Ta baśń Andersena jest bliska wszystkim kolejnym pokoleniom dzieci na całym świecie. Opowieść o miniaturowej dziewczynce zarazem wzrusza i przeraża. W miniony piątek w bielskim Teatrze Lalek Banialuka odbyła się premiera „Calineczki”.
 
Baśń napisana w XIX wieku przez Hansa Christiana Andersena opowiada historię dziewczynki nie większej od jednego cala (stąd zapewne pisarz zaczerpnął jej imię), która narodziła się z ziarna zasianego przez bezdzietną kobietę. Niezwykła uroda bohaterki sprawiła, że niczym w powieściach Henryka Sienkiewicza ciągle ją ktoś porywał, by przekonać do zamążpójścia.
 
Niedoszła żona chrabąszcza
 
Najpierw ropucha zabrała ją z rodzinnego domu jako żonę dla swojego syna. Z więzienia na lilii wodnej udało jej się uciec dzięki pomocy motyla. Nie dane jej było jednak długo cieszyć się wolnością, gdyż porwał ją chrabąszcz. Na szczęście, niebawem porzucił dziewczynkę pod wpływem rodziny, która uznała ją za nieładną. Tułająca się zimą po świecie Calineczka znalazła schronienie u polnej myszy, która z kolei chciała, by dziewczynka została żoną zamożnego kreta. Załamana, że będzie musiała spędzić resztę życia pod ziemią, Calineczka została uratowana przez ocaloną niegdyś przez siebie jaskółkę, która zaniosła ją na pole kwiatów.
 
Jak to w bajkach bywa, cała historia kończy się szczęśliwie. Dążenie do słońca symbolizuje w tej baśni wolność, a podziemne ciemności - zniewolenie i samotność. W polskiej literaturze bohaterka ta jest również nazywana Calóweczką, Paluszką, Odrobinką czy Dzieckiem Elfów.
 
Teatr Lalek Banialuka kolejny raz sięga po klasykę literatury dziecięcej, aby przybliżyć ją najmłodszym widzom. - Ten sezon dedykujemy najmłodszym - podkreśla dyrektor teatru, Lucyna Kozień. - Trudno jest tworzyć przedstawienia dla małych dzieci. Forma teatralna musi być adekwatna do rodzaju zabawy. Trudno jest także znaleźć odpowiedni repertuar dla takiej widowni. W obecnym sezonie stawiamy na przedstawienia z klasyki literatury dziecięcej. „Tygrys Pietrek”, „Jaś i Małgosia” czy „Calineczka” do niej należą. Chcemy, żeby forma teatralna była różnorodna. Teatr lalek daje nam takie możliwości.
                                               
Gigantyczna ropucha i krecia norka
 
Forma teatralna i ruch sceniczny zastosowane w tym przedstawieniu rzeczywiście robią wrażenie. Misternie stworzone, barwne konstrukcje zmieniają się na oczach widza. Metalowa kula będąca kielichem kwiatu niespodziewanie staje się brzuchem ropuchy czy krecią norką. Zajmuje całą przestrzeń sceniczną, dzięki czemu aktorzy wydają się być miniaturowi. Nie są jednak mało widoczni.

 
Odtwórczyni tytułowej roli, Marta Marzęcka zachwyca nie tylko swoim subtelnym głosem, ale także zabawną mimiką i umiejętnościami tanecznymi. Mocną stroną spektaklu jest muzyka autorstwa Gabrieli Menet. Liczne, łatwe do zapamiętania piosenki niosą ze sobą życiowe przesłanie. W jednej z nich pojawia się pytanie:
„(…) Dlaczego tak się musi dziać,
że kto się rano głośno śmieje, wieczorem się nie może śmiać?”.
                                               
W poszukiwaniu uniwersalnych prawd
 
Dzięki umiejętnej reżyserii Witolda Mazurkiewicza losy Calineczki w adaptacji Marty Guśniowskiej układają się w opowieść o poszukiwaniu uniwersalnych prawd: wolności, przyjaźni, miłości, o potrzebie niesienia pomocy potrzebującym, wzajemnym szacunku i wrażliwości na cierpienie innych.
 
 - Do realizacji „Calineczki” zaprosiłam reżysera, z którym współpracowaliśmy już w poprzednich sezonach, m.in. przy inscenizacji „Tomcia Paluszka” - dodaje dyrektor Kozień. - W obszarze scenografii partneruje mu znakomity plastyk Jarosław Koziara, bardzo znany w środowisku teatralnym performer. Pierwszy raz z nami współpracuje. Zaproponował formę lalkową, której jeszcze w Banialuce nie było. Liczę na to, że kolejne przedstawienia będą pokazywać, jak różnorodny jest nasz zespół aktorski oraz pracownie lalkarskie. Jesteśmy otwarci na różne formy inscenizacji.
 
Agnieszka Pollak-Olszowska
Foto: A.Morcinek