Był artystą, którego życie i dzieło mogłyby być świetnym tworzywem dla scenarzystów z Hollywood. Przeżył kilka epok: pierwszą i drugą wojnę światową, PRL i upadek komuny. Jego prace spotkać można w galeriach na całym świecie. W przyszłym roku Jan Grabowski obchodziłby setne urodziny. Był jednym z najbardziej twórczych i wszechstronnych współczesnych artystów bielskich.
 
Jan Grabowski (1912-1998) pochodził z Kęt. Przez długi czas sztuka była dla niego wartością drugorzędną. Młody Jan podziwiał wprawdzie artystów i ich twórczość, lecz bliżej było mu do Tego, kto jest praźródłem talentów człowieka. Decyzja o poświęceniu życia Bogu była tym prostsza, że starszy brat Jasia nosił już sukienkę duchowną.
 
Miał zostać misjonarzem
 
Podążając jego śladem, w 1936r. wdział brązowy habit zakonnika Towarzystwa Chrytusowego, by przez prawie cztery lata oddawać się modlitwie w domu zgromadzenia braci chrystusowców w Potulicach k/ Bydgoszczy. Brat Jan miał zostać misjonarzem i wyjechać do Indochin. Plany przełożonych pokrzyżował jednak wybuch II wojny światowej. Młody zakonnik nie zdążył nawet uzyskać święceń kapłańskich. We wrześniu 1939, ostatnim pociągiem zdołał ewakuować się do Warszawy, a stamtąd pojechał w rodzinne strony.
 
W roku 1941 w Brzeszczach pod Oświęcimiem Jan Grabowski poznał osobę, która wywróciła jego dotychczasowe życie do góry nogami. Spacerując po okolicy z brewiarzem w dłoni, spotykał ładne, młode dziewczę, które zalotnie pytało: „Co w habicie robi taki przystojny chłopiec?”. Zakochany do szaleństwa udał się do przeora, aby wskazał mu właściwą drogę. - Lepiej, żebyś był szczęśliwym mężem i ojcem niż nieszczęśliwym zakonnikiem - usłyszał od przełożonego i ledwie po dwóch tygodniach narzeczeństwa stanął obok Emilki na ślubnym kobiercu. Dziewczyna miała wtedy 18 lat, a Jan - 29.
 
We wrześniu 1945 Grabowscy przeprowadzili się do Białej, gdzie otrzymali duże, ponad stumetrowe mieszkanie po niemieckim fabrykancie. Pan Jan utrzymywał rodzinę z krawiectwa, gdyż jeszcze w zakonie otrzymał dyplom mistrza krawieckiego. W tamtym powojennym czasie brakowało wszystkiego. Pani Emilia narzekała, że w salonie, w którym przyjmują gości, nie ma nawet dywanu. Gdy któregoś dnia wstała rano, zobaczyła śliczny dywan leżący na podłodze. Dopiero kiedy uważnie przyjrzała się kolorowemu kobiercowi, dostrzegła, że parkiet nie jest pokryty tkaniną, lecz... malowidłem do złudzenia przypominającym dywan.
 
Postać w berecie i pelerynie
 
 - Przez długi czas rodzina taty nie umiała się pogodzić z tym, że porzucił habit dla mamy - podkreśla córka, Lucyna Grabowska-Górecka. Ich małżeństwo przetrwało 57 lat. Grabowscy dochowali się trojga dzieci.
 
W 36. roku życia Jan wyruszył do Krakowa, gdzie rozpoczął studia w Akademii Sztuk Pięknych. Wraz z nim wyjechała pani Emilia, by uczyć się w krakowskiej szkole położnych. Po uzyskaniu dyplomu, do końca kariery zawodowej pracowała w szpitalu w Białej. W 1955 roku do Bielska-Białej powrócił jej mąż, który uzyskał dyplom na Wydziale Malarstwa ASP w pracowni Zbigniewa Pronaszki.
 
Uprawiał przede wszystkim malarstwo sztalugowe, ścienne, a także grafikę i rzeźbę, eksperymentował z wykorzystaniem nie malarskich materiałów w swoich kompozycjach. Z biegiem lat bielszczanie zapamiętali jego charakterystyczną postać w berecie i tasiemką pod szyją, otuloną malarską peleryną. Grabowski malował wszystko, a punktem wyjścia były dla niego najczęściej obserwacje notowane na gorąco podczas kontaktu z przyrodą. Nigdy nie miał własnego auta i prawa jazdy. Ostentacyjnie ignorował zasady ruchu drogowego.
 
 - Prowadziliśmy dom otwarty - wspomina Lucyna Grabowska. - Dlatego nasze mieszkanie przy ul. 11 Listopada było zawsze pełne przyjaciół, odbywały się u nas liczne prywatki. Tato miał serce wielkie, jak Brama Floriańska. Nie potrafił odmawiać. Nie pamiętam, aby miał wrogów. Jeśli miałby powiedzieć o kimś źle, to w ogóle o nim nie mówił.
 
21 obrazów w 21 dni
 
Jan Grabowski uważał, że każdy dzień bez malowania jest dniem straconym. Tworzył za dnia i nocami, gdy nie mógł zasnąć. Ponieważ lubił większe formaty, swoje obrazy olejne umieścił na wszystkich ścianach mieszkania, a nawet na suficie. Na wakacyjne plenery w Łebie wyjeżdżał wspólnie z przyjacielem, Ignacym Bieńkiem (razem tworzyli grupę twórczą „Grabie”). W roku 1967 wybrał się z Orbisem na 21-dniową wycieczkę po Morzu Śródziemnym. Przywiózł z niej 21 obrazów, na których utrwalił m.in. Stambuł, Pompeje, Wenecję i Rzym.

