Farsa o zwariowanym szpitalu, bogate kostiumy i scenografia, którym towarzyszą sentymentalne piosenki o miłości. W miniony piątek w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej odbyła się pierwsza premiera w roku 2017. Przepremierowo spektakl oglądali widzowie w Sylwestra. Jest się z czego pośmiać, a na koniec ponucić w rytm największych przebojów Franka Sinatry.

„Wszystko w rodzinie” to podobno najzabawniejsza sztuka Ray'a Cooney'a - angielskiego mistrza farsy, autora m.in. kultowego „Mayday”. Akcja przedstawienia toczy się w szpitalu św. Andrzeja w Londynie, w którym nic nie jest takie, jakie być powinno. Lekarze mają większe problemy niż troska o pacjentów, pielęgniarki spadają z okien, a pacjenci nieoczekiwanie… zmartwychwstają.

Kłamstwa z fantazją

W tymże szpitalu przygotowywane jest świąteczne przedstawienie dla pacjentów. Jednocześnie odbywa się tam zjazd neurologów, podczas którego wykład ma wygłosić dr Dawid Mortimore (w tej roli znakomity Grzegorz Sikora). Już samo połączenie dwóch wydarzeń nie może skończyć się dobrze. Jakby tego było mało, jeden z lekarzy dowiaduje się, że do szpitala przyjedzie jego nieślubny dorosły już syn, o którym do tej pory nie miał pojęcia.

Już od pierwszej sceny można więc zauważyć, że jest to utwór oparty na klasycznej formule komedii pomyłek, czego dowodem jest wypowiedź doktora Mortimore: „Jak kłamać, to z fantazją!”. Jak to u Cooney'a bywa, wartka akcja obfituje w  absurdalne i komiczne zdarzenia. - To, co się dzieje w tym szpitalu jest ciekawsze niż niejeden serial - przekonuje sierżant (w tej roli znany z farsowych ról Jerzy Dziedzic).

Kliniczna farsa

Czy twórcom bielskiego spektaklu udało się wykorzystać potencjał Conneya? Najciekawiej prezentował się w tej sztuce duet Grzegorz Sikora i Anita Jancia (występująca gościnie na scenie Teatru Polskiego bielszczanka znana m.in. z ról w serialach „Szpilki na Giewoncie” czy „Barwy szczęścia”, a także filmu pt. ,,Dzień kobiet”), czyli doktor Mortimore i była pielęgniarka Jane Tate. Bardzo zabawna jest również kreacja Aleksandra Pestyka, który wcielił się w rolę sędziwego, ale nie pozbawionego temperamentu pacjenta Billa. Jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia uwagę widzów przykuwa kliniczno-komediowa scenografia autorstwa Tomasza Tobysa, która została umiejętnie wkomponowana w fabułę.

Noworoczne przedstawienie zostało wyreżyserowane przez dyrektora teatru Witolda Mazurkiewicza, który z jednej strony skupił się na klasycznym komizmie sytuacyjnym, a z drugiej pozwolił aktorom na zabawne improwizacje. Zabrakło mi jednak w tym spektaklu oryginalności, która wyróżniałaby go spośród innych fars, jak to było w przypadku „Co widział kamerdyner?” czy „Koguta w rosole”.

Miłosne perypetie

Przedstawieniu towarzyszy koncert  pt. „Ostatnia randka z Sinatrą" przygotowany z okazji 101. rocznicy urodzin Franka Sinatry. Na scenie można więc usłyszeć największe przeboje tego artysty (zaśpiewane po polsku w tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego), jak „My way” czy „Fly me to the moon”. Koncert ma formę sentymentalnego i momentami zabawnego musicalu, gdzie aktorzy w pięknych kostiumach opowiadają o miłosnych perypetiach Apolonii i Eugeniusza (w tej roli znakomita Sabina Karwala i Rafał Sawicki), którymi  sprytnie kieruje przebiegły Amor.

Historie miłosne głównych bohaterów i ich przelotnych partnerów specjalnie na potrzeby Teatru Polskiego napisali znani już bielskiej publiczności Zuzanna Bućko i Szymon Bogacz.

Agnieszka Pollak-Olszowska

Foto: Krzysztof Grabowski (Teatr Polski)