Jest to efekt uchwały Rady Miejskiej z czerwca ub. roku dotyczącej przystąpienia przez Ratusz do sporządzenia takiego planu. Co prawda planiści nie zakończyli jeszcze pracy, jednak już teraz przygotowywany przez nich dokument budzi sporo kontrowersji. Diametralnie zmieni się bowiem sposób, w jaki będzie można zagospodarować tę urokliwie położoną część miasta.

Ostatnia oaza

Obecnie jest to oaza zieleni, jedna wielka zielona ?łąka?. Gdy plan, w powstającej postaci, wejdzie w życie, pustą dotąd  przestrzeń będzie można zabudować!  To właśnie nie podoba się części mieszkańców. Obawiają się, że w ten sposób stolica Podbeskidzia utraci swój chyba już ostatni niezurbanizowany, niemal  dziki podgórski  zakątek. Ucierpi na tym nie tylko piękny beskidzki pejzaż, lecz i ci, którzy właśnie tam szukają ucieczki od wielkomiejskiego zgiełku. Sprawa budzi pytania także i z tego względu, iż przez szereg lat obszar ten był chroniony przed jakąkolwiek zabudową zapisami w poprzednim planie zagospodarowania. Dlatego takim pozostał do dzisiaj. Dlaczego władze miasta chcą to teraz zmienić?

Wyjaśnijmy najpierw, że o tym, jakie jest przeznaczenie inwestycyjne danego obszaru gminy czy miasta decydują dwa dokumenty prawa miejscowego, uchwalane przez rady gminne. Pierwszy to studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Drugi - z punktu widzenia mieszkańców ważniejszy - to właśnie miejscowy (czyli szczegółowy) plan zagospodarowania przestrzennego. Musi być zgodny z tym, co wcześniej radni zapisali bardziej ogólnie w studium uwarunkowań.

Bez ochrony

W obu tych dokumentach władze Bielska-Białej uznały  niegdyś, że tereny pomiędzy ulicą Armii Krajowej a Olszówki powinny pozostać zielone i wolne od zabudowy, podobnie jak wiele innych podstokowych obszarów miasta. Zapis ten uniemożliwiał zabudowanie ?łąki? pod Szyndzielnią, co nie do końca podobało się właścicielom położonych w jej obrębie gruntów. Wcześniej, jeszcze w latach 70. ,a nawet 80. ubiegłego wieku, był to teren typowo rolniczy. Później mało kto uprawiał tam już rolę, lecz wiele osób chciało budować domy. Wszak chodzi o jeden z najbardziej atrakcyjnych, doskonale położonych terenów inwestycyjnych w mieście. Uniemożliwiał to jednak plan zagospodarowania.

Szkopuł w tym, że na początku minionej dekady - w 2003 roku - na mocy ustawy ?stare? plany  zagospodarowania przestrzennego przestały w całej Polsce obowiązywać. Tym samym obszar pod Szyndzielnią  przestał być chroniony przed zabudowaniem zapisami prawa miejscowego. Na obszarach takich ład inwestycyjny regulują przepisy ogólne. Oznacza to między innymi, iż zezwolenia budowlane wydawane są nie na podstawie wypisu z planu zagospodarowania (bo nie istnieje), lecz na podstawie tak zwanych warunków zabudowy. A takowe można otrzymać - najogólniej mówiąc - nawet dla terenu, na którym wcześniej zabudowa nie była dozwolona. Tak było i w przypadku ?łąki? pod Szyndzielnią.

Zapędy inwestorów

Mimo podejmowanych przez urzędników prób ograniczenia (w zgodzie z obowiązującymi przepisami) na tym obszarze zapędów inwestycyjnych, i tak pierwsze warunki zabudowy (pod budynek hotelowy) zostały już wydane.  Można więc sądzić, że prędzej lub później i tak - czy się to komuś podoba, czy nie - cały ten obszar zostanie zabudowany. Przy czym stałoby się to - tłumaczą w ratuszu - całkowicie poza kontrolą władz miasta. To znaczy, że groziłaby zabudowa chaotyczna, bez zachowania ładu urbanistycznego. Dlatego też - tłumaczy Ewa Grabska-Gawęda, zastępca naczelnika wydziału urbanistyki i architektury Urzędu Miejskiego - jedynym rozwiązaniem, pozwalającym nadal chronić ten obszar przed urbanizacją jest uchwalenie planu zagospodarowania przestrzennego.

Tu jednak pojawia się problem. Otóż władze miasta zakładają - podobnie zresztą jak w przypadku innych podstokowych terenów  - możliwość  częściowego ich  zabudowania. Powodów tego stanu rzeczy jest kilka. Między innymi w mieście zaczyna brakować terenów inwestycyjnych. Inwestorzy łakomym wzrokiem patrzą  na nieliczne już wolne od zabudowy działki. Presja społeczna na zmianę ich przeznaczenia jest więc ogromna. Poza tym leżące odłogiem tereny nie przynoszą wpływu do miejskiej kasy, chociażby w postaci podatków od działalności gospodarczej czy zabudowań. W przypadku obszarów pod Szyndzielnią w grę wchodzi także to, że miasto wiele inwestuje, by uczynić ten obszar jeszcze bardziej atrakcyjnym pod względem turystycznym i rekreacyjnym. Potrzebne jest więc miejsce pod kolejne obiekty o takim właśnie charakterze.

Jaka zabudowa ?

Dlatego już  w 2012 roku radni zmienili nieco zapisy w studium uwarunkowań. ?Łąka? pod Szyndzielnią widnieje w nim nadal jako teren zielony, lecz z możliwością częściowego zagospodarowania na cele rekreacyjno-turystyczne. - W tym też kierunku idą prace przy opracowywaniu planu przestrzennego zagospodarowania tego terenu - tłumaczy Grzegorz Glejdek, szef Biura Rozwoju Miasta. Oznacza to, że po przyjęciu planu przez Radę Miejską będą tam mogły powstać obiekty o takim właśnie przeznaczeniu - hotele, pensjonaty, restauracje, a może pole golfowe lub kąpielisko. Wszystko zależeć będzie od inwestorów. - Chodzi o to, aby nie dopuścić do poszatkowania tego terenu na małe działki i zabudowania ich w sposób chaotyczny. Dlatego wysiłki planistów idą w stronę umożliwienia budowania tam dużych, przestrzennych obiektów o zabudowie współgrającej z krajobrazem, a nie wielu małych domów, na przykład jednorodzinnych.

Jaki ostatecznie kształt przyjmie opracowywany obecnie plan, okaże się dopiero za jakiś czas. Do jego uchwalenia przez radnych droga jeszcze bowiem daleka...

Marcin Płużek (Kronika Beskidzka)