Według pogłosek, to właśnie mur starego cmentarza ewangelickiego przy ul. Modrzewskiego w Bielsku-Białej był miejscem, gdzie funkcjonariusze bezpieki rozstrzeliwali żołnierzy NSZ. Ciała przerzucano przez mur do studni, która mieściła się w rogu cmentarza. Pojawiła się wreszcie możliwość by to miejsce, a także dziesiątki innych w Polsce, mógł sprawdzić IPN.

Po II wojnie światowej siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bielsku-Białej mieściła się w budynku dzisiejszej przychodni Welux. Zwłoki niektórych żołnierzy Henryka Flamego „Bartka”, m.in. Edwarda Michalika ps. Kanar, mogą znajdować się także pod śmietnikiem przychodni. Do tej pory jednak nikt nie badał tego miejsca.

Miejsca zapomniane

Na badanie takich zapomnianych miejsc pozwoli znowelizowana wiosną ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej. Jak informuje wiceprezes IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk, powstało właśnie Biuro Poszukiwań i Identyfikacji, dzięki któremu możliwe będzie szukanie szczątków ofiar zbrodniarzy komunistycznych jednocześnie w kilku miejscach.

 - Będziemy mieli 50 etatów, a to pozwoli na realizację planów, które mieliśmy od dawna, czyli pracy w mniej znanych miejscach, w których mogą spoczywać szczątki żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych. W 2017 roku powrócimy nie tylko do Bielska-Białej, ale także do wielu innych stanowisk na terenie Górnego Śląska - podkreśla Krzysztof Szwagrzyk.

Przy poszczególnych delegaturach IPN będą osoby, które zajmą się badaniem wyłącznie danego terenu. - Cieszę się, że prace, które rozpoczęliśmy dawno temu, teraz mają właściwą formę. Nie musimy liczyć na spontaniczność naszych współpracowników, ale realizujemy obowiązki państwa wobec swoich bohaterów - dodaje profesor.

Ważne DNA

Prof. Krzysztof Szwagrzyk wraz z współpracownikami gościł w miniony weekend w Węgierskiej Górce. Celem spotkania z mieszkańcami Żywiecczyzny było pobranie kodu DNA od żyjących jeszcze członków rodzin żołnierzy NSZ z oddziału Henryka Flamego ps. Bartek. Wśród nich była Cecylia Białożyt, siostra żołnierza NSZ Franciszka Koniora ,,Rekina". Ostatni raz widziała go w 1946 roku. „Rekin” miał wtedy 20 lat.

 - Brata ostatni raz widziałam pod koniec lipca, gdy odchodził z kolegą do lasu. Do dziś widzę, jak las ich zakrył - wspomina ze łzami w oczach. - Ojciec spalił jego rzeczy, bo UB co chwilę robiło u nas w domu kontrole - dodaje. Dziś może otwarcie mówić o tym, że Franciszek Konior działał w oddziale „Bartka”. Cecylia Białożyt ma nadzieję, że uda się odnaleźć szczątki brata i pochować w rodzinnej ziemi.

W spotkaniu z wiceszefem IPN uczestniczyła także Genowefa Madejczyk ,,Jodła", która jest jednym z ostatnich żyjących podkomendnych ,,Bartka". Służyła jako łączniczka. - Opiekowałam się też rannymi. Wielu moich znajomych służyło w oddziale „Bartka”. Młodzi mieli werwę. Chcieli walczyć o wolność i jak mogli, to walczyli. Byli patriotami. To dla nas ważne, że teraz ich odnajdujemy - podkreśla „Jodła”, która po wojnie była więziona i torturowana przez UB.

Zbiorowe morderstwo

Krzysztof Szwagrzyk wierzy, że w przyszłym roku można będzie podać pierwsze nazwiska żołnierzy z oddziału „Bartka”, na których szczątki natrafiono podczas prac poszukiwawczych w okolicach Starego Grodkowa na Opolszczyźnie. - Krewni żołnierzy Henryka Flamego od kilkudziesięciu lat oczekują na podstawową informację, gdzie spoczywają ich najbliżsi. Celem naszego przyjazdu jest także złożenie im raportu, co robi państwo polskie, by tę zbrodnię komunistyczną sprzed lat rozliczyć. Liczymy, że zabezpieczymy materiał genetyczny niezbędny do identyfikacji osób, których szczątki znaleźliśmy w Starym Grodkowie. Nie mam wątpliwości, że to nasi bohaterowie. Chodzi jednak o to, aby mówić o konkretnych imionach i nazwiskach - tłumaczy profesor.

Urząd Bezpieczeństwa zorganizował akcję likwidacji oddziału „Bartka” latem w 1946 roku. Nosiła kryptonim „Lawina”. Od lipca 1946 roku w oddziale działali agenci bezpieki, którzy we wrześniu zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na Zachód. Według ustaleń IPN, żołnierzy "Bartka" przewieziono na Opolszczyznę w trzech transportach. Badacze podają różne liczby żołnierzy, którzy zostali wówczas zamordowani przez UB: od 90, przez ok. 150, aż po 200 osób.

Funkcjonariusze UB zgromadzili żołnierzy m.in. w drewnianym baraku na terenie Starego Grodkowa. Barak wysadzili w powietrze, a to co zostało po ofiarach, spalili w ognisku. - Po obrażeniach szczątków ludzkich, które znaleźliśmy można stwierdzić, że w momencie wybuchu żołnierze „Bartka” siedzieli albo stali - wyjaśnia Krzysztof Szwagrzyk. Wśród ofiar akcji „Lawina” była m.in. ciocia Pawła i Łukasza Golców z zespołu Golec uOrkiestra.

Anna Szafrańska

Foto: sza