Na początku XX wieku jego imieniem nazwano jedną z ulic Bielska. Przedsiębiorca, filantrop, jeden z najbogatszych bielszczan XIX stulecia. Szczegóły jego życia do dziś owiane są tajemnicą. Jedną z zagadek udało nam się rozwiązać - poznaliśmy prawdziwe miejsce narodzin Theodora Sixta!

Druga połowa XIX wieku. Około 25-letni Theodor Carolus Julius Sixt przeprowadza się z Wirtembergii na Morawy. Był synem nauczyciela lokalnego liceum, pochodził z rodziny inteligenckiej. Nasuwa się więc pytanie, dlaczego Theodor nie poszedł w ślady ojca? A może to właśnie ojciec przyczynił się do wyjazdu syna na obczyznę?

Nieślubne dziecko

Dotychczas wszystkie publikacje podawały, że Theodor Sixt urodził się w Bietigheim niedaleko Stuttgartu. Okazuje się, że nie jest to właściwy trop. Niżej podpisany szukał aktu urodzenia w księgach parafialnych tej miejscowości, ale bezskutecznie. Dalsze nasze badania potwierdziły, że Theodor przyszedł na świat prawie 80 km dalej, w Hechingen - dawnym mieście Hohenzollernów. Co więcej, jego chrzest został zapisany w księgach kościoła rzymskokatolickiego.

Metryka urodzenia Theodora Sixta rzuca na tę postać nowe światło. Drugie imię Carolus otrzymał po swoim ojcu pochodzącym z Waiblingen, trzecie - Julius - po matce Julii Hopf pochodzącej z Bietigheim. Sixt nie miał rodzeństwa. W akcie urodzenia odnotowano, że był nieślubnym dzieckiem.

Ślub na Morawach

Niezależnie od motywów wyjazdu z Wirtembergii, na Morawach ponad 30-letni Sixt poznał Johannę Emilię Weich wywodzącą się ze znanej mieszczańskiej rodziny bielskich fabrykantów. Jej ojciec, Samuel Weich, był majętnym sukiennikiem. Nie pozwoliłby na to, by córka popełniła mezalians. Ślub dzieci miał przecież także umożliwić pomnożenie rodzinnego kapitału. W prasie z lat 60. i 70. XIX wieku Sixt kilkukrotnie wymieniany jest jako farbiarz z Freiberga (obecnie Příbor). W momencie ślubu Johanna miała zaledwie 21 lat. Dlaczego postąpiono wbrew tradycji i małżeństwo nie zostało zawarte w parafii panny młodej? A może jednak ojciec dowiedział się o wszystkim post factum?

Wkrótce małżonkowie Sixt pojawili się w Bielsku. Pewne jest, że w 1877 roku Theodor był właścicielem farbiarni w Wapienicy. Czy było to jedyne jego źródło dochodów? Od niemal stu lat istnieją na ten temat różne plotki. Niektóre wskazują, że swoje bogactwo czerpał także z handlu bronią czy... z prowadzenia domów publicznych. Sixt skupował również akcje innych fabryk, np. w bielskiej firmy Gustawa Josephego.

Tajemnicza śmierć żony

Willę dla Sixta mieszczącą się przy Elisabethstraße (obecnie ul. Mickiewicza) zaprojektował Karol Korn. Theodor mieszkał w niej z żoną Johanną do końca jej dni. Wspólnie przeżyli 17 lat. Nie doczekali się potomstwa. Ponoć w wieżyczce, z której można obserwować panoramę niemal całego Bielska, przetrzymywał żonę za to, że jest niepłodna. Śmierć pani Sixt także owiana jest tajemnicą. Oficjalnie zmarła na zawał serca. Kilka dni później Theodor wyprowadził się z willi. Wrócił do niej po dwóch latach z kolejną żoną - młodszą o prawie 30 lat Anną Zipser.

W latach 70. XIX wieku wielu bielszczan, w tym Theodor, inwestowało w wielką światową wystawę wiedeńską. Bogaci fabrykanci wysyłali nawet własne delegacje do Wiednia. Po tym, kiedy pojawiła się pogłoska, że w mieście szaleje cholera, liczba zwiedzających drastycznie spadła. Wielu inwestorów popełniło samobójstwo. Jak w tej sytuacji zachował się Sixt? Prawdopodobnie wtedy wstąpił do loży masońskiej, która pomagała swoim członkom w biznesie i życiu towarzyskim. W Bielsku działała niemiecka loża masońska Schlaraffia oraz żydowska quasi-masoneria - B’nai B’rith.

Zaginiony testament

Sixt zmarł w 1897 roku. Pozostawił żonę Annę, która również nie dała mu upragnionego potomka. Przyczyną śmierci była prawdopodobnie gruźlica nerek. Ta choroba była być może powodem jego niepłodności. W testamencie willę przekazał miastu, a część majątku rozdysponował pomiędzy biedotę, parafię ewangelicką i Ewangelicki Związek Kobiet. Żonie nie zapisał nic - w willi mogła mieszkać tylko do momentu kolejnego ślubu.

Kilka miesięcy po śmierci Theodora, w ewangelickim dzienniku zapisano, że m.in. dzięki darowiźnie pana Sixta w Bielsku ukończono budowę sierocińca ewangelickiego. Do dziś postać bielszczanina owiana jest tajemnicą. Nie przetrwało żadne jego zdjęcie ani portret, zaginął testament. Niewątpliwie wiedzielibyśmy dużo więcej o zmarłym, gdyby udało nam się poznać oryginał tego dokumentu.

Alan Jakman

Foto: Marek Tomalik