Piękny niegdyś ogród mieszkańca Cygańskiego Lasu przypomina dzisiaj pobojowisko. Trawa została zryta, drzewka powalone, ogrodzenie podziurawione. Straty sięgają kilku tysięcy złotych. - Krew mnie już zalewa. Te dziki są coraz bardziej zuchwałe! - mówi bielszczanin.

Sierpniowy długi weekend mieszkaniec ulicy Halnej w bielskim Cygańskim Lesie zapamięta na długo. Od piątku do niedzieli każdej nocy jego posesję, położoną na skraju lasu, odwiedzało bowiem stadko dzików. Ogrodzenie z siatki, choć szczelne i stosunkowo solidne, nie było dla dużych i silnych zwierząt żadną przeszkodą. Po prostu je staranowały.

Staranowane ogrodzenie

 - W domu mam straszak, więc go używałem. Przykro mi, że przy okazji mogłem też sąsiadów pobudzić - mówi Stanisław Pająk. - Dziki jednak za bardzo się nie boją, bo ciągle wracają - dodaje.

Pobyt dzików na posesji bielszczanina doprowadził niemal cały ogród do ruiny. Ogrodzenie w wielu miejscach zostało rozerwane. Kubły zostały zdewastowane, a śmieci rozrzucone. Niemal cały trawnik jest zryty. Kilka drzewek owocowych padło pod naporem potężnych zwierząt, podkopane zostały krzewy. Szczęśliwie ulom nic się nie stało, tylko jeden został nieco naruszony.

 - Wyceniam straty na około cztery tysiące złotych. Najgorsze, że nie przywrócę ogrodu poprzedniego stanu własnymi siłami, bo to aż pięćset metrów kwadratowych. Do naprawy ogrodzenia trzeba będzie wynająć firmę. Tak samo jak do wyrównania tego, co kiedyś było trawnikiem - podsumowuje Stanisław Pająk.

Mieszkaniec Cygańskiego Lasu skarży się, że dzików jest coraz więcej i coraz mniej boją się ludzi. - Pod domem krążą dwie liczne watahy. Jeszcze do niedawna dziki ryły co najwyżej pod płotem, ale tak wścibskie i nieznośne nie były nigdy. Strach też wyjść z wnukami na spacer. Gdy szliśmy na Kozią Górkę, to ruszyła na nas locha, która prowadziła młode! - opowiada.

Kogo to obchodzi?

Stanisław Pająk żali się, że wyrządzanie przez dziki szkody nikogo ważnego w mieście nie obchodzą. - Urząd, nadleśnictwo, straż miejska, koło łowieckie... Dzwoniłem wszędzie, ale od każdego słyszę, że to nie jego sprawa - wyjaśnia. O rekompensatę za poniesione straty bielszczanin będzie się musiał zwrócić do wojewody, bo koła łowieckie wprawdzie przyznają je bez problemu, ale tylko rolnikom.

 - Coś za coś! Jeśli się chce mieszkać pod lasem, to trzeba wiedzieć, co się z tym wiąże. Posesję trzeba sobie po prostu ogrodzić porządnym płotem. Dzik jest duży i ma wielką siłę. Byle co go nie zatrzyma - radzi nadleśniczy Hubert Kobarski. - Tak samo jest na spacerze. Lochy z młodymi trzeba unikać, bo będzie ich bronić szarżując.

Szef Nadleśnictwa Bielsko nie uważa, by liczebność dzików wymknęła się spod kontroli. - Z ich wycieczkami poza las jest o wiele mniejszy problem niż jeszcze trzy lata temu, gdy przekopały całe bielskie Błonia. I co wtedy zrobiono? Ogrodzono je! - mówi.

 - Populacja dzików na tym terenie utrzymuje się na jednakowym poziomie - przekonuje Marcin Matlak, skarbnik Koła Łowieckiego ?Klimczok? w Buczkowicach. Jak dodaje, mieszkańcy pytają, czy myśliwi będą prowadzić odstrzał tych zwierząt. - Na pewno nie w najbliższych miesiącach i na pewno nie w bliskiej odległości od zabudowań, bo nie pozwalają na to przepisy - wyjaśnia.

Ludzie zachęcają

Specjaliści od lasów sądzą, że problemy ściągają na siebie sami mieszkańcy. I nie chodzi tu tylko o słabe ogrodzenia. - Wbrew temu, co mówią mieszkańcy, las jest w stanie wyżywić dziki. Jednak, gdy z licznych tutejszych sadów jabłka lecą z drzew, to nie tylko dziki, ale też sarny i jelenie nie mogą się oprzeć - wskazuje nadleśniczy. - Dziki wybierają to, co najłatwiejsze do zdobycia i tego nie zmienimy. A ludzie czasem zaniedbują sady i jabłka leżą na ziemi bardzo długo, czasem nawet przykrywa je śnieg i zwierzęta je później odkopują - dodaje Marcin Matlak.

 - Czasem też ludzie jeszcze bardziej zachęcają zwierzęta do zbliżania się do nich. Wystarczy zostawić za bramą zgniłe jabłka w kuble na odpady mokre. Niektórzy wręcz zanoszą zwierzętom pożywienie do lasu. Robią to z dobrego serca, bo nie chcą, by resztki owoców się zmarnowały, gdy zwierzętom może brakować jedzenia - uzupełnia.

Marcin Kałuski (Kronika Beskidzka)