Czy poezja może być dziełem zwykłego zjadacza chleba? Oczywiście, że tak! Taką właśnie możliwość daje slam poetycki, który w Bielsku-Białej gościł już czterokrotnie.
 
Czym jest ten tajemniczo brzmiący slam? To połączenie performance’u z poezją. Uczestnikiem tego wydarzenia może być każdy, kto wyrazi chęć i zbierze się na odwagę, aby publicznie zaprezentować swoją twórczość. O wynikach konkursu poetyckiego decyduje publiczność. Każdy slamer ma trzy minuty na pokazanie swoich umiejętności. Zwycięzca otrzymuje zazwyczaj nagrodę pieniężną.
 
Slam jest stosunkowo młodym tworem. Pierwszy tego rodzaju wieczorek poetycki odbył się 25 lat temu w klubie jazzowym zwanym "The Get-Me-High Lounge". Wtedy to robotnik i poeta z Chicago, niejaki Marc Kelly Smith postanowił przywrócić poezję zwykłym ludziom, wyrywając ją z zamkniętego światka krytyków i teoretyków literatury. Pierwszy slam z prawdziwego zdarzenia odbył się w 1986 roku w klubie "Green Mill". Na polskiej ziemi pojawił się w 2003 roku.
 
Kogoś na miarę wspomnianego Kelly Smitha doczekaliśmy się także w Bielsku-Białej. Jest nim inicjatorka i organizatorka bielskiego slamu Małgorzata Wiśniowska, na co dzień studentka filologii polskiej. Inspiracją do zaadaptowania tego przedsięwzięcia na naszej ziemi był slam, który odbył się podczas Nocy Teatrów w Krakowie. - Odbywał się przy Teatrze Słowackiego – wspomina Wiśniowska. - Byłam zachwycona. Zawsze fascynowały mnie inicjatywy związane z literaturą, ale takie nietypowe. Zdecydowałam wtedy, że napiszę pracę licencjacką o zjawisku slamu poetyckiego i żeby zebrać do niej materiał, postanowiłam zorganizować podobną imprezę w Bielsku-Białej.

 
Premierowy slam odbył się w styczniu 2008 roku w Galerii Wzgórze i był sfinansowany z płytkiej kieszeni organizatorów. Lokal, w którym odbywał się konkurs został bezpłatnie udostępniony przez właściciela Galerii, Franciszka Kukiołę. Wszyscy uczestnicy tego nietypowego widowiska mogli liczyć na darmowe „żarełko”. Bo przecież nie samą poezją człowiek żyje. W nagrodę za udział w konkursie każdy ze slamerów był obdarowywany oryginalnymi gadżetami. Były to: damskie majteczki, figi z makiem, różowy dres, winko, gwoździe, winyl.
 
Wśród 11 uczestników konkursu najlepszym okazał się Dawid Koteja, student polonistyki UŚ. Oto fragment jego popisowego występu:
 
Adam Zagajewski postanawia
porzucić płytką poezję i zostać
Emo. Staje pośrodku ulicy, staje w
przejściu podziemnym, Zatrzymuje
się na skrzyżowaniu, patrząc na
wielką reklamę podpasek Bella
i mówi: Mam tego dość! Kurwa, mam
tego dość! Potrzebne mi nowe
trampki!
I postanawia zapuścić grzywkę,
zaczyna jeździć na desce
 
W maju tego roku w ramach Festiwalu Nauki i Sztuki odbyła się już czwarta odsłona tej imprezy. Tym razem slam wzbogacił się o wideo wiersze autorstwa studentów wrocławskiej ASP oraz pokaz wypuszczania potężnych baniek mydlanych w przestworza. O tym, jak dobrze rozwija się idea bielskiego slamu niech świadczy fakt, że nagrodą za zwycięstwo w pierwszej edycji było 100 zł, a teraz kwota wzrosła do 300 zł.
 
Fenomen tego wydarzenia polega na barwności i różnorodności uczestników. Sprawę próbuje wyjaśnić Małgorzata Wiśniowska: - Slam nie gromadzi tylko studentów. Biorą w nim udział zarówno nawet licealiści i osoby po czterdziestce. Dla slamu najważniejsze jest to, by uczestnicy byli różnorodni.
 
Zwycięzcą ostatniego slamowania w Galerii Wzgórze został Grzegorz Adamczyk. Dla odmiany…student polonistyki. Na deser więc próbka jego niebanalnych umiejętności.

                                                                            Antychryst w cieście
leżeć – patrzeć
w ciemność
albo z otwartymi oczami
wstawać
chodzić
zalać herbatę
zaparzyć kawę
przyrządzać mięso
zieleninę
wychodzić – chodzić
pracować – zmieniać
Jeść Hot Doga
parówka w wisiorze pomidorów
w musztardowym suknie
Odśpiewać codzienne litanie
pokłonić się
nasycić zapachem
wracać
zalać herbatę
zaparzyć kawę
nasycić się kadzidłem zapachów
włączać pulsujące ekrany
leżeć
podnieść – opuścić powieki
patrzeć w monitor w lustro
znowu w ciemność.
 
Paweł Hetnał