Mocna, emocjonalna gra aktorska, oryginalna scenografia i świetna muzyka - w miniony weekend w Teatrze Polskim odbyła się premiera „Nataszy”. Jest to spektakl, z którego wiele mogą się nauczyć współcześni młodzi ludzie. Autorka sztuki odniosła międzynarodowy sukces. Czy sukces pisany jest też bielskiej inscenizacji?

W tym sezonie widzowie Teatru Polskiego długo musieli czekać na pierwszą premierę. Jeden listopadowy weekend wynagrodził im to z nawiązką, bo zobaczyliśmy dwie sztuki, które jeszcze nie gościły na bielskiej scenie. Pierwsza z nich, „Natasza” Jarosławy Paulinowicz, tylko w Rosji doczekała się ponad stu inscenizacji, a młoda pisarka jest obecnie - obok Czechowa, Gogola czy Kolady - najczęściej wystawianą rosyjską autorką na świecie.

Bezpośredni kontakt z widzem

,,Natasza” to opowieść o dorastaniu nastoletnich dziewcząt. Pierwsza z nich, wychowana w domu dziecka, zakochuje się w dziennikarzu, w którym dostrzega jedyną nadzieję na zmianę swojego losu. Druga bohaterka ma ułożonych, inteligentnych rodziców, przez których jest rozpieszczana, ale także dopingowana do nieustającego dążenia do doskonałości. Ma czas szczelnie wypełniony pomiędzy obowiązki szkolne a kursy wokalne, muzyczne i pływackie. Przypadkowo bierze udział w castingu telewizyjnym, który wygrywa. Jedynym zaburzeniem jej do bólu poukładanego życia jest obecność rówieśniczki - narkomanki, która nieustannie wchodzi jej w drogę.

 - Spektakl pt. „Natasza” powstał z połączenia dwóch monodramów Jarosławy Paulinowicz, które w Rosji i wielu innych krajach odniosły ogromny sukces. Jest to historia konfrontacji dwóch światów bohaterek o różnym pochodzeniu, ale tym samym imieniu - mówi reżyserka sztuki, bielszczanka Małgorzata Siuda.

Akcja monodramów rozgrywa się w kameralnej przestrzeni, zapewniającej bezpośredni kontakt z widzem. Reżyserka pomysłowo poszerza tę przestrzeń, budując wnętrze bidula pozbawionego prywatności nawet w toalecie i używając kamer, które pozwalają widzowi patrzeć na bohaterki z różnych perspektyw.

Musi walczyć o wszystko

Spektakl został wyraźnie podzielony na dwie część z pozoru ze sobą niepowiązane. Pierwsza opowieść Nataszy z bidula jest dramatyczna, momentami zabawna, ale systematycznie budująca napięcie. Prowadzi do wstrząsającego finału, przez co widzowi trudno skupić się na drugiej, znacznie spokojniejszej części spektaklu. Opowieść Nataszy z dobrego domu jest nudniejsza, bo sama bohaterka początkowo wydaje się być nieciekawa. Gdyby reżyserka zaczęła od tej części, widzowie mogliby stopniować napięcie w drugiej opowieści.

Tymczasem miało się wrażenie, że po pierwszej części spektakl mógł się skończyć. Wyraźnie widać to w grze Darii Polasik, która w pierwszej części, mimo niewielkiej ilości kwestii mówionych, gra dynamicznie i ciekawie, umiejętnie stosując ruch sceniczny. W drugiej - jako główna bohaterka - owszem, wciela się w postać nastoletniej gwiazdy, ale gra monotonnie. Gdyby pozwolić jej rozkręcać się na początku spektaklu, aktorka miałaby znacznie większe możliwości zaprezentowania swego dużego potencjału. Wielkie brawa należą się Zofii Schwinke. Mając twarz anioła, potrafiła uderzyć, przeklinać czy płakać, by pokazać tragiczną historię naiwnej bohaterki, która nie mając nic, musi walczyć o wszystko.

 - Większa rola przypadła mi na pierwszą część spektaklu opartego na monologu „Marzenie Nataszy”, jednak obie z Darią jesteśmy przez cały czas na scenie i obie na niej aktywnie funkcjonujemy. Praca nad "Nataszą" była bardzo wymagająca, m.in. z tego względu, że osobiście nie znam świata domu dziecka, więc przygotowując się do tej roli, wspierałam się filmami dokumentalnymi i fabularnymi oraz relacjami ludzi, których ten temat dotyczy - tłumaczy Zofia Schwinke.

Biedny zostaje z niczym

Doskonałym tłem dla dramatycznych przeżyć bohaterek jest zróżnicowana muzyka autorstwa Łukasza Olejarczyka. Zarówno plakat nawiązujący do głośnego rosyjskiego filmu pt. „Ładunek 200”, jak i kostiumy bohaterek uwydatniają pragnienie miłości i determinację w dążeniu do celu. Ślepa młodzieńcza miłość i jej konsekwencje zdają się być tematem przewodnim twórczości Paulinowicz. Natasza z bidula marzy tylko o miłości, takiej z filmów i piosenek. Natasza z telewizji nie mówi o marzeniach, lecz o planach na przyszłość, które skrupulatnie omawia z rodzicami.

Obie też inaczej patrzą na pierwsze relacje z chłopakami. Natasza z bidula jest spragniona miłości, chce być dla kogoś najważniejsza, potrzebna, Natasza z telewizji w zasadzie o miłości nie mówi wcale. Stosując metody podpowiedziane przez matkę - psycholożkę, po prostu podrywa chłopaka, który jej się spodobał. Jedna jest bardzo emocjonalna, agresywna i zdeterminowana, a druga ułożona, zimna i pozbawiona empatii.

Z pozoru wydaje się, że Natasza z telewizji jest lepiej przygotowania do rozczarowań, jakie niesie ze sobą życie, ale jej narcyzm i pewność siebie mogą w przyszłości obrócić się przeciwko niej. Pierwsza Natasza buntuje się przeciwko ludziom, którzy mają to, czego jej w życiu brakuje, a druga przeciwko tym, którzy nie są tak doskonali, jak ona i jej rodzice.

Gorzka pointa

 - Tekst tego dramatu wymaga od aktora ogromnej emocjonalności. Myślę, że niewystarczające byłoby go po prostu przeczytać, chociaż sam w sobie jest bardzo atrakcyjny. Ja staram się przekazać, co bohaterka przeżyła. Dla Nataszy każdy najmniejszy przedmiot, a tym bardziej uczucie ma ogromną wartość. Dzieci z bidula nie mają przecież nic na własność. Tematem tej sztuki jest także konfrontacja wyobrażeń bohaterki o świecie oraz ukochanym mężczyźnie z rzeczywistością - dodaje Zofia Schwinke.

,,Natasza” to historia egoizmu, chciwości, samotności, ale i zagubienia. Jest to spektakl, z którego wiele mogą się nauczyć współcześni młodzi ludzie. Część z nich będzie utożsamiać się z jedną lub drugą bohaterką, dzięki czemu mogą w przyszłości uniknąć ich błędów. Pointa monodramów Paulinowicz jest gorzka i trudna do zaakceptowania. Autorka podkreśla bowiem, jak bardzo pochodzenie, status społeczny i materialny może wpłynąć na wszystkie sfery życia dorastającego człowieka. Widz sam musi odpowiedzieć na pytanie, czy tylko Natasza z dobrego domu zasłużyła na szczęście?

Agnieszka Pollak-Olszowska