W połowie lat dwudziestych minionego wieku taka anegdota krążyła po Warszawie. Nie bez kozery. Dwaj bracia i mąż Zofii Kirkor-Kiedroniowej byli ministrami, a jeden z braci - premierem. W rzeczywistości życie Zofii Kirkor-Kiedroniowej, która poświęciła karierę naukową w Paryżu dla męża na Śląsku Cieszyńskim, nie było usłane czerwonym chodnikiem. Pisze o tym specjalnie dla świątecznego Czytelnika Kalendarza Beskidzkiego Władysława Magiera w tekście pt. "Razem do historii" (W rodzinnym albumie - KB 2012).

Z inicjatywy stowarzyszenia Klub Kobiet Kreatywnych odsłonięto 1 października 2010 r. na ścianie budynku przy ulicy Kiedronia w Cieszynie tablicę. Zrobiły to: wnuczka Zofii i jedyna żyjąca siostrzenica Józefa. Widnieje na niej napis: Zasłużeni działacze narodowi na Śląsku Cieszyńskim. Dalej jest wymieniona Zofia Kirkor-Kiedroniowa ? członkini Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego 1872-1952 i Józef Kiedroń ? minister przemysłu i handlu II RP 1879-1932.
Co spowodowało, że oboje przeszli do historii? W to, że byli wyjątkowi, nie wątpił nikt z tych, którzy ich znali. A jacy byli naprawdę?
Poznali się w sanatorium w Bystrej. Józef pokochał Zofię chyba w momencie, kiedy zobaczył ją po raz pierwszy. Oświadczył się jeszcze w czasie trwania turnusu. Ona jednak nie od razu powiedziała tak. Kiedy zaś pokochała Józefa, była mu oddana bez reszty. Kochała go do końca. Poznał ją jako wdowę, matkę, kobietę po przejściach. Mówiła mu: Trzeba się na wszystko filozoficznie zapatrywać, a na mnie przede wszystkim, bo inaczej się ze mną nie wytrzyma. Ja nigdy równa nie będę, czy pan wie o tym? Czy pan się nie boi?
Dlaczego początkowo nie godziła się na nowy związek? Chciała pojechać do bibliotek i archiwów paryskich, by zbierać materiały do swojej pracy o włościanach w Królestwie Polskim. Później tę pracę wyda Akademia Umiejętności. Była bardzo dobra i długo jeszcze czerpano z niej wiedzę o tamtej epoce. A może wyjazd był tylko pretekstem, może się bała? Tego niestety nie dowiemy się nigdy. W Paryżu podjęła decyzję i już jako żona prawie prosto ze stolicy Francji przyjechała do malutkiej Dąbrowy na Śląsku Cieszyńskim. Swoją decyzję częściowo motywowała tak: Coraz częściej zaczęłam pragnąć ? dobra. A wiedziałam, że na drodze ku niemu lepszego przewodnika jak Kiedroń nie znajdę.(...) poznałam ciebie jako arcydobrego, wyrozumiałego. Dalej dodaje, że takim pozostał przez całe życie.

