Stanisław Ignacy Witkiewicz przyjaźnił się z Kazimierą Alberti. Z tego powodu często bywał w Białej. O jego bialskich wizytach pisze dr Jacek Proszyk.

W ostatnim dziesięcioleciu w Bielsku-Białej na nowo obudziła się pamięć o rodzinie Albertich, która mieszkała w Białej Krakowskiej w latach 1930-1939. Odczyty, wykłady, twórczość Kazimiery Alberti prezentowana w bielskim Salonie Poezji czy sztuka teatralna pt. Salon literacki Kazimiery Alberti w ramach Fabryki Sensacji Proszyk i S-ka przypomniały ich sylwetki i twórczość.
Kazimiera Alberti z domu Szymańska urodzona w 1898 r. w Bolechowie koło Lwowa była poetką, powieściopisarką, publicystką, tłumaczką i animatorką życia artystycznego.

Studiowała polonistykę na Uniwersytecie Lwowskim i uczęszczała do konserwatorium muzycznego. Od 1925 r. zamieszczała w czasopismach wiersze i artykuły na tematy tatrzańskie, m.in. o Janie Kasprowiczu. Należała do Związku Literatów Polskich. W mieszkaniu przy ul. Staszica 1 w Białej Krakowskiej prowadziła salon literacki, w którym gościli przedstawiciele literatury i sztuki z całego kraju. Prowadziła kabaret artystyczny, do którego pisała teksty i piosenki. Organizowała wystawy plastyczne w fabrykach i różnych instytucjach, m.in. artyście malarzowi Adamowi Bunschowi. Organizowała spotkania autorskie i odczyty. W okresie międzywojennym wydała następujące tomiki poetyckie i powieści: Bunt lawin (wiersze, 1927), Mój film (wiersze, 1927), Tatry, narty, miłość (powieść, 1928), Pochwała życia i śmierci (wiersze, 1930), Ghetto potępione. Powieść o duszy żydowskiej (1931), Ci, którzy przyjdą. Powieść mieszczańska (1934), Godzina kalinowa (wiersze, 1935), Xenia idzie przebojem ? Xenia setz sich durch (sztuka teatralna, 1936), Usta
Italii (wiersze, 1936), Więcierz w głębinie (wiersze, 1937), Wiosna w domu (sztuka teatralna, 1937), Serce zwierzęce (1937). W 1939 r. zapowiadała wydanie powieści pt. Mężczyźni muszą jeść oraz tomiku poezji pt. Uśmiechy przygodne, których nie udało się wydrukować przed wybuchem wojny.
Jej mąż Stanisław Alberti (ur. 26 listopada 1895 r. w Krakowie) ? doktor prawa, filozofii i historii sztuki, był tłumaczem literatury słowiańskiej i niemieckiej. Rozpoczął wydawanie Biblioteki Słowiańskiej, której zadaniem było przybliżanie twórczości literatów zza południowej granicy Rzeczpospolitej. W czasie I wojny światowej walczył w Legionach Polskich i stracił prawą rękę. Od 1925 r. publikował artykuły na tematy zakopiańskie i tatrzańskie, m.in. o teatrze Witkacego, twórczości Jana Kasprowicza, malarstwie Rafała Malczewskiego czy sztuce ludowej. Po wakacjach 1926 r. Alberti wyjechali na stałe z Krakowa do Warszawy, skąd w 1930 roku po krótkim pobycie w Dąbrowie Tarnowskiej przyjechali do Białej Krakowskiej, gdzie Stanisław objął stanowisko starosty powiatowego bialskiego.
Znajomość Stanisława Alberti z Witkacym zaznaczona jest już w listach i artykułach prasowych od połowy lat 20. Alberti napisał recenzję po premierze W małym dworku, która odbyła się 27 sierpnia 1925 r. Następnie 4 stycznia 1926 r. w ?Kurierze Literacko-
Naukowym? zamieścił recenzję Pragmatystów wystawionych w Teatrze Formistycznym. Tego samego roku Teatr Formistyczny wystawił Sonaty widm Strindberga w jego przekładzie.
Zapewne już wtedy często spotykał się z Witkacym, który kolekcjonował laski turystyczne. Miał m.in. laski poetek: Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Iłłakowiczówny oraz Kazimiery Alberti.