 
Plon tej artystycznej eskapady bielszczanie oglądali na wystawie zorganizowanej w Pawilonie Plastyków. Starsi mieszkańcy naszego miasta pamiętają być może ten parterowy budynek powstały w miejscu synagogi zburzonej przez Niemców w 1939 roku. Jego inicjatorami byli artyści zrzeszeni w bielskim Zarządzie Oddziału Związków Polskich Artystów Plastyków, który liczył wówczas 38 członków.
 
Pawilon Plastyków rozpoczął działalność w lutym 1960 roku. W pierwszej wystawie malarstwa i grafiki wzięło udział 53 autorów z całego województwa katowickiego. Był to pierwszy tego typu obiekt w regionie. Posiadał salę wystawową o powierzchni 200 m kw. połączoną z kawiarnią, w której odbywały się spotkania, wykłady o sztuce, spektakle teatralne i projekcje filmowe.
 
Malował na talerzach i drzwiach
 
W 1974 roku bielski Pawilon Plastyków przekształcono w oficjalną filię katowickiego BWA. Wraz z powstaniem województwa bielskiego, w listopadzie 1975 roku powołano samodzielne Biuro Wystaw Artystycznych podległe wojewodzie bielskiemu. W 1989 roku rozbudowano budynek o dwie kondygnacje.
 
Nikt jak dotąd nie obliczył, ile prac wykonał łącznie Jan Grabowski. Prawdopodobnie były ich tysiące. W PRL-u był jednym z „niebieskich ptaków” ze względu na brak stałego zatrudnienia potwierdzonego pieczątką w dowodzie osobistym. W jego mieszkaniu spotkać było można często księży, dla których szył sutanny. Czasem udało mu się sprzedać jakiś obraz. Gdy pieniędzy brakowało na płótno, malował na kartonie, talerzach, szkle, deskach, a nawet na drzwiach.
 
W tamtych czasach wiele dóbr było oficjalnie niedostępnych lub reglamentowanych. Pan Jan „załatwiał” je w zamian za swoje prace. Tym sposobem twórczość Grabowskiego znajduje się dziś w wielu prywatnych kolekcjach w kraju i za granicą. Poważniejszy zastrzyk gotówki zapewniały mu zamówienia kościelne. Jan Grabowski jest autorem polichromii o tematyce religijnej w kościołach w Stawigudzie na Warmii, w Jeleśni, Bielsku-Białej, Ślemieniu, Bystrzycy Kłodzkiej, Międzylesiu, Pewli Małej koło Żywca, Wilamowicach, Wrocławiu i Lublinie.
 
Galeria dla Jana Grabowskiego!
 
Pomniki i rzeźby plenerowe jego autorstwa zdobią przestrzeń publiczną wewnątrz i wokół szpitali, bibliotek, kościołów, szkół, placów i parków wielu miast. Np. rzeźba z brązu jego autorstwa znajduje się w bielskim Szpitalu Miejskim nr 2, a pomnik wykonany w kamieniu stoi przez budynkiem Książnicy Beskidzkiej przy ul. Słowackiego.
 
Był współzałożycielem działającej w latach 1961-1987 grupy „Beskid”, w której obok niego pracowali inni czołowi bielscy malarze: Ignacy Bieniek, Kazimierz Kopczyński, Michał Kwaśny, Jan Zipper i Zenobiusz Zwolski. Grupa miała duży wpływ na oblicze środowiska plastycznego Bielska-Białej. Spełniała też ważną rolę popularyzatora sztuki, organizując wystawy objazdowe, odczyty i spotkania autorskie.
 
Grabowski nigdy poważnie nie chorował. Pewnego ciepłego, czerwcowego dnia 1998 roku poczuł się nieco gorzej. Artysta miał już 85 lat i dlatego lekarze poradzili mu wykonanie rutynowych badań profilaktycznych. Zasnął w szpitalu przy ul. Wyspiańskiego i już nie obudził się. W roku 2002 odeszła jego żona, Emilia. Oboje leżą dzisiaj obok siebie na cmentarzu w Białej. Nawet po śmierci połączył ich nagrobek, który mistrz Jan zaprojektował w brązie. Zmarł jako ostatni członek grupy "Beskid".
 
Prace Jana Grabowskiego spotkać można dziś w wielu zakątkach świata. W Bielsku-Białej brak jednak stałej wystawy poświęconej wyłącznie Jego twórczości artystycznej. Być może doczeka się jej w setną rocznicę urodzin, którą będziemy obchodzić w przyszłym roku? 
 
xxx
 
Jan Grabowski był wielokrotnie nagradzany, wyróżniany i odznaczany, m.in. nagrodą Prezydenta Miasta Bielsko-Biała "Ikar" oraz nagrodą im. Gustawa Morcinka przyznawaną przez wydawnictwo „Epoka”. Był laureatem „Sztalugi Juliana Fałata” (1977) - nagrody Beskidzkiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego. Dwukrotny laureat Bielskiej Jesieni, odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Robert Kowal

Foto: ze zbiorów prywatnych oraz Muzeum w Bielsku-Białej.