"Zwiedzanie pustostanu bez wandalizmu". Dym odciął nastolatkom drogę ucieczki! - film
Cztery zastępy straży pożarnej wysłano po otrzymaniu zgłoszenia zadymienia w pustostanie przy ul. Żywieckiej w Bielsku-Białej. Płonęły materiały zgromadzone na trzech miejscach. Strażacy do ewakuacji dwóch 14-latek oraz 14-latka użyli drabiny mechanicznej.
Oficer dyżurny MSK otrzymał zgłoszenie około godz. 17.44. - Zostaliśmy wezwani z powodu zadymienia w pustostanie w rejonie skrzyżowania ul. Żywieckiej z ul. Górską. Gdy dojechaliśmy na miejsce, z okien budynku wydobywał się gęsty, czarny dym, a na tarasie na drugim piętrze było troje nastolatków, którym dym odciął drogę ucieczki. Nasze działania polegały na wprowadzeniu do budynku ratowników w aparatach ochrony górnych dróg oddechowych i podaniu jednego prądu wody na płonące materiały. Dzieci zostały ewakuowane z tarasu za pomocą drabiny mechanicznej - powiedział nam st. kpt. Łukasz Sztafiński z JRG1 w Bielsku-Białej.
Jak dowiedział się nasz portal, ktoś podpalił różne materiały zgromadzone w dwóch miejscach na pierwszym piętrze i w jednym miejscu na drugim. - Będziecie odpowiadać za pożar - stwierdził policjant. - Dlaczego my? - pytały dziewczyny. - A kto tam był? - odparł policjant. - Nie tylko my. Dwójka chłopaków - twierdziły 14-latki. - To jest obiekt zamknięty, teren prywatny, a wewnątrz trzy osoby nieletnie, które utknęły na tarasie. Nikogo innego nie ma - podsumował policjant.
Na miejsce akcji przyjechał ojciec 14-latka. - Przysięgają na wszystko, że było tam jakichś dwóch chłopaków. Nie wiem, czy to jest prawda. Oni nie bawią się tak na co dzień. Byli w domu, babcia ich skrzyczała, to poszli - tłumaczył mężczyzna. - Czasem przychodzili do tego starego domu (pustostan obok - przyp. red.). Tu wszyscy chodzą, z tej młodzieży - dodał. Dziewczyny tłumaczyły, że jest to „zwiedzanie” ekstremalne opuszczonych budynków bez aktów wandalizmu. Nastolatków przewieziono do komisariatu policji.
W akcji uczestniczyły trzy zastępy straży pożarnej z JRG1, jeden z Wojskowej Straży Pożarnej, dwa patrole policji oraz Straż Miejska. Działania strażaków zakończono o godz. 18.59.
Tekst, foto i film: Mirosław Jamro
Oceń artykuł:
9 4Dziennikarz portalu www.bielsko.biala.pl
Galeria:
Komentarze 15
Młodzież była juz na komendzie złożyć zeznania. Opowiedzieli wszystko co się działo od "A" do "Z" i byli bardzo pewni siebie, mimo iż policjant oskarżyl ich, o podpalenie budynku ledwie słuchając co mają na swoją obronę. Do tak zwanego "biurowca" udawało się wiele ludzi. Najmłodsze przebywające tam dzieci chodziły do szóstej klasy podstawówki, najstarszym przebywającym tam rocznikiem był 2002. "Urbexing to ZWYKŁE zwiedzanie opuszczonych budynków, bez żadnych aktów wandalizmu". Grono w którym ta pechowa trójka, znajdywała się w grupie, które szanowało te zasady, a było ich maksy!alnie z osiem. Wszyscy inni wchodzili i traktowali ten budynek jak coś co trzeba zniszczyć by inni uważali Cię za kogoś fajnego i nie tylko. Dodatkową tamtejszą atrakcją było przychodzenie i " walenie wiadra" po czym robili większy bałagan niż na trzeźwo. Jedna dziewczyna z oskarżonych pożyczyła prawdziwym winnym całej sytuacji zapalniczkę, a po dłuższym czasie pomyśleli, że mogą być zjarani i coś za długo ją oddają z powrotem, chcoeli zejść ze strycu na dół lecz w tedy zaczeła się ta cała sytuacja. To nie jest wina tych dzieci, że potrzebowały danej pomocy. Nie rozumiem jak można jeszcze marudzić, że nie ma kto opłacić kosztów za akcję gaśniczą i moeć do nic o to pretensje. Mieli tam siedzieć i czekać aż ktoś się nimi zainteresuje? Jak mieli sami zablokowac sobie przejście jak były trzy ogoniska z czego jedno na półpiętrze prowadzące do garażu gdzie znajduję się jedyne wyjście. Podpaliliby ognisko od schodów prowadzących w dól aby miec jak uciec. Oskarżacie je o coś czego nie są wstanie udowodnić rzeczowo. Nie ma dowodów na to, że to nie oni podpalili budynekl ale również na odwrót, nie ma dowodów na to iż to oni podpalili. Być może nie powinni być ale nic by się nie działo gdyby poprzednie przebywające tam osoby nie robiły sobie dziur w płotach, żeby lepiej przejść, nie demolowali oraz zrzucali wszystkiego co popadnie, nie rozlewali farb żeby upamiętniać sobie te "piękne" dla nich dzieła sztuki które z każdym wypadem wygląją jak wysypisko śmieci. Demolowanie dla takiej grupy było czymś przyjemnym, lecz kiedy szli zapalić blanta lub wciągać z wiadra byli niebezpieczni. Tak między innymi marihuana, zapalniczka, łatwopalne wyroby oraz młodzieńcza głupota mogła kosztować tych dzieciaków życiem. Na szczęście nic im się nie stało i trzeba dziękować za to Bogu ale niektórym jest niedość wrażeń i trzeba jeszczę się pobawić w jakąś dramę. Nie wam to oceniać, a ja wierzę w ich niewinność. Wysluchałam całej historii i nie życzę wam źle lecz mam nadzieję iż równierz zostaniecie o coś oskarżeni i nie będziecie mieli jak udowodnić swojej niewinności.
Mężczyna domaga się 20.000 złotych odszkodowania, lecz byłemu wspólnikowi wisi dobre 50.000 za biznes, od paru lat nie spłacił długu, a później miał czelność ubiegać się o taką wysoką kwoté odszkodowania. Niestety, nie rozpoznał po nazwisku syna z kim ma doczynienia. Te nastolatki mają zapewnioną pomoc od adwokata na sali sądowej, więc mam nadzieję iż udowodnią swoją niewinność, a wszyscy którzy nie mieli podstaw ani nawet prawa aby oskarżać te dzieci powinni sami znaleźć się w takiej sytuacji.
Klauzula informacyjna ›