja zbiorowa, promocja turystyki, podział funduszy unijnych itp.). Niezdolność do myślenia kategoriami szerszymi niż własne opłotki skutkuje takimi absurdami jak choćby brak jakiejkolwiek bezpośredniej komunikacji zbiorowej miedzy powiatem żywieckim a cieszyńskim czy uporczywe próby rozbudowy lotniska w Aleksandrowicach, kompletnie nie uwzględniające istnienia oddalonego o 10 km lotniska w Kaniowie. Bo to inny powiat jest…

 

Bilans ćwierćwiecza

 

Można wskazać i sukcesy, i porażki, ale zasadniczą trudność w ocenie powoduje brak pewności, które z tych sukcesów i porażek są specyficzne dla Podbeskidzia, a które są tylko odbiciem procesów ogólnopolskich czy wręcz globalnych (choćby zmiany w strukturze gospodarki). Jedno jest pewne: te 25 lat nie zostało zmarnowane. Nasze miasta są ładniejsze, czystsze. Lasom nie grozi już zagłada, jak jeszcze 30 lat temu. Transformację gospodarczą przeszliśmy w miarę łagodnie. Zbudowaliśmy wodociągi, drogi, baseny i hale sportowe. Mamy fundament, na którym można budować dalej. Teraz, gdy gorączka za nami, możemy już chyba częściej zadawać sobie pytanie, kim chcemy być w przyszłości i jak ma wyglądać nasza mała ojczyzna za kolejne 25 lat.