On

Kim więc był, że przełamał opór Zofii, że zdobył tę wyjątkowo inteligentną kobietę? Był jej zupełnym przeciwieństwem. Spokojny, pragmatyczny, dążący do kompromisów, których nauczyło go życie, a przede wszystkim ?arcydobry?. Jego kariera przebiegała w iście amerykańskim stylu i różniła się bardzo od życiorysów ludzi rządzących II RP. Nie był nawet jak Wincenty Witos chłopem, był sierotą, a został ministrem i mieszkańcem ? jednego z największych w Polsce ? pałacu Donnersmarcków w Siemianowicach.
Jako dziecko mieszkał w Datyniach Dolnych na Zaolziu i tam rozpoczął naukę. Jego rodzice mieli niewielkie gospodarstwo rolne. Później poszedł do niemieckiego gimnazjum w Cieszynie. Musiał w pierwszej klasie bardzo przykładać się do nauki, gdyż nie znał niemieckiego, a tylko takie gimnazjum było w mieście. Był zdolny i lubił się uczyć, ale w wieku 12 lat przerwał edukację. Zmarli rodzice, a on stracił dach nad głową i musiał sobie od tego czasu radzić sam. Podjął pracę, najpierw w drukarni, a później na dole w kopalni. Pracował ciężko, woził taczki z węglem w niskich pokładach. Marzył o dalszej nauce i chciał na nią zarobić pieniądze. Mieszkając marnie i nie dojadając, uzbierał potrzebną kwotę. Przeniósł się wtedy do dalekiego krewnego, z którym zawarł umowę, że za pracę w gospodarstwie otrzyma kąt do mieszkania i wyżywienie. Chciał zaliczyć eksternistycznie dwie klasy i wrócić do gimnazjum. Egzaminy zdał, ale jego dalsza nauka zawisła na włosku. Właściciel gospodarstwa policzył sobie za utrzymanie i nie zostało mu prawie nic. Ostatecznie z pomocą przyszedł miejscowy pastor, a później otrzymał stypendium Macierzy Szkolnej dla Księstwa Cieszyńskiego. W przyszłości będzie nie tylko wspierał ją finansowo, ale także jako jej ofiarny działacz zostanie członkiem honorowym. Gimnazjum skończył z wyróżnieniem i rozpoczął studia na Politechnice Lwowskiej. Po roku przeniósł się na Akademię Górniczą w Leoben (Ausrtria). Dorabiał korepetycjami, a w czasie wakacji na kopalniach w Westfalii. Już w gimnazjum, a potem na studiach działał w polskich organizacjach. W Leoben został wybrany na przewodniczącego Znicza, zrzeszającego studiujących Ślązaków. Ujawniły się wtedy jego talenty organizacyjne i umiejętności nawiązywania współpracy. Będzie w przyszłości bardzo dobrym inżynierem i organizatorem. Wiedzę nabył bowiem nie tylko w szkole, ale i w praktyce. W kopalni pracował prawie na wszystkich stanowiskach i nic nie mogło go zaskoczyć.

