Ratusz i bielskie starostwo przymierzają się do skomplikowanej operacji przekazania miastu podlegającego obecnie powiatowi Beskidzkiego Centrum Onkologii w Bielsku-Białej. Mało tego, bielskie władze nie kryją, że będzie to tylko pierwszy krok w stronę dużej, medycznej zmiany. Drugim będzie połączenie BCO z miejskim Szpitalem Ogólnym. Takie roszady siłą rzeczy budzą emocje i kontrowersje. Zarówno w mieście, jak i w powiecie.
 
Rozmowa z prezydentem Jackiem Krywultem i starostą bielskim Andrzejem Płonką

Dlaczego bielski samorząd gotowy jest przejąć od starostwa Beskidzkie Centrum Onkologii?
 
 - Beskidzkie Centrum Onkologii wymaga natychmiastowych inwestycji, bez których konieczna będzie likwidacja kilkudziesięciu szpitalnych łóżek, a w konsekwencji nawet zamknięcie placówki. Dla dobra pacjentów z naszego miasta i całego regionu absolutnie nie można do takiej sytuacji dopuścić. Nie jest tajemnicą, że Urząd Miejski posiada znacznie większe możliwości finansowe niż starostwo, stąd właśnie pomysł zmiany organu założycielskiego dla BCO. W tej chwili - jak powszechnie wiadomo - gmina ma w swojej pieczy jeden szpital, który dzięki naszemu ogromnemu wysiłkowi finansowemu jest obecnie jedną z najnowocześniejszych placówek medycznych na południu kraju. Chcielibyśmy, aby taką placówką w przyszłości było także BCO, choć zdajemy sobie sprawę, że będzie to kosztowało bielski samorząd naprawdę wiele trudu i wysiłku. To jeden z powodów naszej decyzji o przejęciu bielskiej onkologii. Drugi - to chęć uporządkowania systemu szpitalnej opieki w naszym mieście.
 
A co wspólnego ma uporządkowanie systemu opieki szpitalnej z ewentualnym przejęciem przez miasto onkologii?
 
 - Otóż ma i to bardzo wiele. W Bielsku-Białej jest obecnie pięć publicznych szpitali, które mają aż trzy organy założycielskie. Są nimi: Starostwo Powiatowe, Urząd Marszałkowski i Urząd Miejski. W takiej sytuacji efektywne i racjonalne zarządzanie szpitalną bazą jest bardzo trudne, by nie powiedzieć wręcz niemożliwe. Dlatego po przejęciu BCO planujemy jego połączenie ze Szpitalem Ogólnym. Powołałem już specjalny, niewielki zespół fachowców, który rozpoczął prace nad sprawnym przeprowadzeniem tej skomplikowanej operacji. To jednak jeszcze nie wszystko. Wspólnie z marszałkiem województwa i dyrekcją Szpitala Wojewódzkiego myślimy także o pewnym uporządkowaniu organizacyjnym we wszystkich bielskich szpitalach. Chodzi o to, by nie było sytuacji, że pewne oddziały powielają swoją działalność. Chcemy też powołać do życia takie jednostki, których w mieście brakuje. Jednym słowem: będziemy dążyć do racjonalizacji istniejącego systemu w taki sposób, by był on jak najbardziej korzystny dla pacjentów.
 
Gdy Rada Powiatu w Bielsku-Białej dyskutowała o rozpoczęciu procedury, która może zaowocować przekazaniem BCO w ręce miasta, jeden z powiatowych radnych z przekąsem mówił o sytuacji miejskiego Szpitala Ogólnego, który jest pod finansową kreską, a całoroczny kontrakt kończy już w październiku. Widać nie wszyscy są przekonani, że onkologii będzie pod skrzydłami miasta lepiej.
 
 - Żyjemy w systemie demokratycznym, więc każdy ma prawo do wypowiadania swoich poglądów. Chętnie dowiedziałbym się natomiast, co ów radny zrobił do tej pory dla BCO. Z przekąsem zatem zapytam pana radnego, co powie pacjentom w sytuacji, gdy wszystko zostanie po staremu i za kilka miesięcy trzeba będzie ograniczyć działalność bielskiej onkologii? Powtarzam zatem: nasze rozmowy ze starostwem na temat przejęcia przez miasto BCO mają jeden podstawowy cel: dobro pacjentów. Dlatego zamierzamy zainwestować w ten ważny nie tylko dla Bielska-Białej, ale dla całego regionu szpital kilkadziesiąt milionów złotych. Inwestycje rozpoczęlibyśmy nie w jakiejś odległej perspektywie, ale prawdopodobnie już w najbliższym roku budżetowym. A co do Szpitala Ogólnego, to z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jest on odpowiednio dofinansowany i dobrze zarządzany. Owszem, placówka ma pewne problemy, ale są one wynikiem tylko i wyłącznie zbyt niskiego kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Jestem jednak przekonany, że po połączeniu obydwu placówek powstanie tak poważna i silna jednostka, że NFZ będzie musiał liczyć się z nią bardziej niż z dotychczasowymi dwoma niezależnymi od siebie szpitalami. A to daje nadzieję na lepsze finansowanie.

