Po prawie 30 latach na emeryturze bielski tramwaj ma wrócić na ulice. Konkretnie, na plac Żwirki i Wigury, który na przyjęcie wiekowego gościa będzie podobno zmodernizowany. Ratusz wreszcie znalazł w budżecie pieniądze na uruchomienie muzeum tramwajowego. Ale inicjatywa nie wszystkim się podoba. Tylko dwa wagony odzyskają dawny blask. Resztę zabytkowego taboru urzędnicy chcą pociąć na złom.

Aby zrozumieć źródła sentymentu znacznej części bielszczan do komunikacji tramwajowej, trzeba cofnąć się o ponad sto lat, do grudnia 1895 roku. Wtedy właśnie w swój inauguracyjny kurs ruszył pierwszy pojazd szynowy w Bielsku. Tramwaje elektryczne nawet nie śniły się wówczas ani w Warszawie, Krakowie, ani nawet w stołecznym Wiedniu. Pierwsza trakcja wiodła z dworca kolejowego do Cygańskiego Lasu. Miała prawie 5 km długości i 14 przystanków. Stalowy rumak mknął po wąskich torach z zawrotną prędkością 16 km/h.

 Na początku następnego roku ruszyła regularna komunikacja tramwajowa. W pierwszym okresie jeździły cztery wozy motorowe oraz dwa doczepne. Ale tabor ciągle rósł. W latach 20. dołączyły do niego wagony towarowe, którymi po mieście transportowano głównie węgiel. W roku 1926 bielski tramwaj miał 16 przystanków i mijanek. Wśród nich przy dworcu kolejowym oraz na pl. Żwirki i Wigury. Na początku lat 50. w czynie społecznym wybudowano linię numer dwa wzdłuż ulicy Piastowskiej – z dworca do Aleksandrowic. Miała 2,6 km długości i kończyła się na Hulance.

                                                                                      Mekka przy Długiej

Złota era tramwaju dobiegła końca w okresie wczesnego Gierka. W 1971 roku odbył się ostatni kurs, a prawie wszystkie wagony przekazano do Łodzi i Bydgoszczy. Przez następne dwie dekady znikały kolejne ślady dawnej świetności: tory, słupy trakcyjne, mijanki i zajezdnie. W jednej z nich znajduje się dziś magazyn fortepianów, a w drugiej – piekarnia i kawiarnia. Słupy trakcyjne, które ocalały na pętli w Cygańskim Lesie służą obecnie za latarnie.

 W roku 1993 garstka zapaleńców powołała Bielskie Towarzystwo Tramwajowe, które wpisało sobie do statutu lobbowanie na rzecz reaktywacji transportu szynowego w naszym mieście. To członkowie BTT odnaleźli dwa porzucone dziewiętnastowieczne wozy użytkowane niegdyś przez bielskie przedsiębiorstwo komunikacyjne. Przez lata PRL-u służyły jako...altanki w ogródkach działkowych w Mazańcowicach i Straconce. Wkrótce Bielsko-Biała stała się mekką dla tramwajów kasowanych w innych miastach. Zjeżdżały do nas wagony kasowane w Poznaniu, Łodzi i Elblągu, które miały zasilić ekspozycję planowanego bielskiego muzeum tramwajowego.

 Muzeum nie powstało jednak nigdy. W kasie miasta było zawsze za mało środków na tego rodzaju ekstrawagancję.

 - Towarzystwo dysponuje obecnie ośmioma wagonami – powiedział naszemu portalowi prezes BTT Józef Dzieniszewski. – Trzy z nich były przed laty eksploatowane w Bielsku. Jeden, towarowy jest wyremontowany i mógłby wrócić do służby choćby dzisiaj. Ale dwa pozostałe są w koszmarnym stanie. Trzeba je podać kosztownej renowacji.