Ona

Edukacja Zofii Grabskiej była inna, bardzo tradycyjna. Jako córka ziemianina z Borowa początkowo uczyła się w domu, a później kształciła na pensji dla panien w Warszawie. Maturę zdała w męskim gimnazjum i otrzymała uprawnienia do nauczania. Nie pracowała jednak nigdy. Zawsze ktoś ją utrzymywał ? początkowo rodzina, a później mąż. Była bardzo zdolna, szczególnie lubiła historię i języki obce, ale po skończeniu nauki nie mogła studiować na ziemiach polskich, musiałaby jechać do Paryża. Zadebiutowała w towarzystwie, ale bale szybko znudziły inteligentną pannę. W tym okresie zetknęła się też ze środowiskiem socjalistycznym i zaczęła wspierać finansowo ?Robotnika?. Dawała pieniądze, które otrzymywała na opłacenie kursów na Latającym Uniwersytecie. Chodziła tylko na część zajęć.
Dlaczego nie podjęła pracy? Nie musiała, nie wypadało, ale z drugiej strony nie wypadało też ?pannie z wyższych sfer? zajmować się socjalizmem. Takie słowa usłyszała w czasie przesłuchania od carskiego urzędnika. Po raz pierwszy w więzieniu znalazła się jeszcze jako uczennica i wiązało się to z działalnością braci. W swoim pokoju przechowywała ?zakazaną bibułę?. Została aresztowana i wywieziona prosto z Borowa do X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej, a później do Petersburga. Zwolniono ją po kilku miesiącach za kaucją. Po raz drugi za kraty powędrowała w pewnym sensie świadomie. Chodziła na zebrania i demonstracje socjalistyczne i podczas jednej z nich wpadła. Otrzymała wyrok ? trzy lata zesłania. Razem ze innymi zesłańcami pojechała do Permu.
Tam spotkała przyszłego męża. Właściwie Dymitr Kirkor traktował ją jak koleżankę; mieszkali blisko i razem spędzali czas. Ona jednak zakochała się bez pamięci w młodym studencie medycyny. Nie umiała w żaden sposób zdobyć jego miłości i postanowiła się zastrzelić. Nie widziała sensu życia, jeśli nie spędzi go u boku kochanego mężczyzny. Postrzeliła się ciężko, ale nie zabiła. Na Syberię przyjechała jej młodsza siostra Halinka. Pielęgnowała ją. Próba samobójcza miała jednak dobre strony, zdobyła Dymitra. Za zgodą rodziców zaręczyli się, a po powrocie z zesłania pobrali i zamieszkali w Krakowie. Mitry studiował dalej medycynę, ale wiele przebywali w Zakopanem, gdyż był zagrożony gruźlicą. Zmarł w czwartym roku małżeństwa na zapalenie otrzewnej. Została z dwójką chłopców, Witoldem i Staszkim. Kolejna tragedia spotkała ją w1902 r. Na szkarlatynę zmarł starszy syn Witold, który nie skończył jeszcze sześciu lat.
Zofia, próbując choć trochę zapomnieć, zaczęła się intensywnie uczyć. Już wcześniej chodziła na zajęcia Latającego Uniwersytetu, a teraz dostała temat pracy seminaryjnej, z której po latach powstanie naukowe dzieło o włościanach w Królestwie Kongresowym. W końcu jakoś wyszła z żałoby i próbowała żyć normalnie, ale nie wychodziło. Zaczęła w wirze zabaw szukać zapomnienia. Zaszła w ciążę, ale młodopolski malarz, ojciec dziecka, nie chciał zakładać rodziny. Mama zajęła się Stasiem, a ona wyjechała w podróż po Europie. W Szwajcarii urodziła Janka, którego zostawiła pod opieką niani. Miała nadzieję, że niedługo go sprowadzi. Nie wytrzymały jednak jej nerwy. Straciła już syna Witolda, a drugiego zostawiła. I wtedy właśnie bracia zawieźli ją do sanatorium w Bystrej.

