Bezpośrednio po II wojnie światowej Bielsko sprawiało wrażenie miasta pustego. Wkrótce jednak na miejscu niemieckich i żydowskich mieszkańców pojawili się Polacy przesiedleni z Kresów Wschodnich. Przedwojenni bielszczanie przezywali ich ?chadziajami?. Trzy dekady później skuszeni pracą w powstającej fabryce samochodów i mieszkaniami w blokach przyjechali ludzie z całej Polski. Nowi mieszkańcy zyskali miano ?werbusów?.

Józef Argasiński jest kresowiakiem i nauczycielem, który od wielu lat prowadzi badania i pisze książki na temat historii i kultury swojej rodzinnej miejscowości, Wicynia. - Ktoś, kto urodził się w Wicyniu, nie był typowym kresowiakiem. Wszyscy mieszkańcy tej miejscowości mówili po polsku, wszyscy byli katolikami. Dawało to pewną legendę odrębności - mówi pan Józef. - Z Wicynia pochodziła inteligencja, profesorowie wyższych uczelni. Odwiedzał to miejsce także biskup Bilczewski. Przyjechaliśmy do Bielska pierwszym transportem w 1945 roku. Umieszczono nas w domach poniemieckich, często razem z ich właścicielami.

Konflikty z proboszczem

 - Mimo różnic kulturowych, wicyniacy dość szybko zaadoptowali się w nowych warunkach - wspomina Józef Argasiński. - Ludzie przyzwyczajeni do skromnego życia w dwuizbowych chatach cieszyli się, że mieli część domu z elektrycznością i wodą, nawet jeśli dzielili je z Niemcami. Zdecydowanie nie można nazywać ich ?chadziajami?. Byliśmy przyzwyczajeni do wielowyznaniowych sąsiadów, ale w parafii w Starym Bielsku, gdzie zamieszkałem, nawet jeszcze w latach 70-tych zdarzały się konflikty z proboszczem. Zarzucano nam, że nie stosujemy się do tzw. rytuału śląskiego, bo śpiewamy własne pieśni.

Argasiński, podobnie jak wielu innych bielszczan pochodzących z Kresów, co roku uczestniczy w Światowym Zjeździe Wicynian. W 2014 roku kresowiacy chcą go zorganizować w Bielsku-Białej.
   
Wszystkim kresowiakom, którzy przybyli do Bielska po wojnie, wpisano do dowodu osobistego, że urodzili się w ZSRR. Wielu próbowało zmienić tę adnotację (bo przecież w latach ich urodzenia Kresy należały do Polski), ale z reguły udawało się to dopiero po 1989 roku. Dzieci kresowiaków niedługo po przyjeździe zaczęły chodzić do bielskich szkół, które różniły się poziomem i często były wielojęzyczne.

Wierzyli, że wrócą na Kresy

 - W naszej klasie tylko ja byłam z Kresów - mówi wicynianka Weronika Bojanowicz. - Mój ojciec zaprowadził nas do szkoły kilka dni po przyjeździe, nie wiedząc do końca, gdzie będziemy mieszkać. Nauczyciel poprosił, żebym przyniosła swoje zeszyty z kresowej szkoły. Był bardzo zaskoczony, że mieliśmy lekcje na tak wysokim poziomie, a nas nawet w czasie wojny po prostu uczyli studenci pochodzący z Wicynia. Wielu uczniów w starobielskiej szkole mówiło wtedy głównie po niemiecku, dlatego pomagałam im w nauce polskiego.

Ale nie wszyscy kresowiacy potwierdzają, że łatwo było im się zaaklimatyzować w nowym miejscu zamieszkania.

