Sheena napisał(a):Anke to Ty m.in napisałaś, że od wychowywania są tylko rodzice. Z czym ja się nie zgadzam. Choćby dlatego, że nie żyjemy w społeczności Amiszów i po tym, jak dziecko trafia do przedszkola, szkoły itd. wychowywane jest przez rodziców i rówieśników. Bardziej przez rówieśników, bo to z nimi mają większy kontakt niż z rodzicami.
Tak, uważam, że tak powinno być, ponieważ jako matka mająca dziecko w szkole widzę, że rodzice w większości (!) mają kompletnie gdzieś wychowywanie dzieci. Nauczyciele zamiast zajmować się nauczaniem, tracą czas na emocjonalne niańczenie dzieci i podstawy zachowania i kultury osobistej.
Co ro rówieśników, to nie nazwałabym tego wychowywaniem tylko koegzystencją, zresztą bez względu na status quo, nie bardzo widzę by rówieśnicy mogli brać za cokolwiek odpowiedzialność. Chyba jedyne co mogą robić i co ma coś wspólnego z postawą obywatelską, to dostarczyć schlanego kolegę mamie na wycieraczkę, nieokradzionego i nie zgwałconego.
Sheena napisał(a):I faktem jest, że społeczeństwo nic nie robi, bo to też wiem z doświadczenia, 99,9% jest wszystko jedno, czy nieletni kupi alkohol czy nie. Interesuje ich głównie to, że przez jakiegoś małolata bez dowodu muszą postać w kolejce po piwo 3 minuty dłużej. Cytat z życia: "Niechże mu pani sprzeda to piwo, bo mnie się chce pić a przez ten cyrk z dowodem muszę czekać i czekać". Prawo jest do dupy, to fakt, ale brak zaangażowania i społeczne przyzwolenie na pewne sytuacje sprawia, że zmiana tego głupiego prawa jest nad wyraz trudna.
Wydaje mi się, że to trochę na wyrost. Wierzę, że są takie sytuacje, ale nie wierzę, że w tym przypadku społeczeństwo stanowi jakiś monolit, który można obciążyć odpowiedzialnością bardziej niż rodziców.
Natomiast czemu tak lekko niektórzy reagują - "Niechże mu pani sprzeda to piwo, bo mnie się chce pić a przez ten cyrk z dowodem muszę czekać i czekać" - rozumiem (co nie znaczy że się zgadzam i pochwalam). Bo te zakazy są nieskuteczne a przeciwdziałanie przypomina walkę z wiatrakami i de facto sprawia problemy ludziom, którzy nie mają nic wspólnego z celowym rozpijaniem młodzieży.
Sheena napisał(a): Odpowiedzialność ponoszą nie Ci, którzy powinni. Bo powinni ponieść ją i rodzice i dzieci.Tak, dzieci też, bo w każdym innym wypadku uczymy tych młodych ludzi, że mogą zrobić cokolwiek, a później tłumaczyć się swoim młodym wiekiem, niewiedzą itd, itp. Gdzie w dorosłym życiu tak to nie wygląda, niestety. Więc teraz niech każdy sam się zastanowi ile razy zareagował w takiej sytuacji, np. popierając barmana/sprzedawcę, kiedy odmawia sprzedaży alkoholu, ilu zwróciło uwagę na dziecko 3m nad betonem czy powiedziało dzieciakowi klnącemu na potęgę, że tak nie powinno się robić-zamiast pomyśleć, że to nie Wasza sprawa, tylko rodziców, bo przecież to nie Wasze dziecko.
Sheena, gdybym była 2 metrowym ograniczonym chłopem, to bym chodziła w patrolu obywatelskim i spuszczała bolesny wpiernicz nastoletnim kołochoźnikom, którzy posługują się językiem niepolskim.
A wracając do rzeczywistości spróbuj komuś zwrócić uwagę, że jego pies jest bez smyczy albo że idzie po ścieżce rowerowej zamiast chodnikiem albo że quadem się nie jeździ po lesie? Zaraz posądzą cię o czerpanie korzyści z seksu i awersję do zwierząt, nazwą "Kasią" i zabiorą się do rękoczynów.
Dwa - zwracanie uwagi nastolatkom, że brzydko mówią z pewnością poskutkuje natychmiastową pokutą i poprawą? Jakąś refleksją? Nie sądzę. Nawet gdyby potępienie nadeszło ze strony 20 dorosłych osób. Ale zawsze można powiedzieć swojemu dziecku, żeby nie wchodziło w relację z młodocianymi bucami. Problem w tym, że ten wiek preferuje młodocianych buców jako swoich idoli. Ciężka sprawa ogólnie i jednak najlepsze efekty w tej materii przynosi to, czym się dzieciaka nafaszeruje w domu.
Sheena napisał(a):że tak nie powinno się robić-zamiast pomyśleć, że to nie Wasza sprawa, tylko rodziców, bo przecież to nie Wasze dziecko.
Zgadzam się, tak nie powinno być, ale inaczej być nie może. Taka jest prawda, ja nie mogę i nie jestem w stanie przejmować się i mieć wpływ na więcej, niż moje najbliższe otoczenie. Mogę się jeszcze oczywiście oburzać i załamywać ręce, jeśli to coś da, na nastolatków, ale uważam, że odwoływanie się do dojrzałości dzieci nic nie da. Na jakieś efekty liczę, gdy mówię dorosłemu, żeby sobie wziął i przypatrzył się swojemu dzieciakowi. Na przykład gdy dzieciak drze mordę w miejscu publicznym, bo jest duża szansa, że za 10 lat będzie darł mordę po łacińsku przy moich dzieciach i wzburzał niezdrowe oburzenie społeczne. Albo gdy dzieciak terroryzuje pół placu zabaw, a jego rodzicielka, typ mikołejkowa wózkara", uważa, że jej potomek to 8 cud świata, który właśnie zdobywa doświadczenie na szczeblu kierowniczym. Lub gdy przychodzisz na obiad do lokalu a tam Polska rodzina, we wrzasku i wzajemnej "życzliwości" wychowuje swój miot umysłowo wsobny i żąda by otoczenie grzecznie trawiło i słuchało albo wypierdala'ło z ich lokalu. Myślisz, że takim ludziom się chce stać cierpliwie w kolejce po piwo? Ich potomkom piwo się należy choć dowodu jeszcze nie mają. I w tym momencie na wychowanie jest już absolutnie za późno.