W swoich listach do żony z 1926 r. wspominał o wizytach u Albertich, na które przychodził z malarką i aktorką Mary Winifred Cooper. Pisał: ?Idę z Kuprem do Albertinich? (19 kwiecień), ?Izoluję się jak mogę. Ale byłem z Rytardami i Miskuper u Albertich? (20 kwiecień), ?Rano byłem u Albertich? (15 lipca) czy ?Wczoraj przeczytałem z powodzeniem 1szy rozdział w obecności Albertich i Miskupra? (30 kwietnia) ? chodziło tu o lekturę pierwszego rozdziału ?Hela Bertz? powieści Pożegnanie Jesieni. Inny list z 27 sierpnia informuje: ?Ale jestem okropnie ponury i na razie nie ma na to rady. Widuję Kupra, Albertich (którzy jadą w tych dniach na stałe do W[arszawy]) i Staroniewiczów.?. W późniejszej korespondencji Kazimiera jest także wspominana. M.in. na temat listu pani Alberti dotyczącego Nienasycenia, Witkacy pisze tak: ?Przesyłam list Alberti ? najwyższa marka dotychczasowa ? wprost klasa.? (31 grudnia 1928 r.). Z innych listów wynika, że żona Witkacego chyba krytycznie pisała na temat Kazimiery, co możemy wnioskować z następujących fragmentów: ?Co do Alb[erti] nie zgadzam się na Twój pogląd. Ona nic złego nie robi, tylko pisze literackie kawałki. A przy tym ja się chwalę wszędzie, że stanowimy idealne małżożeństwo a la Boyowie (...), więc każda baba czuje, że ma wolną rękę. Jeśli moje
zwierzenia mają wpływać na Twój sąd o osobach skądinąd niewinnych, to tracą sens.

Szalenie żałuję, że nie jeździmy razem.? (6 marca 1929) oraz: ?Jeden list Alberti bajeczny spaliłem. Wiersze mogę przysłać. Tamtych nie znam. Jak doniosłem w karcie wczoraj, doniosłem, że nie wiedziałem wysełając o ekspresach. Przestań się za to indyczyć na M.
Boską!!! Jak Ci listy A[lberti] psują do niej stosonek, to myślałem, że nie trzeba. Przecie to rzecz bez przyszłości ? literackie kawałki. Sprowokowałem ją dwiema fotografiami (programowo).?

W tomiku wierszy Kazimiery Alberti pt. Mój film, opublikowanym w 1927 r. znajduje się rozdział zatytułowany: Trzy portrety. Zawiera trzy wiersze opisujące portrety autorki wykonane przez Witkacego. W poetycki sposób opisała proces twórczy i emocje, które kryły się za pociągnięciami pasteli i ich kolorystyką. Udało się bezsprzecznie jeden z portretów, który znany jest wyłącznie z czarno-białej przedwojennej reprodukcji dopasować do wiesza pt. Portret ze świecami. [Patrz ilustracja nr 1]
Być może do jednego z nich p.t. Moderne Gioconda odnosi się kolejny, znany także jedynie z przedwojennej czarno-białej reprodukcji portret autorstwa Witkacego [Patrz ilustracja nr 2.]:

Moderne Gioconda

Za oknami ? czubami drzew trząsł
styczniowy wiatr.

Iskrzący, kłujący mróz ?
zapalał na szybach kryształowe ognie.

W szkatułce ? ciemny wyszukałeś pąs,
który na tle szafiru jakoś dziwnie zbladł.
Ja wiem. Tą kredką teraz rozdrapiesz
ranę moich ust.

? Pani schyliła się. O! Może niedogodnie?

I znów pastele kruszą się pryskają ?
złamane węgle na ziemię padają.

Tą kredką, którą do rąk bierzesz właśnie ?
podkreślasz uśmiech, który topnieje i gaśnie.