 - Część kresowiaków z pokolenia moich rodziców do końca życia wierzyła, że powróci do swoich domów na Kresach - opowiada Ryszard Wosatka. - Moja droga z Kresów trwała ponad trzy miesiące. Wiele osób podczas postojów próbowało zdobyć jedzenie, którego ciągle brakowało. Niektórzy nie zdążyli wsiąść, więc pociąg odjechał bez nich. Kiedy dojechaliśmy do Tyczyna, Rosjanie pilnujący naszego pociągu krzyczeli - ?Patrzcie, Ukraińcy przyjechali!?. Na innym postoju nieznany mężczyzna chciał zabić siekierą mnie i mamę. Biegał za nami i krzyczał - ?Zabić Polaków!?. Miałem wtedy 6 lat i przeżyłem szok, który wpływał na moje życie przez wiele lat. Przybyliśmy do Bielska w 1948 roku. Już wtedy brakowało mieszkań. Ktoś z tego powodu zdenerwował się na urzędnika i został aresztowany.

Pan Ryszard wspomina, że niektórzy bielszczanie śmiali się z ich kresowej gwary i w szkole musiał się szybko oduczyć mówienia z charakterystycznym akcentem. Wielu jego znajomych co niedzielę spotykało się tylko po to, żeby studiować mapę Lwowa i wspominać dawne, lepsze czasy. Większość tej grupy obracała się tylko w gronie kresowiaków.

Rolnicy w fabryce samochodów

Jednym z ?werbusów?, którzy przybyli do Bielska w latach 70-tych jest pisarz, Jan Picheta. - Przyjechałem tu w poszukiwaniu pracy, ale także z miłości, bo stąd pochodziła moja małżonka. Bielsko powojenne jest dla mnie obrazem komunistycznej (i nie tylko) gospodarki rabunkowej, która zniszczyła wiele zabytków i pięknych przyrodniczo miejsc - podkreśla Jan Picheta.

Wspomniany Ryszard Wosatka pracował w latach 70-tych jako szef biura dyrektora naczelnego FSM. - Skończyłem studia na politechnice, dzięki czemu miałem kwalifikacje do pracy w fabryce samochodów. ?Werbusy? przyjeżdżali najczęściej poprzez Ochotnicze Hufce Pracy bez żadnego wykształcenia do pracy w takiej fabryce. Zwykle pochodzili z prostych, rolniczych rodzin. Musiałem im dać zatrudnienie, chociaż nie miałem stanowisk, które by dla nich były odpowiednie. Całe Bielsko zdobiły plakaty głoszące, że nowi pracownicy ?rządzą Polską?, a ja znałem prawdę. Widziałem ich demoralizację i zagubienie. Popadali w alkoholizm, nie wiedzieli, jak się zachowywać i ubierać, nie umieli policzyć własnej pensji.

Odmienne zdanie na temat ?werbusów? ma pan Adam*, który w latach 70-tych był mistrzem na oddziale montażu głównego Fiata 126p.

Zachęcamy do wspomnień

 - ?Werbusami? można nazwać wielu zasłużonych działaczy podziemnej ?Solidarności?, jak mój przyjaciel Jan Frączek, który przyjechał tu z Nowego Sącza czy Andrzej Kralczyński z Warszawy - wyznaje pan Adam. - Uważam jednak, że ta nazwa jest obraźliwa. Pracowałem z trzema brygadami na linii montażu. Przyjechało wtedy do Bielska-Białej wielu wartościowych ludzi. Plagą, szczególnie w stanie wojennym, były kradzieże części samochodowych. Nigdy wśród takich złodziei nie było ?werbusa?. Najczęściej przyłapywano na tym ORMO-wców, którym to i tak uchodziło na sucho. Jedyny problem, jaki miałem z najmłodszymi ?werbusami? z OHP, to było picie alkoholu w czasie pracy, szczególnie na nocnej zmianie. Kilka razy po prostu wylałem im wódkę do zlewu - uśmiecha się pan Adam.

Zarówno kresowiacy, jak i ?werbusi? wpłynęli na powojenny kształt Bielska-Białej. Jeśli któryś z naszych Czytelników chciałby powspominać i opowiedzieć nam o powojennych mieszkańcach naszego miasta, prosimy o kontakt z redakcją.

Agnieszka Pollak-Olszowska

* Imię zostało zmienione na życzenie rozmówcy
Foto: Wikimedia