Wspólna idylla

Opowiedziała młodszemu od niej o siedem lat inżynierowi swoje losy, ale to go nie zraziło. Nadal usiłował ją zdobyć. W 1905 r. przywiózł do Dąbrowy nie tylko ją, ale i małego Janka. Dał mu swoje nazwisko. Wspólnie doczekali się jeszcze jednego syna, Władzia. I tu powinno się zakończyć, żyli długo i szczęśliwie. Niestety wypadki historyczne, w których brali aktywny udział, napisały inny scenariusz. Józef zawsze marzył ? byśmy się kiedyś we dwoje wzięli do pracy tu, (...), byśmy od Dąbrowy zaczęli, dając innym przykład, co robić należy, by lud materialne i moralnie podnieść.
Początkowo nie była zachwycona nowym miejscem zamieszkania, ale po roku zaczęła aktywnie uczestniczyć w lokalnym życiu i razem pracowali społecznie. Pierwszym zadaniem, jakie udało im się zrealizować, było otwarcie polskiej szkoły w Dziećmorowicach. Wkrótce, w 1907 r., rozpoczęli razem walkę o szkołę sztygarów w Zagłębiu Ostrawsko-Karwińskim. Ostatecznie szkoła powstała w Dąbrowie. Ponieważ Józef wziął udział w uroczystym otwarciu, stracił pracę. Był aktywnym Polakiem i to wtedy wystarczyło. Początkowo na wiele jego posunięć czescy i niemieccy zwierzchnicy przymykali oczy, gdyż był bardzo dobrym inżynierem i cieszył się ogromnym autorytetem wśród górników. Teraz jednak musiał przenieść się do Morawskiej Ostrawy, bo tam dostał pracę.
W nowych warunkach Kiedroniowie również zaczęli narodową działalność. Doprowadzili do otwarcia polskich szkół w Hermanicach, Radwanicach i Kończycach Małych. Po powrocie do Dąbrowy postawili sobie kolejne cele. Józef chciał zrealizować swoje marzenie: drugie polskie gimnazjum. Z własnego doświadczenia wiedział, że pobyt w Cieszynie dla niektórych dzieci był za drogi. W 1909 r. w gimnazjum realne w Orłowej zaczęło przyjmować uczniów. Do niego będą chodziły później również ich dzieci. Zofia bardzo się zaangażowała w to przedsięwzięcie, zresztą nie tylko w tym mu pomagała. Zawsze zgodnie działali razem. Wykorzystywała wszystkie swoje znajomości ?w wyższych sferach?, zdobywała fundusze. Razem jeździli do Krakowa, wygłaszali przemówienia, przekonywali. Fundusze na Macierz były bardzo potrzebne, Zofia zbierała je wszędzie. Ideały męża stały się też jej ideałami, a przyjaciele męża jej przyjaciółmi. Wszystko robiła z charakterystyczną dla siebie pasją, z pełnym oddaniem sprawie.
Był to dla nich najszczęśliwszy okres życia. Mieli stabilizację, coraz lepsze mieszkania. Ostatni dom Czesi nazwali nawet ?Kiedroniowym rajem?. Józef awansował, był już dyrektorem dwóch miejscowych kopalń. Borykali się oczywiście z problemami, które nieobce są młodym rodzicom. Dzieci chorowały. Władzio miał ciężkie powikłania po kokluszu, Staszkowi zagrażała gruźlica i dużo przebywał w Zakopanem.

Nóż w plecy

?Sielankę? przerwał wybuch I wojny światowej. Podjęli od razu już innego rodzaju działalność. Dążyli do powstania lokalnego ośrodka polskiej władzy. Zofia weszła w skład Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego i była jej aktywnym członkiem. Razem napisali słynną odezwę do ludności o przyłączeniu Śląska Cieszyńskiego do Polski. Rada przyjęła ją prawie bez poprawek. Józef był też w składzie delegacji, podpisującej umowę graniczną z Czechami 5 listopada 1918 r.
Już jednak wtedy zaczęły się zbierać chmury nad rodziną Kiedroniów. Po agresji czeskiej w zimie 1919 r. razem z najstarszym synem Staszkiem zostali aresztowani. W bardzo ciężkich warunkach spędzili zimowe miesiące. Przebywali w nieogrzewanych pomieszczeniach w różnych więzieniach. Mąż palił w piecu, zdobył trochę drzewa i koksu, ale bez węgla rozpalić koks jest bardzo trudno, więc godzinę i więcej mozolił się, zanim dzieła dokonał. Jednak temperatura w pokoju ani razu nie podniosła się na tyle, byśmy mogli zdjąć futra w dzień czy w nocy. Nie rozbieraliśmy się wcale na noc, tylko dla zmiany bielizny.
Dzięki interwencji braci Zofii w Pradze zostali zwolnieni, ale do Dąbrowy wrócić nie mogli. Dopiero kiedy Józef został pełnomocnikiem rządu polskiego w okresie przygotowań do plebiscytu na Śląsku Cieszyńskim, wrócili wreszcie do domu. Niestety na krótko. Po ponownym aresztowaniu Józefa przez Czechów w maju 1920 r. Zofia z rodziną szukała schronienia w Cieszynie. Jego od śmierci uratowała interwencja przedstawicieli międzynarodowej komisji plebiscytowej. Ciężkie rany po pobiciu leczył w Krakowie. Zofia wywiozła go, bała się bowiem porwania męża w Cieszynie.
Razem interweniowali u Paderewskiego, który jechał pertraktować o korzystne dla Polski granice na Śląsku. Józef pojechał również z delegacją polską na rozmowy do Paryża, ale było już za późno...

