32-letni Piotr Bubec to mała legenda bielskiego Rekordu. Przez piętnaście lat związany z biało-zielonymi nie tylko na parkiecie, ale również na dużym boisku. Teraz opuszcza Cygański Las.

Swoją przygodę z klubem rozpoczął w zeszłym... tysiącleciu. - To był 1999 rok, tworzyła się dopiero drużyna juniorów Rekordu, czasy trenerów Darka Kubicy i Kazimierza Pszczółki. Zaczynałem wiec na zielonej murawie, ale dość szybko Piotrek Piechówka zabierał mnie, wpierw na treningi, później na mecze z naszymi halowcami. Oczywiście, że na samym początku mojej przygody z futsalem więcej było podglądania wyczynów chłopaków niż samej gry. No i sumie, licząc "na okrągło? wyjdzie z dziesięć lat godzenia gry na murawie i w hali - wspomina Bubec.

Z grą na trawie związane są jedynie same pozytywne wspomnienia: - Dokładnie tak! Można powiedzieć - same wzloty bez upadków, bo zaliczaliśmy w tym czasie tylko awanse - kwituje krótko drogą z C-klasy do IV ligi.

Popularny "Bolek" pokusił się później o wymienienie największych sukcesów z futsalową drużyną biało-zielonych. - Awans do ekstraklasy, krajowy puchar, Superpuchar, no i przede wszystkim mistrzostwo - "wisienka na torcie". Kto by się kiedyś spodziewał, że Rekord będzie mistrzem Polski?! A tu akurat, na koniec mojej gry. Nic tylko się cieszyć. Trudno wymienić wszystkie z tych miłych chwil, wzloty, awanse, jakoś szczególnie je wyróżniać. Ale jeśli już, to chyba pierwszy brązowym medal zdobyty, gdy prowadził nas jeszcze Andrea Bucciol. To był pierwszy krążek dla Rekordu po wieloletniej przerwie.

Zawodnik nie kończy jeszcze kariery. - Jeszcze w trakcie trwania poprzedniego sezonu miałem kilka telefonów z klubów "dużych boisk", ale sam nie byłem jeszcze wtedy zdecydowany, czy będę grał dalej w Rekordzie, czy nie. Jak powiedziałem już wcześniej - stawiam na futsal i na pewno gdzieś jeszcze zagram. A gdzie? Powinien pokazać najbliższy czas. Możliwe, że pogram jeszcze w hali przy Startowej, ale już w innych barwach - kończy rozmowę z oficjalną stroną klubową.

bak