 Wszystkie wozy od lat stoją na terenie wynajmowanym od MZK. Przedsiębiorstwo otrzymuje z tego tytułu od BTT 183 zł miesięcznie. Wcześniej tramwajarze płacili jeszcze większe kwoty, gdyż obszar przez nich dzierżawiony był rozleglejszy. Do towarzystwa w najlepszych jego czasach należało niespełna 100 osób. Gdyby każdy w terminie wpłacił składkę członkowską w wysokości 2 zł, to i tak wpływy byłyby za małe na opłacenie czynszu. Dlatego, aby uregulować należności wobec MZK, Dzieniszewski zbierał złom i za uciułane w ten sposób złotówki zapewniał wagonom kolejny miesiąc pod wiatą.

 Prezes jest już emerytem, swoje lata ma, lecz osobiście kosił trawę porastająca teren niedoszłego muzeum oraz własnymi rękami remontował wagony. Przy montażu poszycia i lakierowaniu pomagał mu syn. Z czasem szeregi towarzystwa mocno się skurczyły. Jedni członkowie odeszli w sposób naturalny, inni zaś wyjechali z kraju za chlebem. Zostało łącznie kilkanaście osób.

  - Pochodzę z Łomży, a bielszczaninem jestem z wyboru od lat 50-tych. Pamiętam tramwaje w naszym mieście. Jeździłem nimi do pracy, na spacer w góry, na randki. Nie możemy zatracić tego wieloletniego dorobku przodków, dowodów dawnej zasobności naszej gminy oraz gospodarności jej byłych władz. To tak, jakby wyrzec się części historii ojczystej.

        Podrasowany, czyli tańszy

 Na razie Dzieniszewski cieszy się, że Jacek Krywult jako pierwszy prezydent przypomniał sobie o tramwaju i na remont zabytkowego taboru znalazł jeszcze 200 tys. zł w budżecie miejskim. Lecz plany urzędników sprowadzają się wyłącznie do budowy muzeum na zmodernizowanym placu Żwirki i Wigury. Prezes wierzy, że to może być zwiastun większych zmian.

 Na początku listopada do BTT wpłynęło oficjalne pismo z Ratusza, w którym pełnomocnik prezydenta, Henryk Juszczyk „uważa za zasadne przekazanie do MZK”  nadwozia wagonu tramwajowego z roku 1895, platformy roboczej z lat 30-tych oraz wagonu towarowego z 1950r. Pozostały tabor zaleca wyzłomować. Wśród wozów, które urzędnicy chcą pociąć na żyletki znajduje się zabytkowy pojazd bielski. Jest wprawdzie mocno zniszczony, lecz zdaniem Dzieniszewskiego, kasacja zabytku byłaby co najmniej lekkomyślnością („wagon jest pozbawiony podwozia, lecz dysponujemy oryginalnym rysunkiem technicznym, przez co możliwa jest budowa jego repliki”). Tymczasem Ratusz zamierza w to miejsce zakupić jeden wagon typu elbląskiego i wyremontować tak, aby wyglądał na bielski. W sumie na placu stanąć mają trzy wagony: dwa oryginalne oraz jeden podrasowany.

Józef Dzieniszewski marzy, że kiedyś tramwaje rozjadą się z muzeum na ulice miasta. Że doczeka pełnej reaktywacji komunikacji szynowej w mieście. – Jeśli nie zrobi tego Krywult – deklaruje emeryt – to może kolejni prezydenci pójdą po rozum do głowy. Ostatnio słyszałem jednak plotki, że w ostatecznym projekcie budżetu na przyszły rok zginęło 200 tysięcy na remont wagonów. Ile w tym prawdy okaże się na najbliższej sesji Rady Miejskiej.

 Zdaniem prezesa, powrót tramwajów możliwy jest na trzech liniach: do nowych źródeł termalnych w Jaworzu, do Szyndzielni oraz planowaną przed wojną trasą do Szczyrku. Wiosną przyszłego roku BTT wyniesie się całkowicie z terenu koło zajezdni przy ul. Długiej. Jeden wagon elbląski prezes obiecał władzom Czeskiego Cieszyna, a o poznański ubiega się muzeum w Gdańsku.

  - W naszej dyspozycji pozostaną wtedy dwa wagony. Obiecało nam je przechować kierownictwo Muzeum Motoryzacji. Będą tam czekały na jeszcze lepsze czasy.

                                  Robert Kowal