Przeszyje mnie spojrzenie, jak bolesna sonda.
? Skończyłem. Ten uśmiech. Moderne Gioconda.

Podeszłam blisko ? oglądam.
Milczenie. Krótki, zdziwiony ruch.

Nazajutrz ? gdy rozwijam portret u ramiarza ?
drżą palce. ?Pan nie strząśnie? Pan będzie uważać?
Bo wie pan? To taki wątły ten pastelowy puch?.

W czasie przeprowadzki z Dąbrowy Tarnowskiej do Białej Krakowskiej 6 stycznia 1930 r. Witkacy portretuje Kazimierę w typie C. [Patrz ilustracja nr 3].
W maju i czerwcu 1933 r. Witkacy cierpiał na przeziębienie i zapalenie zatok. Dzień przed przyjazdem do Białej 1 czerwca 1933 r. namalował swój autoportret. Widnieje na nim zapis o 2 dużych piwach i kroplach do nosa z podpisem: Dajcie spokojnie umrzeć stojącemu nad grobem dyletantowi życia samego w sobie. W niezbyt dobrej formie wsiadł do samochodu bielskich żydowskich fabrykantów włókienniczych Fryderyka i Edwarda Tislowitzów. Jak przebiegała podróż, można dowiedzieć się z listu wysłanego z Białej 2 czerwca:

Najdroższa Nineczko: Detaliczny opis wszystkiego tego, co zaszło, jest niemożliwy, trzeba by całe tomy. Przyjechałem autem ?milionerów? (autent[ycznych]) Tischlowitzów (ohydna kompania), rzeczy w kurzu (...) jednym słowem piekło, pipi w aucie, dofcipki milionerów o moich 250 zł ukrócone takim moim nadęciem się, że w końcu dali mi tytuł profesora, co odrzuciłem wspaniałomyślnie.
Ciąg dalszy listu odnosi się do tego. co zastał Witkacy w domu Albertich: W łazience 3 gwoździe, a salon Stasia to sanktuarium. Od rana miałem taką egzercizkę z Kazimierą co do mego rozmieszczenia, że byś pękła ze śmiechu. Na pipi trzeba iść długim oszklonym gankiem, gdzie łażą ?strony?. Zatrzasnąłem drzwi i tam zostałem w szlafroku. Porządek tu wściekły wprost. 5 lat tresury Stasia Kazimiera
puszcza na mnie. Podobno mam mieć tu obstalunki, ale boję się, że zraziłem tych milionerów moją kastylijską iście morgą. Kołdra gruba, krótka, albo do pępka, albo nogi wystają. (...) Teraz po egzercizce idę z Alberti na miasto. Jutro już mam rysować. Ale w ogóle tu mi się, wicie, podoba ? haj.
Dwa dni później informował żonę, że zwiedzał Bielsko i Białą oddzielone od siebie cienką rzeczką. Skarżył się, że z obstalunkami nie jest tak dobrze, jak myślał i dotychczas malował wyłącznie Albertich. Ciekawą charakterystykę miasta przedstawił w liście z 6 czerwca: Tylko ustnie da się wyrazić piekielny nonsens istnienia Białej, Albertich, mnie i Beskidu (ni wpięćniwdziewiędźwięć te góry tu właśnie) albo wierszem. Być może odniósł się w tej wypowiedzi do malowniczo położonych miast, otoczonych górami i piękną przyrodą, wewnątrz których dymiły kominy kilkudziesięciu fabryk włókienniczych. Dzień później dodał jeszcze jedno zdanie: Byłem w łaźni ? wszędzie Niemcy, odnoszące się do statystycznie przeważających niemieckojęzycznych obywateli obu miast. W liście także
informował żonę, że oglądał pracownię malarza Adama Bunscha. Wykonał też trzy portrety Bunscha, wszystkie w typie C.
Interesująca jest treść listu datowanego na 8-9 czerwca 1933 r., która odnosi się do zdrowotnych problemów Witkacego. W liście malarz przyznaje, że jest trochę zdezelowany, bo miał wczoraj pierwszą w życiu operację. Jeden z ówcześnie najznakomitszych w Polsce laryngologów, żydowski lekarz dr Maksymilian Statter wraz z towarzyszącym mu lekarzem stomatologiem dr Rudolfem Gerberem przebili mu kość nosową i przepłukali jamę Hajmora. Towarzyszył w zabiegu także aptekarz Juliusz Drancz z bielskiej apteki ?Pod Koroną? przy ul. 11 listopada, który wspominał, że ropne zakażenie zatok miało już wpływ na okostną zębów i operacja była wykonana prawie w ostatniej chwili, przed groźnym rozprzestrzenieniem się zapalenia. Sam Witkacy pisał, że: Jeszcze boli cały pysk i
pół głowy, ale może przejdzie. W tym samym liście artysta wspomina, że rano rysował panią dr Zofię Wajdę-Gross (okulistkę). Rodzina Grossów była zaprzyjaźniona z Albertimi. Mieszkali niedaleko siebie (Grossowie przy ul. Komorowickiej 16). Chirurg dr Otto Gross pochodził z Krakowa i przeprowadzając się do Białej nie zapisał się do miejscowej żydowskiej gminy wyznaniowej. Postanowił wystąpić z religii mojżeszowej. Ożenił się z chrześcijanką, okulistką dr Zofią Wajdą, z którą miał dwójkę dzieci: Jasia i Małgosię. Nie
wykluczone, ze przyjaźń z Grossami zainspirowała Kazimierę Alberti do ujęcia w swojej powieści pt. ?Ci, którzy przyjdą? historii chłopca pochodzącego z mieszanego małżeństwa, który nie był akceptowany, tak przez środowisko żydowskie, jak i chrześcijańskie. Dodatkowo dr Otto Gross, będąc znakomitym pianistą, współtworzył z Kazimierą Alberti miejski kabaret artystyczny i komponował muzykę do tekstów poetki. Zofia Gross reżyserowała i organizowała z Kazimierą spotkania kabaretowe i akcje dobroczynne. Wspomniany w liście portret pani Gross uznawano za zaginiony. W dalszej części listu Witkacy wymienia p.p. Dzidzię Bastgen. (Ojciec jej cudowny klijent, komisarz rządowy, któremu tylko najdziksze rzeczy się podobają). Rzeczywiście podczas tego pobytu Witkacy sportretował komisarza Lucjana Bastgena oraz jego żonę Janinę i córkę Izabellę. Charakter Lucjana Bastgena pasuje do krótkiego opisu autorstwa Witkacego, bowiem komisarz rządowy Białej był ? jak sam o sobie mówił ? ?niespokojnym duchem?. Ze względu na swój sposób bycia, swobodę obycia w towarzystwie, umiejętności gawędziarskie został zaangażowany przez Kazimierę Alberti na głównego konferansjera kabaretów artystycznych. Warto wspomnieć, że Bastgen zawsze w sposób śmiały, bezkompromisowy, a jednocześnie rzeczowy bronił na łamach prasy Kazimierę Alberti podczas skandalu związanego ze skonfiskowaniem nakładu jej powieści ?Ci, którzy przyjdą? (za... pornografię) oraz utarczkami z ludnością niemiecką. W kolejnym liście z 10 czerwca Witkiewicz informował żonę o wykonaniu dwóch kolejnych portretów, a dzień później, że 12 czerwca wyjeżdża z Białej do Królewskiej Huty.
Czerwcowy pobyt artysty u Albertich jest najlepiej udokumentowany z wszystkich wizyt. Publikacje biograficzne informujące o pobytach Witkacego w Bielsku, Białej i okolicach wspominają jeszcze inne daty: marzec 1931 r., czerwiec 1936 r. (w czasie tego pobytu także wykonywał portrety), maj 1937 r., sierpień 1937 r. (z odczytami) oraz luty 1939 r. w pobliskim uzdrowiskowym Jaworzu.
13 stycznia 1934 r. w czasopiśmie ?Bluszcz? został opublikowany artykuł autorstwa Aurelii Wyleżyńskiej pt. ?W Polsce u Pani Starościny?, z którego można dowiedzieć się o życiu rodziny; znów pojawia się wątek Witkacego:
W pierwszej chwili miałam wrażenie, że w tych ścianach, bardzo nowocześnie pomyślanych, są tylko książki, obrazy, kwiaty i ceramika, słabość dra Albertiego. Ale wkrótce zobaczyłam, że poza estetyczną ramą jest wygoda, miejsce do pracy i swobodnego oddechu. Układ mebli nie hamuje życia, lecz je ułatwia. Siadamy na gościnnej kanapie, gdzie nieraz całymi tygodniami spali literaci i artyści: pani Marusia Kasprowiczowa, pani Hanna Nałkowska, Ignacy Witkiewicz, którego zresztą dotąd pełno, całe ściany zawieszone są portretami małżonków przetransponowanych na różnych ludzi. Witkacy umie zrobić ze starosty Maharadżę z Białej, z literatki kokainistkę, Chinkę, stylizuje ją na swoje cyfry i litery, każąc przeżywać jeszcze na tej ziemi przeróżne inkarnacje.
Artykuł był ilustrowany czarno-białą reprodukcją jednego z portretów w typie C bohaterki artykułu wykonanego w czerwcu 1933 przez Witkacego. [patrz ilustracja nr 5].
W październiku 1934 r. Kazimiera Alberti zorganizowała w sali redutowej hotelu ?Pod Czarnym Orłem? wystawę malarstwa pt. Portret Pani. Swoje prace pokazywali następujący artyści: Teodor Axentowicz, Janina Boblińska-Paszkowska, Adam Bunsch, Kazimierz Chmurski, Leon Dołżycki, Jan Gąsienica-Szostak, Jakub Glasner, Wal. Rudniczowa, Anna Grabowska, Hugo Grossmann, Józef Kidoń, Franciszek Zitzmann, Alfons Karpiński. Oczywiście na wystawie były także portrety Kazimiery Alberti i pani Blay autorstwa Witkacego. Zwiedzający mogli oddawać głosy na ich zdaniem najlepszy portret i pierwsze miejsce przypadło Adamowi Bunschowi za portret żony, drugie Jakubowi Glasnerowi za portret pani Felczarkowej. Trzecie miejsce otrzymał Witkacy za portret pani Alberti, za które otrzymał kupon na ubranie męskie od fabrykanta Tislowitza. Dwa miesiące później od 2 do 10 grudnia 1934 r. Kazimiera Alberti zorganizowała
kolejną wystawę malarstwa, tym razem pod tytułem Pan i jego dziecko. Na niej Witkacy pokazał swój autoportret oraz portrety Stanisława Albertiego, Lucjana Bastgena i Adama Bunscha.