Rządy Polską...

Po podziale Śląska do Dąbrowy już nie wrócili. Wyjechali do brata Zofii, do Warszawy. Józef Kiedroń kierował tam budową fortyfikacji na przedpolach Pragi w 1920 r. Później wrócili do Cieszyna. Józef zaangażował się w walkę o przyłączenie Górnego Śląska do Polski, pomagał Korfantemu. Zofia chorowała. Chory też wrócił z wojska syn Janek. Zgłosił się jako ochotnik. Zmarł w cieszyńskim szpitalu i tu został pochowany.
Ponieważ Józef dostał pracę w Warszawie, w 1922 r. ostatecznie wyprowadzili się z Cieszyńskiego. Został początkowo dyrektorem Departamentu ds. Śląskich w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, a w latach 1923-25 był ministrem tego resortu. Dał się poznać jako przeciwnik ujemnego bilansu handlowego, nadmiernych inwestycji i wydatków państwowych. Uważał, że Polska musi jak najwięcej oszczędzać i na wiele młodego państwa nie stać. Najważniejszym jego osiągnięciem na tym stanowisku było rozpoczęcie budowy portu w Gdyni. Doprowadził do podpisania umowy. Napłynęły środki finansowe i budowa mogła ruszyć. Poza tym podpisał osiem ważnych umów handlowych, w tym z Czechosłowacją. Nie było by w tym nic dziwnego, należało to przecież do jego obowiązków, ale podpisując tę umowę, miał cały czas przed oczami swoje rodzinne Zaolzie. Sytuacja była tym tragiczniejsza, że w składzie czeskiej delegacji znajdował się jeden z jego prześladowców z Dąbrowy. Jakim hartem ducha musiał się wykazać ten ?idealny? człowiek? To nie byli fikcyjni prześladowcy, to był konkretny mężczyzna, który chciał doprowadzić do jego śmierci. Mimo to Józef Kiedroń stanął na czele delegacji podpisującej umowę. Zawsze bowiem było dla niego najważniejsze dobro narodu. Jego motto życiowe brzmiało: Najważniejsza jest wspólna i zgodna praca dla Narodu. W imię tego potrafił zapomnieć osobiste urazy i tragedie.
Zofia nie wtrącała się do polityki, ale musiała prowadzić otwarty dom. Pieniędzy nie mieli za wiele. Ministrowie nie posiadali funduszy reprezentacyjnych. Wspomina, że jeździli rozklekotanym samochodem, a ona miała jedną porządną suknię!
? Co porabia pani Kiedroniowa?
? Pani Kiedroniowa rządzi Polską.
Taka opinia w połowie lat dwudziestych XX w. krążyła po Warszawie. Dwaj bracia i mąż wchodzili wówczas w skład rady ministrów, a kierował gabinetem jeden z nich: Władysław Grabski.

