Jeden zastęp straży pożarnej z JRG1 oraz policję wysłano po otrzymaniu zgłoszenia, z którego wynikało, że w mieszkaniu bloku przy ul. Lenartowicza w Bielsku-Białej ponad godzinę wyje czujnik czadu, a drzwi nikt nie otwiera. Strażacy weszli do mieszkania siłowo.

- Sąsiadka powiedziała, że wieczorem widziała kobietę, która tu mieszka, ale pomimo pukania do drzwi, nikt nie otworzył. Było słychać wycie czujnika czadu, dlatego wezwałem straż pożarną - powiedział nam lokator bloku. - Za drzwiami mogła leżeć kobieta… - dodał nasz rozmówca. 

Oficer dyżurny MSK otrzymał zgłoszenie o godz. 20.18. Po dojeździe na miejsce i wyważeniu drzwi okazało się, że w mieszkaniu nikogo nie ma. - Powodem naszego przyjazdu był dźwięk alarmu z czujnika tlenku węgla, który od dłuższego czasu słyszeli sąsiedzi. Mieszkańcy bloku powiedzieli nam, że godzinę wcześniej widzieli się z lokatorką tego mieszkania, ale teraz nie potrafią z nią nawiązać kontaktu. Istniało ryzyko, że w środku może znajdować się osoba potrzebująca pomocy, dlatego podjęliśmy decyzję o siłowym wejściu do lokalu. Na szczęście, tym razem w mieszkaniu nikogo nie było - mówi st. kpt. Krzysztof Maguda z JRG1 w Bielsku-Białej.

Strażacy sprawdzili inne mieszkania pionu. W łazience na parterze stwierdzono stężenie tlenku węgla na poziomie 250-280 ppm, a jedna z lokatorek tego mieszkania akurat brała kąpiel. - Takie stężenie tlenku węgla jest groźne dla człowieka. Warto inwestować w swoje bezpieczeństwo i w mieszkaniach montować czujniki tlenku węgla. Czad jest bezwonny, bezbarwny, w żaden sposób nie sygnalizuje swoje obecności. Nikt nie zna ani dnia, ani godziny, kiedy w mieszkaniu pojawi się czad - ostrzegał strażak z wieloletnim stażem.

Strażacy przewietrzyli mieszkanie na parterze bloku i sprawdzili ponownie pod kątem stężenia czadu. Zagrożenia nie stwierdzono. Wydano zakaz używania piecyka gazowego do czasu przeglądu instalacji piecyka i przewodów kominowych przez uprawnione służby. Działania straży pożarnej zakończono około po godz. 21.00. Mieszkanie na wyższym piętrze do czasu przyjazdu właściciela zabezpieczał patrol policji.

Tekst i foto: Mirosław Jamro