Przed świętami i sylwestrem w kolejce do Czech trzeba było odstać co najmniej kwadrans. Teraz przejścia opustoszały. Spowodowały to nowe przepisy, które weszły w życie 1 stycznia. Z granicy wymiotło głównie mrówki, które żyły z przenoszenia alkoholu przez granicę. Dziś praktycznie przestało się to opłacać. Mieszkańcy pasa granicznego nie mogą już bowiem przenosić litra wyrobów spirytusowych, 2 litrów wina, 5 litrów piwa, a tylko litr alkoholu.
Teraz przez granicę krąży zaledwie kilkadziesiąt mrówek. Spotykają się zwykle przed wejściem na most Wolności. Opowiadają, że zastój w interesie potrwa jakiś miesiąc. Później wszystko wróci do normy, bo celnikom znudzi się dokładne sprawdzanie zawartości siatek.
- Jeżeli ludzie nie mają pracy i pieniędzy, to mrówki z granicy nie znikną. Administracyjnie nie zlikwidujemy zjawiska - mówi wicedyrektor Urzędu Celnego w Cieszynie, Czesław Czader.
Ludzie już zastanawiają się, jak ominąć przepisy. Jednym z pomysłów jest tymczasowe meldowanie się u znajomych mieszkających poza strefą przygraniczną, gdyż ludzi spoza 15-kilometrowego pasa nowe przepisy nie dotyczą. Kombinują też hurtownie alkoholu po czeskiej stronie. Aby nie stracić klientów, rejestrują firmy poza strefą przygraniczną. Potem klientom robiącym zakupy w Czeskim Cieszynie wystawiają rachunki z miejscem zakupu np. w Ostrawie.
Zmiany przepisów spowodowały na granicy spory zamęt. Podjeżdżam na most Przyjaźni w Cieszynie. W bagażniku samochodu wiozę sprzęt fotograficzny. Według nowych przepisów powinienem zgłosić celnikowi przy wyjeździe z Polski towar wart więcej niż 80 euro i wpisać go do deklaracji, aby w drodze powrotnej nie został przypadkiem oclony. Zaskoczona celniczka początkowo w ogóle nie wie, o co mi chodzi. Po krótkiej rozmowie mówi, że druku TP (Towary Powracające) nie ma. Mam jechać bez deklaracji. - Gdyby w drodze powrotnej pojawiły się jakieś problemy, niech się pan powoła na mnie - wyjaśnia. Nie musiałem jednak. Celniczka z mostu Wolności w ogóle nie sprawdziła zawartości plecaka w bagażniku.
- Muszę sprawdzić, dlaczego celniczka nie miała deklaracji - mówi wicedyrektor Czader. - Mamy wzory, ale nie wszystkim każemy wypisywać dokument. To niemożliwe do zrealizowania. Spowodowałoby tylko ogromny zamęt na granicy i kolejki. Przepis o deklaracjach będzie więc stosowany fakultatywnie.
/naszemiasto.pl