Pod koniec października w kanadyjskim Bristolu bielszczanka Agnieszka Jarecka odniosła swój największy sukces w karierze sportowej. Po powrocie z Kanady nowa mistrzyni świata w wyścigach psich zaprzęgów zrelacjonowała nam przebieg tych historycznych zawodów.

O wielkim triumfie bielszczanki na Mistrzostwach Świata Psich Zaprzęgów IFSS, które odbyły się w dniach 29 października - 1 listopada w Bristolu (Quebec) w Kanadzie, informowaliśmy w artykule Wielki sukces bielszczanki i jej psa. Złoty medal w bikejoringu kobiet jest największym sukcesem sportowym Agnieszki Jareckiej po 20 latach treningów i startów w tej dyscyplinie sportu.

Psom nic się nie stało

 - Mój udział w zawodach cały czas stał pod znakiem zapytania, ponieważ koszt wyjazdu wynosił ok. 15 tys. zł - opowiada Agnieszka. - Dofinansowanie z Ministerstwa Sportu na te zawody to 2 tys. zł, co nawet nie wystarczyło na bilet. Resztę pieniędzy postanowiłam zebrać na platformie crowdfundingowej. Niestety, nie udało się zgromadzić całej kwoty. Znaleźli się jednak sponsorzy i osoby prywatne, które zaczęły wpłacać pieniądze na moje konto. Dzięki nim byłam coraz to bliższa wyjazdu. Resztę pieniędzy na wyjazd musiałam pożyczyć.

Na niespełna trzy tygodnie przez zawodami bielszczankę dopadł duży pech. Wraz z kolegą z Sekcji Psich Zaprzęgów Trango jechali wtedy na mistrzostwa Europy do Szkocji. 70 km przed Wrocławiem ekipa miała bardzo poważny wypadek samochodowy, w którym rozbite zostało auto oraz sprzęt, w tym rowery. Psom na szczęście nic się nie stało. Agnieszka odwiedziła później kilka razy szpital i chodziła przez kilka dni w kołnierzu. Musiała zrezygnować przez tydzień z treningów.

 - Lekarze powiedzieli, że po wypadku na pewno nie będę w stanie jechać do Kanady. Było już bardzo mało czasu do zawodów, ale mój upór w dążeniu do celu zwyciężył i postanowiłam wystartować na najważniejszej imprezie w tym sezonie. Dzięki pomocy znajomych udało mi się pożyczyć rower. Co prawda zrobiłam na nim tylko jeden trening, nie byłam do niego w ogóle przyzwyczajona, ale chęć wyjazdu i walki o podium była silniejsza - dodaje Agnieszka Jarecka.

Bez chwili oddechu

Ekipa poleciała samolotem rejsowym do Toronto, gdzie wypożyczyła samochód, aby dotrzeć do oddalonego o 500 km Bristolu. Na miejscu zawodów okazało się, że trasa liczy niecałe 5 km. - Była bardzo szybka, twardy piach, ok. 10 zakrętów 180 stopni, gdzie było luźniejsze podłoże i trzeba było uważać. Trasa prosta, ale zarazem bardzo trudna dla zawodnika i psa, ponieważ nie było chwili oddechu. Jechaliśmy z Kodim od początku do końca na maksa - relacjonuje bielszczanka.

Dwudniowe wyścigi w bikejoringu kobiet były bardzo emocjonujące i wyrównane. W pierwszym dniu zawodów Agnieszka Jarecka zajęła pierwsze miejsce. Cztery sekundy za nią na metę przyjechały aż trzy zawodniczki (miały prawie identyczny czas). - Na drugi dzień postanowiłam pojechać szybciej na zakrętach, poprawiam czas aż o 14 sekund, ale moje konkurentki także pojechały szybciej. Wygrałam zawody z przewagą 0,2 sekundy nad drugą Niemką i 12 sekund nad trzecią Norweżką. Średnia drugiego dnia wyniosła ok. 36 km/h.

W kolejnych dniach bielska ekipa wystartowała jeszcze w konkurencji scooter1, czyli na specjalnej hulajnodze ciągniętej przez psa. W tych zawodach Agnieszka i Kodi zajęli siódme miejsce. Wyniki mistrzostw znajdziesz tutaj. Nasz portal jest patronem medialnym Sekcji Psich Zaprzęgów Trango (fanpage Agnieszki: www.facebook.com/JareckaAgnieszka).

rok