Gdy zaczęła się II wojna światowa Stanisław Alberti, kapitan Wojska Polskiego, zgłosił się do armii. We Lwowie dostał się w ręce czerwonoarmistów. Nie jest znana data i miejsce jego śmierci, jednak jego nazwisko pojawiło się na otrzymanej przez Polskę 5 maja 1994 r. Ukraińskiej Liście Katyńskiej. Kazimiera również była aresztowana przez NKWD, znalazła się ponadto w jednym z obozów koncentracyjnych. W 1945 r., wróciła do Białej, jednak jako żona przedwojennego wysokiego urzędnika państwowego była niemile widziana przez nowe władze. Postanowiła wyjechać do Włoch, w czym dopomógł jej (mimo że nie była Żydówką) bielski Komitet Żydowski a następnie słowaccy przyjaciele. Pismo z 6 września 1945 r. Komitetu Żydowskiego w Bielsku do Komitetu Żydowskiego w Krakowie w sprawie pomocy dla Kazimiery Alberti brzmiało: Niniejszym polecamy Wam znaną ze swych rzeczywiście demokratycznych i filosemickich działań oraz przekonań (...) literatkę, p. Alberti Kazimierę (...). Pani Alberti w swoich odczytach dodatnio wpływała swoim autorytetem na społeczeństwo polskie w kierunku tłumienia szalejącego wówczas antysemityzmu, co zresztą znane było przed wojną każdemu, kto interesował się publicystyką. Prosimy Was ułatwić p. Alberti wyjazd do Palestyny, gdzie wyżej wspomniana ma wielu żydowskich przyjaciół i gdzie zamierza przeprowadzić tournee odczytowe. Podkreślamy, iż (...) mąż p. Alberti był dla nas bardzo dobrym (...) starostą.

