Około godz. 20.15 oficer dyżurny bielskiej policji otrzymał zgłoszenie, z którego wynikało, że ktoś utknął na tarasie pawilonu przy ul. Jutrzenki w Bielsku-Białej. Interweniował patrol policji.

- Pomiędzy pawilonami zauważyłem, że jest ładny zachód słońca. Przystanąłem, zapaliłem papierosa. Usłyszałem jakiś szum, ale nie przypuszczałem, że to odgłos zamykanej kraty. Gdy chciałem pójść do domu,  okazało się, że nie mogę wyjść, bo jestem zamknięty - relacjonował mężczyzna w średnim wieku. - Dobrze, że miałem przy sobie telefon, zadzwoniłem na policję - dodał.

Policja powiadomiła spółdzielnię mieszkaniową. Kilkanaście minut przed godz. 21 przyszedł mężczyzna, który otworzył kratę. - Kraty są tu prawie od roku. Zamykając, zawsze głośno wołam, czy ktoś jest w środku. Nikt się nie odezwał. Zamknąłem i poszedłem do domu. Po chwili zadzwonił szef i mówi, żebym wrócił, bo ktoś jest zamknięty - tłumaczył pracownik.

Policjanci sprawdzili, czy w miejscu odciętym kratą są ślady uszkodzenia mienia lub włamania. Nie było. - Pierwszy raz za kratami… Od dziś będę sobie bardziej cenił wolność - żartował artysta. - Następnym razem zawołam trzy razy głośniej - zapewnia pracownik spółdzielni.

Tekst i foto: Mirosław Jamro