Od kilku lat biuro Powiatowego Rzecznika Konsumentów w Bielsku-Białej zasypywane jest skargami na firmy prowadzące sprzedaż na tzw. prezentacjach. Typowa pod tym względem jest sprawa pewnej bielszczanki. Swoją historię opisała kilka tygodni temu w liście do rzecznika.

„Zaczęło się od telefonu - pisze autorka listu. - Miły, męski głos oznajmił, że reprezentuje firmę P. i ma zaszczyt zaprosić mnie na prezentację urządzenia kuchennego. Poinformował, że pokaz w prestiżowym bielskim hotelu połączony jest z licznymi atrakcjami, w tym uroczystą kolacją. Zapewniał, że obecność na pokazie nie wiąże się z koniecznością nabycia sprzętu. Chodzi o to, jak stwierdził, żeby przyjść, miło spędzić czas i zapoznać się z ofertą firmy. Uznałam to za ciekawą propozycję i w dniu pokazu zjawiłam się w wyznaczonym miejscu. Na sali było kilkadziesiąt osób.

Dziwna publiczność

Pokaz urządzania, który rozpoczął się po kolacji, trwał ponad cztery godziny. Trochę zdziwiło mnie zachowanie publiczności. Podczas pytań głos zabrało kilka osób z sali. Wszystkie one z pasją zachwalały sprzęt, podając przykłady swoich znajomych, którzy go mają i są zadowoleni. Urządzenie nie jest tanie, kosztuje 4 tys. zł. Prowadzący namawiali jednak, by wziąć je do domu i za darmo wypróbować, jeśli zaś nie spełni naszych oczekiwań, będzie je można bez żadnych konsekwencji zwrócić w ciągu 14 dni. Zainteresowanym kupnem proponowali korzystne raty.

Przyznaję, że byli przekonujący i umieli wzbudzić ciekawość. Nie byłam jedyną, która uległa perswazji. Podpisując umowę zaznaczyłam, że interesuje mnie przetestowanie sprzętu i upewniłam się co do możliwości zwrotu. Elegancki pan zapewnił mnie z uśmiechem, że nie będzie z tym żadnych problemów. Był na tyle uprzejmy, że pomógł mi zanieść pudło do bagażnika.

Ważne, że ja widzę

Nazajutrz rano wypakowałam sprzęt i usmażyłam w nim naleśniki. Rewelacji nie było więc uznałam, że mogę z czystym sumieniem zwrócić urządzenie. »Po co ci to? - pytałam samą siebie. - Przecież masz w domu wszystko, z wyjątkiem miejsca na dodatkowy gadżet«. Włożyłam zestaw do pudła i zawiozłam do biura firmy. Tu czekała mnie przykra niespodzianka…

Pracownik firmy P. poprosił o chwilę cierpliwości. Zaproponował, żebym usiadła. Wyjął urządzenie, przyjrzał mu się badawczo, obrócił w dłoni, po czym wskazał miejsce na obudowie i z udanym smutkiem w głosie oznajmił, że sprzęt jest uszkodzony: »Widzi pani, tu jest rysa - powiedział«. »Co pan mówi, ja tu nic nie widzę! - zaoponowałam«. »Ważne, że ja widzę - odparł drwiąco«. Stwierdził też, że wypróbowanie sprzętu w kuchni było z mojej strony nadużyciem wykraczającym poza ramy dozwolonego testowania. Firma wyceniła, iż wskutek uszkodzenia, które miało powstać z mojej winy (chodzi o tę niewidoczną gołym okiem rysę) i niedozwolonego użycia jego wartość uległa obniżeniu o… 700 zł!!! Dopiero po pokryciu przeze mnie tej »straty« zgodzili się na odstąpienie od umowy. Uważam, że zostałam oszukana. Przedstawiciele firmy P. zupełnie co innego mówili na prezentacji. Sugerowali, że sprzęt warto wypróbować w kuchni. Sądzę, że nie jestem jedyną osobą, która wpadła w ich sidła”.

Żerują na niewiedzy

 - Tę historię można potraktować jako ostrzeżenie - komentuje Irena Krzanowska, Powiatowy Rzecznik Konsumentów w Bielsku-Białej. - W takich sytuacjach, w szczególności, gdy umowa jest zawierana poza lokalem przedsiębiorstwa, musimy pamiętać, że zgodnie z Kodeksem cywilnym ryzyko przypadkowej utraty albo uszkodzenia rzeczy w momencie jej wydania przechodzi na klienta. Dlatego uczulam, żeby zawsze przed wydaniem sprawdzić dokładnie towar. Także wówczas, gdy został zakupiony w internecie i jest wydawany przez kuriera - podkreśla nasza rozmówczyni, podkreślając, że w takich wypadkach to od decyzji sprzedającego zależy wycena uszkodzenia.

Również w propozycji „darmowego” wypróbowania sprzętu w domu może się kryć pułapka. Wpadła w nią m.in. autorka cytowanego listu. - W świetle obowiązujących przepisów wypróbowanie towaru polega na sprawdzeniu jego istotnych cech i prawidłowości funkcjonowania. Podobnie jest w sklepie, gdy sprawdzamy, czy urządzenie podłączone do prądu działa. Nie oznacza to jednak, że możemy go używać - przypomina Irena Krzanowska. - Pamiętajmy, że obok uczciwych sprzedawców działają oszuści, którzy żerują na naszej niewiedzy - przestrzega nasza rozmówczyni.

Maciej Chrobak