Podobnego pokazu arogancji i lekceważenia obowiązków publicznych przez bielskich radnych w tej kadencji jeszcze nie było. Na wtorkowej sesji Rady Miejskiej większością głosów zrezygnowano z debaty na temat kontrowersyjnego projektu, a następnie zerwano kworum. Radni wrócili na salę obrad, aby popijać kawę lub pogadać przez komórkę.
 
Bielska Rada Miejska przyjęła uchwałę w sprawie studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Bielska-Białej. Jest to akt o konstytucyjnym znaczeniu dla władz miasta i jego mieszkańców. Z dokumentem muszą być zgodne wszystkie miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego. Poprzednie studium uchwalono w 1999 roku, a w 2006 roku znowelizowano. Trudno powiedzieć, dlaczego Ratusz nie zdecydował się na kolejną aktualizację. Musieliśmy czekać aż siedem lat aż Biuro Rozwoju Miasta upora się ze sporządzeniem nowego dokumentu.
 
Rada powinna mieć zaufanie
 
Zgodnie z prawem, studium poddano konsultacjom społecznym. Część opinii krytycznych dotyczących konkretnych ustaleń uwzględniono, ale ponad sto uwag zgłoszonych przez osoby zainteresowane zostało odrzuconych. Niektóre z nich dochodziły później swoich racji przed komisją, która opiniowała projekt uchwały w sprawie studium. Większość jednak zrezygnowała z takiej metody obrony swoich interesów. Być może w przekonaniu, że podczas debaty na sesji zostaną wyjaśnione ich wątpliwości.
 
Ale debaty nie było. Gdy pod koniec sesji przyszła kolej na studium, wniosek formalny w sprawie rezygnacji z dyskusji zgłosił przewodniczący komisji gospodarki przestrzennej i ochrony środowiska Marek Podolski. Przekonywał, że rada powinna mieć zaufanie do kolegów, którzy w komisjach pracowali nad tym dokumentem. Jego komisja odbyła trzy debaty na temat studium. Czy to dużo, gdy weźmie się pod uwagę, że chodzi o kilkaset stron eksperckiego opracowania sporządzanego przez siedem lat? Posiedzenie, na którym komisja przyjęła projekt zakończyło się po północy, co jest podobno wydarzeniem bez precedensu w ostatnich latach bielskiego samorządu.
 
W trakcie sesji przypomniał o sobie fundamentalny i jak dotąd w Bielsku-Białej nierozwiązywalny problem proceduralny. Znaczna część radnych opowiada się za demokracją typu komisyjnego, przypominającą peerelowski styl decydowania o sprawach publicznych. Ich zdaniem, sesja służy wyłącznie do technicznego zatwierdzania uchwał, uprzednio przyjętych w niewielkim gronie. Naszym radnym trudno pogodzić się z myślą, że szeroki udział publiczności w posiedzeniu plenarnym (na galerii i za pośrednictwem mediów) jest instrumentem kontroli władzy.  
 
 Po co ten pośpiech?
 
 - Komisja działała pod osłoną nocy - podsumował radny Grzegorz Puda, którego dziwi niezwykły pośpiech w procedowaniu uchwały. - Być może debata na sesji nie byłaby niezbędna, gdyby w konsultacjach prezydent zaakceptował wszystkie wnioski mieszkańców. Ale co najmniej sto osób oczekiwało od radnych, że nie będą milczeli w sprawach kontrowersyjnych.
 
Do wniosku Marka Podolskiego odniósł się radny Adam Wolak, który wyraził wątpliwość, czy w ogóle można głosować propozycję niezgodną z zasadami demokracji. O pomoc poproszono radcę prawnego Jacka Biela, a ten zasugerował radzie, aby zapoznała się tylko pokrótce z uwagami zgłoszonymi do studium. Ostatecznie zrezygnowano z dyskusji, lecz każdy radny miał prawo zadawać pytania dyrektorowi Biura Rozwoju Miasta, twórcy studium.

 
Jako pierwsza, do zadawania pytań przystąpiła Grażyna Staniszewska. Ledwo zabrała głos, a z sali obrad ostentacyjnie zaczęli wychodzić radni PO i KWW Jacka Krywulta. W tej części obrad uczestniczyło zaledwie kilku przedstawicieli tych klubów. Na swoich miejscach pozostał w komplecie tylko klub radnych PiS. Nieobecni byli także radni, którzy nie są członkami komisji gospodarki przestrzennej i ochrony środowiska, a zatem nie mieli wcześniej okazji poznać całości sprawy.
 
Na sesji, jak w kawiarni
 
Kiedy z sali padł wniosek o sprawdzenie kworum, radni rozpoczęli powrót do pracy z filiżankami kawy w dłoniach. W kawiarnianej atmosferze wymieniali się porozumiewawczymi uśmieszkami. Niby uczniowie, którzy cieszą się, że nauczycielka usiadła na pinezce podłożonej przez nich na krześle. Staniszewska pytała Grzegorza Gleindka o kolejne problemy, gdy jeden z radnych wyjął telefon komórkowy, aby porozmawiać z siedzącym nieopodal urzędnikiem. Szerokie uśmiechy mężczyzn pokazywały, że obaj dobrze się bawią.
 
Z upływem czasu pustoszała galeria dla publiczności. Pozostało kilka osób, a wśród nich autorzy uwag nieuwzględnionych w trakcie konsultacji studium, którzy byli wyraźnie zdegustowani postawą swoich przedstawicieli w radzie. Na sali obrad radny Franciszek Nikiel retorycznie pytał: - Dokąd zmierza ta dyskusja?
 
Wśród mniej lub bardziej dowcipnych odpowiedzi próżno było szukać refleksji. Ten styl obrad prowadzi do dalszego spadku zaufania bielszczan do Rady Miejskiej. Gdy pustoszeje sala obrad plenarnych w Sejmie, posłowie tłumaczą, że w tym samym czasie odbywają się posiedzenia komisji stałych, w których muszą uczestniczyć. Dla jakich obowiązków bielscy radni opuszczają salę podczas sesji? Jeśli kogoś nuży praca, powinien rozejrzeć się za lżejszą robotą na własny rachunek. Podatnikom i wyborcom należy się szacunek.
 
Robert Kowal
 
PS. Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Bielska-Białej znajdziesz tutaj.