Smutny koniec starego browaru przy ul. Cieszyńskiej czy willi Hauptiga w Cygańskim Lesie pokazuje, że bielskie zabytki nie zawsze mają szczęście do nowych właścicieli. Dziś po tych historycznych obiektach nie ma śladu. Próby uogólniania byłyby jednak krzywdzące. Jest bowiem wielu prywatnych inwestorów, którzy nie szczędząc grosza, przywracają naszym zabytkom dawny urok.

Za dobry przykład służyć może remont tzw. Sapiehówki. Ten pochodzący z przełomu XVIII i XIX wieku późnobarokowy pałacyk przy placu Opatrzności Bożej zawdzięcza nazwę kardynałowi Adamowi Stefanowi Sapiesze, który odwiedzając Białą na początku ub. wieku, lubił się tu zatrzymywać. Sapiehówka do lat 40. należała do rodziny Habsburgów. Gdy księżna Maria Krystyna Habsburg w 2001 wróciła z emigracji, zamierzała utworzyć tu hospicjum. Na przeszkodzie stanęły jednak koszty remontu. Dlatego zrezygnowała z ambitnych planów i zrzekła się nieruchomości na rzecz Miasta.

Dostojna elewacja z łukami

Jeszcze trzy lata temu zabytkowi wróżono, że podzieli los browaru i willi Hauptiga. Pałacyk był ruiną z rozpadającymi się ścianami i na wpół zawalonym dachem. Miasto próbowało go sprzedać, ale chętnych brakowało. W końcu znalazł się prywatny inwestor, który postanowił tchnąć weń nowe życie. Podczas minionych wakacji ujrzeliśmy rezultat tych prac. Budynek znów cieszy oko harmonią proporcji, efektownym kontrastem ciemnej dachówki i jasnej fasady. Od niedawna działa w nim przedszkole terapeutyczne „Słoneczna Kraina”.

Inne pozytywne przykłady działań prywatnego biznesu to remont dawnej „Przędzalni” i budynku przy ul. Wzgórze 7. „Przędzalnia” (róg Partyzantów i Powstańców Śląskich) powstała w 1875 jako wytwórnia sukna Karla Graubnera. Wybudowano ją według najlepszych wzorów ówczesnej architektury przemysłowej. Gdy w latach 90. ub. wieku upadał bielski przemysł włókienniczy, fabryczne hale poczęły niszczeć. I pewnie doczekałyby rozbiórki, gdyby nie spółka Trabot z Bielska-Białej, która kupiła nieruchomość i zainwestowała w jej gruntowny remont. Prace wykończeniowe w „Przędzalni” jeszcze trwają. Odrestaurowana fabryka już teraz robi znakomite dobre wrażenie. Dostojna elewacja z łukami i ceglanymi gzymsami przypomina o czasach, gdy Bielsko nazywano Śląskim Manchesterem. W przyszłości będą tu biura i firmy usługowe.

Staranna renowacja

Adres Wzgórze 7 kojarzy się młodym bielszczanom z istniejącym w tym miejscu parę lat temu klubem „Number One”, a starszym z „Karczmą Słupską”. Niewiele osób jednak wie, że już w XVIII wieku była tu gospoda. Spotykali się w niej chłopi przyjeżdżający do Bielska na targ. I choć nazwy restauracji się zmieniały: „Tarasowa”, „Mieszczańska”, „Podhalanka”, podstawowa funkcja lokalu pozostawała niezmienna.

Do tych tradycji nawiązuje spółka Paint Serwis z Bielska-Białej, nowy właściciel nieruchomości. Cztery lata temu firma rozpoczęła remont budynku. Większą część robót już ukończono. Przechodząc w pobliżu, możemy ocenić ich efekt. Uwagę zwraca przede wszystkim jakość wykonania i staranność prac restauratorskich (renowacja innego zabytku: willi Adolfa Mänhardta w Cygańskim Lesie, będąca również dziełem firmy Paint Serwis, uznana została w 2009 przez Generalnego Konserwatora Zabytków za modernizację roku). Plany inwestora przewidują, że może tu powstać hotel lub mieszkania pod wynajem.

Gmina nie ma pomysłu

„Sapiehówka”, „Przędzalnia” i Wzgórze 7 to tylko najświeższe przykłady zabytków, które odzyskały bądź odzyskują blask dzięki prywatnym środkom. Ratusz wciąż jednak stoi na stanowisku, że obiekty będące tzw. kulturowymi wizytówkami miasta powinny pozostać własnością samorządu (zob. Gminny Program Opieki nad Zabytkami dla Gminy Bielsko-Biała na lata 2014-2017). Z drugiej strony słychać głosy, że w trosce o los zabytków należy w większym stopniu otworzyć się na sektor prywatny. Zwolennicy takiego podejścia nie widzą nic złego w ich sprzedaży prywatnym właścicielom.

 - Gmina niepotrzebnie wydaje duże pieniądze na renowację budynków, np. w obrębie starówki - uważa Grażyna Staniszewska, przewodnicząca Towarzystwa Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia. - Procedury, które obowiązują administrację publiczną sprawiają, że prace, gdy wykonuje je Gmina, są znacznie droższe niż w przypadku, gdy prowadzi je prywatny przedsiębiorca. Nieraz jest też tak, że Gmina remontuje budynek, który później stoi pusty, bo nie ma pomysłu, co z nim zrobić. Prywatny inwestor nie ma takich dylematów. Dzięki sprzedaży lub przekazywaniu zabytków w długie użytkowanie na zasadach partnerstwa publiczno-prywatnego miasto pięknieje, a podatnik nie ponosi żadnych kosztów. To najtańszy i najszybszy sposób na poprawę wyglądu naszych zabytków - przekonuje była eurodeputowana i bielska radna.

Maciej Chrobak

Na zdjęciu tytułowym: historyczna gospoda przy ul. Wzgórze 7