Bielszczanie uwielbiają wiosnę, gdy po długiej zimie drzewa się zielenią, a dni stają coraz dłuższe i cieplejsze. Tłumnie zaczynają oblegać zielone okolice miasta, by wypoczywać na łonie natury. Sto lat temu mieszkańcy naszego miasta również cenili wiosenne walory przyrody. Jakie miejsca wypoczynku były wtedy najmodniejsze? Oto nasz przewodnik.

 
- Każdy ma swoje miejsce w dzieciństwie. To jest ojczyzna duszy - pisze Józef Bogacz, który dorastał w przedwojennym Bielsku. - Mogę powiedzieć, że takim miejscem dla mnie była Olszówka Górna. Położona w cichym i ekologicznie czystym zakątku w pobliżu Bielska, była uroczą miejscowością wciśniętą między zbocza gór.

Wille fabrykantów

Olszówka była jednym z miejsc, w którym lubili wypoczywać ówcześni bielszczanie. By tam dotrzeć, wystarczyło przecież wysiąść na przystanku tramwajowym w Cygańskim Lesie i udać się na spacer wzdłuż rzeki Olszówki. Po drodze można było podziwiać wille bielskich fabrykantów pochodzenia niemieckiego i żydowskiego. Jeśli dopisywała pogoda, turyści korzystali z kąpieliska „Diabelski Młyn”. Basen mieścił się rzeczywiście przy młynie, który należał do Jerzego Pysza, zwanego "królem lodu”. Przydomek zyskał sobie dzięki temu, że zimą wycinał bryły lodu ze wspomnianego basenu. Następnie przechowywał je w ziemiankach, by latem sprzedawać do sklepów i lokali.

Spacerując w górę rzeki, dochodziło się do restauracji braci Zenkerów, gdzie w słoneczne dni czekały na gości leżaki ustawione w owocowym ogrodzie, a także plac zabaw i teatr kukiełkowy dla dzieci. Zenkerowie zatrudniali żydowskich kelnerów, dzięki czemu ich pensjonat zyskał wielokulturową atmosferę. Bardziej wytrawni wycieczkowicze wspinali się na polanę pod Dębowcem, gdzie mogli się posilić w schronisku prowadzonym przez niemiecką rodzinę Kubiców.

Było to miejsce szczególnie ważne dla tej nacji - w okresie Zielonych Świąt palono tu ogniska, w ciągu roku gromadziły się różne niemieckie organizacje, a przed samą wojną spotykali się hitlerowcy w mundurach S.A. Polacy nie mieli wstępu na te spotkania. Zbocza Dębowca były rajem dla amatorów lotów szybowcowych. W samej Olszówce mieszkało tylko kilka polskich rodzin, które kultywowały tradycje patriotyczne, m.in. poprzez młodzieżowy Związek Strzelecki z siedzibą w domku poniżej restauracji „Czerwony kapturek” w Cygańskim Lesie. W tym samym miejscu werbowano młodzież do Związku Orląt.
 
Paróweczki w Cygańskim Lesie

Wielu bielszczan, którzy dorastali przed wojną, z łezką w oku wspomina wiosenne wycieczki szkolne. Niezależnie od tego, do jakiej szkoły w przedwojennym Bielsku uczniowie uczęszczali i w jakim języku musieli się kształcić, przynajmniej raz w roku brali udział w uroczystej wycieczce do Cygańskiego Lasu.


 - Punktualnie o godzinie ósmej ruszał barwny pochód w kierunku Cygańskiego Lasu - wspomina bielski aktor Rudolf Luszczak. - Na czele pochodu kroczyła orkiestra i grała nam marsze. W Cygańskim Lesie zaprowadzono nas zaraz do wielkiej sali restauracyjnej, gdzie podawano śniadanie. Były paróweczki, bułeczki, kawa i herbata. Potem starsze dzieci wychodziły na Szyndzielnię, a młodsze bawiły się cały dzień na pobliskiej łące.

Wieczorem uczestnicy wycieczki wracali do domów, również przy dźwiękach orkiestry. Wszystkie grupy spotykały się na boisku szkolnym przy ul. Żywieckiej, gdzie czekało na nie widowisko z balonikami i rakietami świetlnymi. Na koniec, na boisku szkolnym żegnał uczniów dyrektor szkoły, a orkiestra grała austriacki hymn państwowy.
 
W zamkowym ogrodzie

Co ciekawe, przed wojną bielszczanie mogli wypoczywać na łonie natury także w centrum miasta. - Przedwojenne Bielsko było miastem pięknym i czystym, dobrze zagospodarowanym. Posiadało promenadę, którą była ul. 3 Maja -opowiada bielszczanka Liliana Byrska. - Wieczorami mieszkańcy wylegali na ulice. Był śmiech, było wesoło. Stamtąd co dziesięć minut odjeżdżał tramwaj do Cygańskiego Lasu, który nigdy nie był zatłoczony. Jako dziecko często chodziłam do ogrodu zamkowego, dostępnego dla wszystkich.

Ogród zamkowy przypominał dziki las. Wykarczowano go na początku lat 30-tych, kiedy okolice zamku Sułkowskich uzyskały wygląd zbliżony do współczesnego. Miasto Biała też miało piękne zakątki do wypoczynku, np. Stary Rynek czy ulica nad Niwką, ale było brudniejsze.

 - Jak się przeszło Białkę zaraz było widać, gdzie jest Biała, a gdzie Bielsko - wspomina Liliana Byrska. - Różnice między tymi miastami były tak znaczne, ze gdyby ktoś wówczas mówił o ich połączeniu, zostałby uznany za wariata.

Współcześni bielszczanie na własny użytek opracowali zapewne nieco inną mapę miejsc, w których warto wypoczywać wiosną. Spacerując po Cygańskim Lesie czy stokach Dębowca, warto jednak przypomnieć sobie czasy, kiedy w znanych nam wszystkim okolicach odpoczywali wyznawcy trzech różnych religii.
 
Agnieszka Pollak-Olszowska

Foto: „Bielsko-Biała i okolice na dawnej pocztówce”, Bielsko-Biała 2008