 
Kilka tygodni temu podczas sesji Rady Powiatu w Bielsku-Białej przekonywał pan radnych o sensowności pomysłu przekazania gminie Bielsko-Biała Beskidzkiego Centrum Onkologii. Dlaczego starostwo chce oddać BCO w ręce innego samorządu?
 
 - Nim wyjaśnię, dlaczego popieram ten pomysł, chciałbym się odnieść do pojawiających się opinii, że onkologii grozi dziś likwidacja części łóżek, a może nawet zamknięcie. To nieprawda. Takiego zagrożenia nie ma i nigdy nie było. Wręcz odwrotnie - BCO się rozwija, uruchamia nowe usługi medyczne, nabywa nowoczesną aparaturę i sprzęt medyczny. Warto też przypomnieć, że w lutym weszło w życie nowe rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie wymagań, jakim powinny odpowiadać zakłady opieki zdrowotnej, w którym termin dostosowania szpitali do nowych wymogów przesunięto na grudzień 2016 roku. Czyli dopiero za ponad pięć lat. Mało tego, rozporządzenie to złagodziło wiele wymagań, jakie powinny spełniać szpitale, w tym te, które dotyczyły liczby łóżek. Więc jeszcze raz podkreślę - zagrożenia dla onkologii nie ma. Nie kryję jednak, że problemem jest brak środków inwestycyjnych na rozwój szpitala onkologicznego oraz zwiększenie - i to w krótkim czasie - liczby jego łóżek. Ponieważ budżet miasta Bielska-Białej jest znacznie większy od naszego, więc uważam, że miasto może potrzebne fundusze inwestycyjne znaleźć szybciej od nas. Stąd moje poparcie dla pomysłu przekazania onkologii bielskiemu samorządowi.
 
A jak wygląda obecna sytuacja ekonomiczna BCO? Czy szpitalowi nie grozi przygniecenie długami?
 
 - Według mojej oceny sytuacja ekonomiczna BCO jest stabilna, a większość zobowiązań szpitala to kredyty inwestycyjne. Wskaźnik zadłużenia w stosunku do przychodów wynosi 26 procent, czyli nie jest zły, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że są szpitale, które mają długi większe niż całoroczny kontrakt z NFZ. Rok 2010 onkologia zakończyła co prawda ze stratą wynoszącą 4,8 milionów złotych, ale należy pamiętać, że poziom amortyzacji dla tego szpitala wynosi aż około 9 milionów złotych. Z pewnością więc jako organ założycielski BCO nie musimy się wstydzić jego sytuacji finansowej.
 
Bielskie władze nie kryją, że po przejęciu BCO zamierzają połączyć onkologię ze Szpitalem Ogólnym. Pana zdaniem to dobry pomysł?
 
 - Według mnie najpierw powinien powstać zespół fachowców, którzy przygotują merytoryczną koncepcję połączenia szpitali. Jeśli uznają oni, że w wyniku takiej operacji powstanie podmiot stabilniejszy ekonomicznie, będący silniejszym partnerem w rozmowach z NFZ i mający możliwość dalszego rozwoju zakresu realizowanych świadczeń zdrowotnych, to oczywiście uznam ten pomysł za dobry. Ale w innym przypadku podjęcie decyzji o połączeniu szpitali moim zdaniem nie będzie mieć ani uzasadnienia ekonomicznego, ani nie wpłynie na podniesienie jakości wykonywanych usług medycznych.
 
A co, jeśli koniec końców starostwo nie dojdzie do porozumienia z miastem w sprawie przekazania BCO? Skąd weźmiecie kilkadziesiąt milionów złotych na potrzebną onkologii inwestycję?
 
 - Zapewniam, że tragedii nie będzie. Co prawda oddanie miastu onkologii to obecnie plan A, ale mamy też przygotowany plan B. Inwestycja przypuszczalnie będzie wówczas nieco biedniejsza i być może jej realizacja potrwa trochę dłużej, lecz zapewniam, że nigdy nie dopuścimy do likwidacji tej medycznej placówki.
 
Dziękuję za rozmowę.
 
Rozmawiał: Sławomir Horowski (Kronika Beskidzka).