Życie na Śląsku

Józef podał się do dymisji w 1925 r. Chciał wrócić do zawodu. Znalazł pracę w Siemianowicach Śl. Został prezesem spółki Królewska Huta i Laura. Zarabiał sporo, ale i sporo łożył na rzecz społeczeństwa. Należał do wielu towarzystw i wydawał na cele charytatywne prawie dwa tys. zł miesięcznie. Była to przed wojną ogromna suma. Na nowym stanowisku postawił sobie konkretne zadania. Dążył do utrzymania za wszelką cenę produkcji, bo wtedy ludzie mieli pracę, a to chroniło przed biedą. Realizował też inne cele ? narodowe. Chciał spolszczenia kadry w śląskim przemyśle. Pracował również w Syndykacie Polskich Hut Żelaznych. Został jego prezesem i dopóki żył, nikt nie wysunął innej kandydatury.
Jego nową ideą stała się budowa kolei łączącej Śląsk z wybrzeżem. Udowadniał, że jest to najtańszy sposób eksportu polskiego węgla. Tym samym połączy się dwa krańce Polski. Nie dożył otwarcia magistrali, ale jego wizja była dalekowzroczna i kolej służy Polakom do dnia dzisiejszego, podobnie jak port w Gdyni.
Jak potoczyło się ich życie w nowym środowisku? Tak się zawsze składało, że najlepszych przyjaciół mieli ze Śląska Cieszyńskiego. I tutaj również spotkała ich miła niespodzianka. Krajan z Dąbrowy był burmistrzem Siemianowic i najbliższym przyjacielem. O Zaolziu nie zapomnieli nigdy. Józef w wypowiedziach publicznych, m.in. na obchodach z okazji 10-lecia powstania Rady Narodowej Śląska Cieszyńskiego dał świadectwo swojej wiary, że kiedyś wróci ono do Polski. Byli tu zawsze serdecznie witani, nawet bramą triumfalną w pierwszej wiosce na Śląsku Cieszyńskim w czasie wizyty w 1924 r. Pomagali emigrantom ze Śląska i cały czas wspierali finansowo Macierz.
W Siemianowicach ostatnim ich mieszkaniem był pałac Donnersmarcków. Mieli tam duże stajnie. Józef zaczął jeździć konno; Zofia robiła to od dziecka i bardzo lubiła. Kupili też mająteczek w Kowrózkach na Pomorzu. Chcieli tam osiąść na emeryturze. Gospodarować miał Władzio, który skończył Wyższą Szkołę Gospodarstwa Wiejskiego w Cieszynie. Staszek robił doktorat i pracował we ministerstwie.

Ideał współczesnego Polaka

Niestety spokojne życie zostało przerwane. Józef zaczął chorować. Pracował zawsze intensywnie, mało odpoczywał, nigdy się nie oszczędzał. Początkowo traktował swoje dolegliwości lekko, uważał, że ma tylko problemy z żołądkiem. Myślał, że być może są to skutki wypadku, który miał kiedyś na kopalni. Sztygar, z którym sprawdzał zagazowany chodnik, uratował mu wtedy życie. Dociągnął go nieprzytomnego i zatrutego do szybu. Przeżył, ale organizm z pewnością odczuwał skutki. Kiedy zaczął chorować, był początkowo prawdopodobnie źle diagnozowany. Zofia namówiła go na konsultacje u najlepszych chirurgów, ale wtedy było już za późno. Zmarł w Berlinie w dniu wycięcia śledziony. Prawdopodobnie miał raka.
Jego pogrzeb w Cieszynie stał się wielką manifestacją narodową. Władze Czechosłowacji otworzyły na pół dnia granicę i tłumy górników przybyły z rodzinnych stron. Nad grobem przemawiało wiele ważnych osobistości, ale najserdeczniejsze przemówienie wygłosił jego sąsiad i przyjaciel z Dąbrowy, poseł do parlamentu czeskiego, dr Jan Buzek. Powiedział: Słowem, nie było na Śląsku żadnego poczynania na polu narodowym, gdziebyś Ty nie dokładał swej pracowitej dłoni.(...) Bywałeś duszą i sprężyną naszych poczynań. Należałeś do tych wybrańców losu, co radość i wesele dookoła sieją. Gdy Cię więziono, pocieszałeś towarzyszy niedoli.(...) Czar i urok Twej osobowości przykuwały nas do Ciebie,(...) prostota, która jest cechą dusz wytwornych, promieniowała z każdego twojego czynu, nigdy nie traciłeś pogody ducha i zarażałeś optymizmem swoich pracowników.
Przemówienie przyjaciela chyba najlepiej pokazało jego zasługi i charakter. Inni mówcy podkreślali, że wszystko, co osiągnął, zawdzięczał swojej sile woli i niewyobrażalnej pracowitości.
Na jego grobie na cmentarzu ewangelickim w Cieszynie Zofia kazała wyryć napis ?pracownik narodowy, minister?. Zasługi Józefa Kiedronia dla ruchu narodowego na Śląsku Cieszyńskim są ogromne i żona najlepiej wiedziała, co dla niego było najważniejsze. Po śmierci już sama starała się realizować wspólne marzenia. Założyła fundację stypendialną jego imienia dla ubogiej młodzieży z Zaolzia. Czytelnia w Siemianowicach otrzymała jego imię, a w Katowicach ukazała się książka ?Inż. Józef Kiedroń. Ideał współczesnego Polaka?. Autor wyjaśnia, że tytuł zaczerpnął z przemowy górnika nad grobem. Właśnie ów górnik nazwał Kiedronia ?ideałem współczesnego Polaka?. Po śmierci Józefa Kiedronia autor książki miał nadzieję, że pamięć o Nim będzie żyć wiecznie, bo czyny Jego są wieczne. Stało się jednak inaczej, choć mam nadzieję, że może uda się przywrócić na nowo pamięć tego wyjątkowego człowieka.

