Bielska prokuratura bada zasadność podejrzeń w stosunku do kilku wychowawców Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Jaworzu. Sprawa dotyczy pogłosek na temat fizycznego i moralnego znęcania się nad wychowankami. Wracamy do sprawy o aferalnym wręcz posmaku, opisywanej przez nas niedawno w artykule Pomówienia czy nadużycie władzy?

Dotarliśmy do wychowanków Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Jaworzu. Ich relacje bulwersują, bo jeśli to, co usłyszeliśmy jest prawdą, w ośrodku dochodzi do łamania prawa. Przypomnijmy, że dyrekcja placówki zaprzecza zarzutom twierdząc, iż są to pomówienia.

Nie ma żadnej resocjalizacji?

 - Poszedłem tam z własnej woli, bo już nie chciałem, żeby mnie dalej policja ścigała. Ale tam tylko naładowałem się agresją. Było bicie i znęcanie się. Nie cały czas, ale często. Był taki nauczyciel, który lubił bić kijem. Brał chłopaka do sali i tam go lał, jak nie potrafił odpowiedzieć na pytanie z lekcji albo czegoś nie rozumiał. Inny nauczyciel, kobieta, biła w ten sposób, że na palcach miała duże pierścionki i tak uderzała w głowę aż krew leciała. Nie tylko wychowawcy bili, bo wiadomo, że w takich ośrodkach są podobne zasady, jak w więzieniu. Słabszych biją silniejsi. Wychowawcy to tolerowali, a nieraz podpowiadali, że jak się chce komuś spuścić manto, to najpierw trzeba mu na głowę zarzucić koc, żeby ten bity nie widział kto go leje. Takie były tam zasady. Tam nie ma żadnej resocjalizacji. Nikomu nie dało się poskarżyć, bo jakby coś wyszło poza mury, to było wiadomo, że nikt nie dostanie przepustki albo będzie miał szlaban z wyjściem na ?cukierka? - tak nazywano wypad na papierosa za pozwoleniem wychowawcy - twierdzi jeden z wychowanków ośrodka (dane personalne do wiadomości redakcji).

Podobne zdanie na sytuację w ośrodku ma Łukasz Wilaszek z Bogucic. Jego pasierb, Kamil, w ośrodku przebywał od czerwca ub. roku do stycznia, kiedy został nieoczekiwanie przewieziony do ośrodka w Szklarskiej Porębie.

Będą się mścić na nas

 - Od początku ośrodek w Jaworzu nie podobał mi się - twierdzi pan Łukasz. - Po pierwsze, zupełnie nie dało się tam dodzwonić wieczorami, kiedy chciałem z synem porozmawiać. Kamil jest trudnym chłopcem, buntowniczym, ale po tym półrocznym pobycie w Jaworzu wyszło na to, że jest wyjątkowo agresywny, chamski i dlatego go przeniesiono. Tymczasem z moich rozmów z wychowankami i samym Kamilem okazało się, że po prostu był ciągle szykanowany, parę razy oberwał od pracowników ośrodka i w efekcie ciągle się buntował, przez co nie otrzymał przepustki na święta. Najdziwniejsze jest to, że przenieśli syna do Szklarskiej Poręby, nie informując nas, rodziców. Jeszcze dziwniejsze jest to, że w nowym ośrodku z Kamilem nie ma żadnych kłopotów.

Do instytucji nadzorujących MOW wychowankowie jaworzańskiego ośrodka wysłali podpisane przez siebie listy z prośbą o pomoc, opisujące stosunki panujące w placówce,. Dotarliśmy do nich. W jednym z nich czytamy: ?Gdy przyjechałem do ośrodka, pani (?) wyzwała nas na lekcji od cweli, a gdy się temu sprzeciwiłem, to dostałem uwagę (?). Pan (?) z kolei powiedział do mnie ?ty pedalskie nasienie?, a pani (?) wyzywała mnie od pajaców (?). Pani (?) uderzyła mnie trzy razy kluczami (?). Prosiłbym o nie podawanie naszych danych osobistych w ośrodku,, bo wychowawcy będą się mścić na nas i będziemy mieli po przepustkach?.

Jak już informowaliśmy, w tej sprawie bielska prokuratura prowadzi czynności sprawdzające. Dyrektor ośrodka, Bohdan Klimaszewski zaprzecza, aby w kierowanej przez niego placówce dochodziło do znęcania się nad młodzieżą. - To wynik jakichś osobistych animozji - twierdzi Klimaszewski.

Krzysztof Oremus