Podczas uroczystości pogrzebowych przyjaciele z Aeroklubu Bielsko-Bialskiego spełnili życzenie Mariana Wantoły. Znany rysownik pragnął, aby samolot zatoczył kilkakrotnie krąg w chwili złożenia Jego szczątków do grobu. Najbliżsi zamierzają także w inny sposób oddać hołd artyście-społecznikowi.

W listopadzie ub. roku Marian Wantoła z objawami zapalenia płuc trafił do Szpitala Kolejowego w Wilkowicach. Do końca swojego życia rozsławiał bielskie Studio Filmów Rysunkowych, promując ukochane przez siebie postaci Reksia oraz Bolka i Lolka. W SFR przepracował na etacie 47 lat. W lutym obchodziłby 87. urodziny.

Wiedział o zainteresowaniu mediów

Oprócz zapalenia płuc, u Mariana Wantoły zdiagnozowano także problemy kardiologiczne - Dziadek miał wcześniej niegroźne kłopoty z sercem, które podczas ostatniej choroby mocno się nasiliły - mówi Sebastian Thiel, wnuk artysty. Znany rysownik spędził Wigilię w domu z rodziną, lecz wieczorem z powodu pogorszenia się stanu zdrowia konieczny był powrót do szpitala. Wiedział o sporym zainteresowaniu jego osobą, ale rodzina nie chciała go zajmować burzą medialną. - W dość delikatny sposób wyjaśniliśmy dziadkowi jego obecność w internecie. Nie chcieliśmy go niepokoić, jego zdrowie było dla nas najważniejsze.

Zmarł 1 stycznia w szpitalu. Na pogrzebie rysownika żegnały tłumy bielszczan. - Przyjaciele dziadka z Aeroklubu Bielsko-Bialskiego oraz sekcji spadochronowej spełnili jego marzenie. Chciał, aby po jego śmierci, nad jego grobem samolot zatoczyl kilkakrotnie krąg - opowiada Sebastian. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczył przedstawiciel Urzędu Miejskiego. Nie było jednak nikogo z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, choć w roku 1978 Wantoła został uhonorowany Srebrnym Krzyżem Zasługi, a w 1987 otrzymał nagrodę premiera za twórczość dla dzieci i młodzieży.
 
Na pogrzebie nie zabrakło za to osób, dla których Marian Wantoła rysował. - Ponad dziesięć lat temu dziadek nawiązał współpracę z jednym z ośrodków pomocy dzieciom w Chorzowie. Instytucja poszukiwała wolontariusza świetnie znającego język niemiecki, ponieważ współpracuje z ośrodkami za granicą, dokąd dziadek kilkukrotnie wyjeżdżał z grupami podopiecznych - realcjonuje wnuk. Tak nawiązała się przyjaźń bielszczanina ze Stefanem Sierotnikiem, dyrektorem Towarzystwa Ochrony Praw i Godności Dziecka "Wyspa" w Chorzowie.

Program miał wyglądać inaczej

 - Dziadek nawiązał wspaniały kontakt z Panem Sierotnikiem. Na ?Wyspie? odbyło się mnóstwo spotkań z dziećmi, na których dziadek opowiadał o powstawaniu filmów, rysował postacie Reksia, Bolka i Lolka. Uwielbiały go zarówno dzieci, jak i dorośli, spotkania z nim zawsze były największą atrakcją. Wiem, że teraz dyrektor będzie chciał upamiętnić pobyt dziadka w instytucji i tym samym podziękować za jego wieloletnią pomoc społeczną.

Wnuk artysty przyznaje, że Marian Wantoła stał się bardziej znany w kraju dzięki "Sprawie dla reportera" w TVP. Losami rysownika zainteresowała się wtedy rosyjska telewizja, a o śmierci pisały gazety nawet w Kanadzie. Zapewnia, że gdyby mógł cofnąć czas, nie pozwoliłby na realizację programu w mieszkaniu dziadków. - Gdybyśmy wiedzieli, jaką burzę wywoła ten reportaż, to pani Jaworowicz nie zostałaby wpuszczona do mieszkania. Tym bardziej, że babcia i dziadek nie chcieli brać w nim udziału. To lokatorzy kamienicy chcieli pokazać swoje problemy z administracją, bardzo zły stan obiektu i swoich mieszkań. Tymczasem program przybrał zupełnie inną formę - dodaje Thiel, który ma nadzieję, że władze miasta w końcu zainteresują się stanem budynku przy ul. Karpackiej i poprawą warunków życia jego mieszkańców.

                                                                        Babcia otrzyma pieniądze

Emisja reportażu doprowadziła także do internetowej zbiórki pieniędzy na poprawę warunków bytowych Pana Mariana. Publiczna kwesta całkowicie zaskoczyła rodzinę. - Przed świętami Bożego Narodzenia pieniądze [ponad 30 tys. USD - przyp. red.] zostały przekazane na rzecz dziadka. Teraz po jego śmierci babcia będzie decydować o ich spożytkowaniu. Być może przy okazji zadba też o swoje zdrowie. Nie zamierzamy w to jednak ingerować - zapewnia wnuk. Sebastian Thiel podkreśla, że choć jest zbudowany tak wspaniałą reakcją ludzi dobrej woli, to wolałby, aby do zbiórki w ogóle nie doszło. Gdyby wiedział, jakie negatywne reakcje otoczenia sprowokuje, bez chwili wahania zwróciłby te pieniądze.

 - Moi dziadkowie nie żyli w skrajnej nędzy i ubóstwie, jak wciąż piszą media. To kłamstwo. Mieszkanie jest odmalowane, jest bieżąca woda, jest czysto, schludnie i ciepło, choć dla niektórych w dzisiejszych czasach piec kaflowy w mieszkaniu, to czysta abstrakcja. Mieli zawsze zapewnioną pomoc ze strony rodziny. Niestety, w następstwie tych artykułów a także w związku z zainicjowaniem pomocy finansowej, pojawiło się wiele przykrych insynuacji, opinii, telefonów. Dla dziadka byłby to wielki cios, był bardzo wrażliwą osobą. Thiel ma nadzieję, że wrzawa medialna związana z jego rodziną w końcu ucichnie, by najbliżsi mogli żyć wspomnieniami o ukochanym dziadku.

Bartłomiej Kawalec