Pamiętniki na piersiach

Zofia wycofała się do majątku w Kowrózkach i tam mieszkała razem z Władziem. Pisała pamiętniki. Z trzech tomów wojnę przetrwał tylko pierwszy. Po wojnie udało się jej odtworzyć pozostałe. Są to jedne z najpiękniejszych pamiętników przełomu XIX i XX wieku.
W czasie drugiej wojny Zofia Kiedroniowa przebywała w Warszawie. Pisała wtedy na zamówienie życiorysy osobistości ze Śląska Cieszyńskiego oraz prowadziła zapiski, notując to, co działo się w okupowanej stolicy. Stara, schorowana kobieta, która na noszach opuszczała Warszawę po powstaniu, wyniosła te notatki na piesiach. Cudem udało jej się wysiąść w Piasecznie z pociągu wywożącego warszawiaków. Do końca wojny mieszkała tam u znajomych ze Śląska Cieszyńskiego.
Po wojnie po raz kolejny zmieniło się całkowicie jej życie, pojawiły się nowe problemy. Kowrózek został przejęty przez państwo. Starszego syna i wnucząt nie zobaczyła już nigdy. Stanisław, jako pracownik rządu, ewakuował się w 1939 r. do Anglii i krewnych w kraju odwiedził dopiero w latach siedemdziesiątych. Zamieszkała z Władziem w Borowie. Nowe władze wyraziły na to zgodę. Tam cieszyła się niekwestionowanym autorytetem, Wiele pomógł jej też znajomy ze Śląska Cieszyńskiego, były senator Tadeusz Michejda. Odtwarzała pamiętniki, bardzo chciała je wydać. Zaczęła też zajmować się całkiem nowymi dziedzinami wiedzy. Napisała bardzo ciekawy traktat o fizyce atomowej. Była bowiem kobietą wyjątkową, bardzo, bardzo inteligentną.
Zmarła w Warszawie w 1952 r. i została pochowana w rodzinnym grobie Grabskich. Rodzina zaopiekowała się Władziem, który nie ożenił się nigdy. Córka siostry przygotowała w latach osiemdziesiątych do druku jej pamiętniki. Obecnie żyje w Nowym Jorku wnuczka, córka Stanisława, Elżbieta Rogers, która przyjechała do Cieszyna 1 października 2010 r. i odsłoniła tablicę poświęconą małżeństwu Kiedroniów. Towarzyszyła jej siostrzenica Józefa, córka Amalii z d. Kiedroń Helena Wawrzyczek z Zebrzydowic, która o wuju opowiadała zawsze ze łzami w oczach. Nie zdążyła go poznać, ale wiele o jego dobroci słyszała od swojej matki.