Po przyjeździe do Włoch Kazimiera Alberti zamieszkała w Bari, gdzie wyszła za mąż za Alfa Cocolę i nadal zajmowała się twórczością pisarską. Cocola był tłumaczem jej dzieł na języ włoski. Opublikowała m.in. następujące powieści: L?anima della Calabria [Dusza Kalabrii] (1950, 2007 (sic!), Sekrety Apulii (1951), Magia Liguryjska (1952), Campania, gran teatro [Kampania, wielki teatr] (1953), Na sycylijskim wozie (1953), La bocca dell'Italia (1963). W listach do przyjaciół wyrażała tęsknotę za Polską i niezrozumienie nowej sytuacji politycznej. Skarżyła się, że przez Związek Literatów w Krakowie uznana została ?burżujką?, tym samym pojawiła się cenzura na wydawanie jej dzieł w Polsce. Zmarła 28 maja 1962 r. w Bari.

Po raz pierwszy pośmiertne wspomnienie o poetce na łamach Tygodnika Powszechnego zamieścił Tadeusz Kotarbiński. Jarosław Iwaszkiewicz opublikował w Życiu Warszawy krótki artykuł pośmiertny. W latach 70. w Podróżach do Włoch pisał tak: Adwokat Cocola tuż po wojnie poznał w Wenecji polską poetkę Kazimierę Alberti. Była to dość popularna w swoim czasie pisarka, obracająca się w zakopiańskim kole pani Marusi Kasprowiczowej i Zofii Nałkowskiej. (...) Pani Kazimiera była wspaniałą blondynką, nieco podobną w typie do Nałkowskiej. Nie znam szczegółowo jej dziejów, ale wiem, że w czasie wojny znalazła się w Ravensbrück i po wyzwoleniu obozu przez aliantów wyjechała do Włoch (...). Inny fragment książki wspomina jeden z portretów wykonanych przez Witkacego: Kiedy tylko wszedłem do maleńkiej sypialni Kazi i Alfa, zadziwił mnie bardzo kolorem swym i dużym rozmiarem znakomity portret męski roboty Stasia Witkiewicza, czyli Witkacego. Był to portret pana Alberti, ojca Kazimiery, robiony w swoim czasie w Krakowie, a choć należący do typu ?wylizanych?, to jednak noszący wszelkie pozytywne cechy malarstwa Witkacego i bardzo mało mający w sobie maniery. Takie nagłe ujrzenie po długotrwałym oglądaniu arcydzieł średniowiecznych, po obcowaniu z architekturą (...) ujrzenie fiołkowo-zielonego, ale wyrazistego portretu zdziałanego przez Stasia pod wpływem jego najlepszych fluidów, było wstrząsem nie lada. To malarstwo Witkacego, przedostając się przez sito tylu wrażeń, tylu pobocznych rozważań, nagle tutaj w Bari ukazało mi się w całej swojej nagości, podając jak w oczyszczonym roztworze całą swą ludzką treść, całą mękę tego człowieka.
Lech Paszkowski, spokrewniony z przedwojenną portrecistką Janiną Bobińską- Paszkowską, tak pisze o Kazimierze Alberti: W dzisiejszej Polsce nazwisko Kazimiery Alberti zostało zupełnie zapomniane, a talent jej wzbogacił literaturę innego narodu, jak wielu innych wygnańców losów. Nikt się nie zainteresował nad Wisłą cyklem tamtych ksiąg napisanych przecież po polsku.

Rzeczywiście nawet w powojennym Bielsku-Białej jeszcze ponad 10 lat temu byli zupełnie zapomniani.