Najnowsza inscenizacja w Teatrze Lalek ,,Banialuka” w Bielsku-Białej sięga do polskich tradycji romantycznych. Twórcy spektaklu pt. „Ballady i romanse” próbowali stworzyć widowisko o uniwersalnym przesłaniu dla współczesnego widza. Trudno jednak przypuszczać, aby długo pozostało w pamięci osób, które znalazły czas, aby je obejrzeć.

„Ballady i romanse” ukazały się w 1822 roku i są jednym z najważniejszych utworów w historii polskiej literatury. Właśnie data wydania tego dzieła wyznacza początek nowej epoki, polskiego romantyzmu. Po czasach oświeceniowej wiary w potęgę rozumu, wieszcz stworzył cykl utworów odwołujących się do zjawisk nadprzyrodzonych. „Ballady i romanse” ponad wszystko wychwalają uczucia, intuicję, religijność i wiarę jako narzędzia poznawania świata.

Koń na scenie

Utwór wielokrotnie przenoszono na scenę, m.in. w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Dzieła z epoki romantyzmu mają jednak to do siebie, że z natury są niesceniczne. Dlatego reżyser może wybrać jedno z dwóch rozwiązań: albo przedstawi patetyczną, wierną kopię tekstów Adama Mickiewicza, albo zinterpretuje je według współczesnej estetyki. Paweł Aigner teoretycznie zdecydował się na to drugie.

Atmosferę spektaklu tworzy nowoczesna muzyka, przy której aktorzy poruszają się niczym tancerze z teledysków. Ale ogólny kształt przedstawienia ciągle wraca do szkolnej ławy. Winna temu jest przede wszystkim reżyseria i gra aktorska. Twórcy spektaklu skupili się na dosłowności: aktorzy wiernie odtwarzają to, co pojawia się w tekście. Należy więc zadać im pytanie: czy jeśli w dialogu występuje koń, to ten koń musi koniecznie zaraz wyjść na scenę?

Może warto było postawić na metaforykę, niedopowiedzenia, które działają na wyobraźnię widza? Nawet jeśli twórcy zakładali, że sztuka ma być zrozumiała dla uczniów w różnym wieku, nie powinni upraszczać romantycznej estetyki. Szkoda, że jedynie w niewielkim stopniu wykorzystali środki charakterystyczne dla teatru lalkowego. Być może taki zabieg sprawiłby, że widowisko byłoby bardziej twórcze i miało uniwersalne przesłanie. Aktorzy grają tak, jakby nie wierzyli w siłę przekazu tekstów Adama Mickiewicza.
 
Żywe obrazy i kontusze

Twórcy "Ballad i romansów” w bielskim teatrze są niekonsekwentni. Sceny bijatyk pokazują jako zabawy w klaskanie, ale z kolei momenty erotyczne przedstawiają realistycznie. Sposób kreowania opowieści w tym spektaklu nie jest pozbawiony poczucia humoru. Trudno jednak stwierdzić, czy autorzy inscenizacji chwilami celowo zacierają granicę między grozą i groteską. Latające po scenie głowy czy zakrwawione noże częściej wzbudzają u widzów śmiech niż strach.


Mocną stroną spektaklu są żywe obrazy, w które momentami zastygają bohaterowie opowieści. Uwagę widza najbardziej przykuwają piękne kostiumy autorstwa Zofii de Ines oraz muzyka skomponowana specjalnie na potrzeby przedstawienia przez Piotra Klimka. Pełne przepychu kontusze i żupany uzupełniają współczesne, muzyczne akcenty i wyróżniają się na tle skromnej scenografii, również stworzonej przez Zofię de Ines.

Spektakl dopełniają oryginalne musicalowo-hiphopowe wykonanie ,,Świtezianki” i ekran multimedialny, na którym ukazują się obrazki z dzieciństwa, co można odczytać jako nawiązanie do poetyckich opowieści romantycznych wieszczów. Ta scena jest najmocniejszym akcentem przedstawienia.

Reasumując, „Ballady i romanse” w inscenizacji Pawła Aignera, to spektakl ważny pod względem dydaktycznym i wizualnym. Nie sądzę jednak, aby długo pozostał w pamięci widza.
 
Agnieszka Pollak-Olszowska
Foto: A.Morcinek

Teatr Lalek Banialuka w Bielsku-Białej
"Ballady i romanse”
Reżyseria: Paweł Aigner
Scenografia: Zofia de Ines
Muzyka: Piotr Klimek
Aktorzy: Maria Byrska, Małgorzata Król, Marta Marzęcka, Magdalena Obidowska, Władysław Aniszewski, Konrad Ignatowski, Włodzimierz Pohl, Ziemowit Ptaszkowski.