Jak już informowaliśmy, na stoku Dębowca trwa budowa miejskiego kompleksu narciarskiego. Powstają dwie trasy zjazdowe z niezbędną infrastrukturą. Znaczna część terenu, na którym budowany jest obiekt nie jest jednak własnością bielskiego samorządu. Jaka jest gwarancja, że w przyszłości współwłaściciele nie wyciągną ręki po ewentualne zyski ośrodka?
 
Kompleks na Dębowcu będzie dysponował kanapową koleją linową o długości ok. 600 m i przepustowości 2,4 tys. osób na godzinę oraz wyciągiem orczykowym dla dzieci. Latem czynnych będzie kilka boisk oraz park linowy. Ekipy budowlane spieszą się, gdyż wykonawca dostał tylko pięć miesięcy na realizację inwestycji. Zgodnie z planem, ośrodek ma być oddany do użytku w przyszłym miesiącu.
 
Na cudzym gruncie
 
Miejska infrastruktura sportowo-rekreacyjna powstaje na terenie o powierzchni nieco ponad 6,3 ha. Większość tego gruntu należy do Skarbu Państwa i Gminy Bielsko-Biała, ale dwie działki - o powierzchni prawie 2 ha i 0,7 ha - są własnością prywatną. Mniejsza należy do znanej w Bielsku-Białej spółki biznesowej Grupa J5, a większa - do bohatera wielu artykułów prasowych sprzed kilku lat, który zasłynął ze skuteczności, z jaką odzyskiwał dla Kościoła mienie utracone w okresie PRL.
 
Gmina nie jest też wyłącznym właścicielem działek zajętych pod przyłącza wody oraz kanalizacji sanitarnej. Znaczna część tego terenu należy do bielskich biznesmenów. Z listy właścicieli poszczególnych działek wynika jasno, że bielski Ratusz inwestuje w duże mierze na cudzym gruncie. Problem można byłoby zbagatelizować, gdyby nie to, że w grę wchodzą duże środki publiczne. Przewidywany koszt zagospodarowania stoku Dębowca wyniesie 28,6 mln zł (dane pochodzą ze strony internetowej Rady Miejskiej).

 
 - Nigdy w życiu nie zdecydowałbym się na budowę na cudzym gruncie - powiedział nam doświadczony krakowski przedsiębiorca - gdyż taki obiekt nie byłby całkowicie moją własnością. Zanim zdecydowano o budowie, inwestor powinien wykupić teren. Cena ziemi po oddaniu obiektu do użytku będzie zapewne znacznie wyższa od pierwotnej.
 
 Powinien wykupić teren
 
W przypadku dzierżawy ziemi przez miasto żadna ze stron umowy nie może spokojnie spać. Każdą umowę cywilno-prawną można wypowiedzieć, choć warunki rozwiązania bywają różne. Jeśli okaże się, że przedsięwzięcie gospodarcze jest dochodowe, strona uważająca się za pokrzywdzoną zrobi wszystko, aby zapewnić sobie udział w zyskach. W takim przypadku jej prawnicy będą szukać rozmaitych kruczków prawnych w umowie. W ostateczności można blokować funkcjonowanie lub rozwój inwestycji.
 
 - Miasto nie może inwestować na nie swoich gruntach, bo to jest sprzeczne z prawem - mówił w marcu 2009 roku zastępca prezydenta Bielska-Białej, Zbigniew Giełda na wspólnym posiedzeniu trzech komisji Rady Miejskiej, które poświęcone było stanie prac nad projektem zagospodarowania Szyndzielni i Dębowca (zachował się protokół z posiedzenia). Ile z tego jest aktualne do dziś?
 
Z szeroko zakrojonych planów zakładających budowę dużego ośrodka narciarskiego pozostał tylko program realizowany na północnym stoku Dębowca. Wielki projekt forsowany przez długi czas przez bielski Urząd Miejski ostatecznie upadł na skutek nacisku ekologów. Dwie trasy, które mimo wszystko powstaną, będą sztucznie naśnieżane dzięki uzbrojeniu całego terenu w instalację wodociągową wraz z pompownią wody.
 
xxx
 
Kto będzie dostarczać wodę do ośrodka? Na wspomnianym wspólnym posiedzeniu komisji ówczesny wiceprezydent Giełda przekonywał, że „jedynym technicznym rozwiązaniem” w zakresie zasilania instalacji do sztucznego naśnieżania stoku jest „podprowadzenie rurociągu z wodą”. Żaden ze znanych nam ośrodków narciarskich w kraju i za granicą nie korzysta z wodociągów miejskich. Do tego problemu wrócimy w najbliższym czasie.
 
Robert Kowal