Kilka dni temu Klub Gaja otrzymał nagrodę „Eko-Aktywni 2011”. Informacja o wyróżnieniu zamieszczona w różnych mediach sprowokowała wiele negatywnych opinii na temat działań ekologów. Znaczna część krytyków zarzuca im ekoterroryzm i torpedowanie wielu ważnych inwestycji. Organizacje ekologiczne przyczyniły się m.in. do zablokowania kilku dużych projektów turystycznych na zboczach Beskidów.
 
Nagrodę Klubowi Gaja przyznał Zarząd Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Podobna premia w wysokości 30 tys. zł powędrowała także do Fundacji Ekologicznej ARKA w Bielsku-Białej. Wyróżnienia w konkursie otrzymała też Liga Ochrony Przyrody Okręg w Bielsku-Białej.
 
Prezydent chwali klub 
 
Najwięcej emocji wzbudziła jednak informacja dotycząca klubu z Wilkowic. - Za co ta kasa? - pytają oburzeni. - Ano za to - wyjaśnia jury konkursu - że w latach 2010 i 2011 klub udzielił wielu porad i przeprowadził setki wykładów. Poprzez podjęte działania w zakresie ochrony przyrody i zwierząt stowarzyszenie uratowało siedliska płazów w rejonie drogi ekspresowej S1. Ponadto, z udziałem Klubu odbyło się wielkie sprzątanie rzeki Parsęty, Białej i Zbiornika Goczałkowskiego (najprawdopodobniej WFOŚiGW chodziło o zbiornik Goczałkowicki). Gaja przyczyniła się także do odnowienia stuletniego alpinarium na Szyndzielni.

Do części bielszczan te wyjaśnienia jednak nie trafiają. Pytają: a co z pieniędzmi na inwestycje, których przez Gaję nie zrealizowano? W Bielsku-Białej chodzi przede wszystkim o zmarnowane szanse na zagospodarowanie stoków Szyndzielni. Miała to być sztandarowa inwestycja bielskiego ratusza, dofinansowana przez Unię Europejską. Co ciekawe, mimo otwartego konfliktu ekologów z władzami miasta, na potrzeby konkursu Klub Gaja uzyskał rekomendację prezydenta Bielska-Białej. Rzecznik magistratu wyjaśnia, że prezydent nie żywi do Klubu Gaja osobistej urazy. - To, że czasem się nie zgadzamy, nie znaczy, że nie doceniamy ich działań - tłumaczy Tomasz Ficoń. - Poza tym, to nie Gaja zablokowała inwestycję. Oni tylko wyrazili swoje zdanie na ten temat.
 
„Niczego nie blokujemy!”
 
Prezes Klubu Gaja, Jacek Bożek jest oburzony oskarżeniami o udaremnienie budowy bazy narciarskiej na Szyndzielni. - Denerwuje mnie takie mówienie, że my coś zablokowaliśmy. Przecież nie mamy takiej mocy! Nie możemy niczego blokować czy wydawać zezwoleń. Możemy jedynie - i to jest nasze zadanie - wskazywać, że coś jest niezgodne z prawem i szkodliwe dla przyrody.
 
Bożek odpiera także oskarżenia, jakoby jego klub chronił zwierzęta kosztem ludzi. W jednym z komentarzy na naszej stronie czytamy: „Ekrany dźwiękochłonne postawiono wzdłuż drogi do Cieszyna po stronie pustych pól i zagajników, aby nie płoszyć zwierząt. Po stronie, gdzie są rzadkie zabudowania już nie, bo kto by się wstawił za parunastoma rolnikami czy gospodarzami”. - Proszę pamiętać, że jesteśmy organizacją, która zajmuje się ochroną przyrody i zwierząt. Od pomagania ludziom są inne organizacje. Aczkolwiek mimo to bardzo często służymy pomocą, jeśli ktoś się do nas zgłosi. W zeszłym roku takich porad udzieliliśmy ponad 500!
 
Nietoperzy nie ma, „krzeseł” też
 
Nie sposób się nie zgodzić z argumentacją, że ani Gaja, ani żadna inna organizacja ekologiczna nie blokują inwestycji w sensie formalnym. Ale też nie można odbierać „zielonym” ich dorobku. W ciągu kilku minionych lat - poprzez swoje opinie, skargi, protesty - udało im się zapobiec budowie kilku wyciągów narciarskich, m.in. w Brennej, Żabnicy czy Korbielowie. Prawdopodobnie ich działania są jednym z powodów, dla których ośrodek „Pilsko” - Korbielów nie może znaleźć nabywców w kolejnych przetargach.

 
W swoim czasie głośna była sprawa Skrzycznego. Centralny Ośrodek Sportu chciał dokonać niezbędnych modernizacji, aby otrzymać homologację na jedyną w Polsce trasę FIS. Planował także wybudować nową kolejkę krzesełkową. Inwestycję miało sfinansować Ministerstwo Sportu, lecz pieniądze przepadły, bo ekolodzy postanowili chronić nietoperze, które rzekomo miały żyć w jaskiniach znajdujących się na zboczach Skrzycznego. Wynajęto nawet naukowców, którzy tygodniami nietoperzy szukali i... nie znaleźli.
 
Natura przegrała z „Naturą”
 
W takich przypadkach ucierpiały budżety niedoszłych kurortów narciarskich i miłośnicy białego szaleństwa. Są jednak osoby znacznie bardziej poszkodowane przez... naturę. A właściwie przez nie do końca przemyślaną jej ochronę. Szukać nie trzeba daleko, bo w sąsiednich Czechowicach-Dziedzicach. Tamtejszy urząd otrzymał dofinansowanie unijne na skanalizowanie gminy. Dzięki temu do roku 2014 podłączone do sieci kanalizacyjnej zostanie praktycznie całe sołectwo Zabrzeg. Kolejne, Ligota będzie tylko częściowo objęte projektem, ale już mieszkańcy Bronowa muszą obejść się smakiem. Nie dlatego, że czechowiccy urzędnicy nie lubią sołtysa Bronowa. Okazuje się bowiem, że wieś niemal w całości leży na obszarze objętym europejskim projektem „Natura 2000”.
 
Zdaniem użytkowników szamb, zadaniem kanalizacji jest pomoc naturze. Dzięki niej ścieki nie zasilają rzek, jezior i pól sąsiada. Podczas pierwszych przymiarek do projektu brano po uwagę wszystkie sołectwa, ale któregoś dnia uległy zmianie przepisy europejskie. Zadecydowano, że na każdym kilometrze kwadratowym danego obszaru (który ma zostać objęty kanalizacją) musi zamieszkiwać odpowiednia liczba osób. Niestety, nowych kryteriów nie spełnia Bronów oraz tereny Ligoty należące do „Natury”. Tym razem nie wygrała ani natura, ani zwierzęta, ani człowiek. Wszyscy przegrali z „Naturą”.
 
Marta Polak