- Artyści wracają, bo prócz rodzinnej atmosfery jest tutaj znakomita publiczność, przez ponad ćwierć wieku wykształcona na najlepszej, najbardziej wartościowej muzyce świata. Ci, którzy tu gościli wiedzą, że mogą w Bielsku-Białej pokazać się z trudniejszymi, ambitniejszymi programami, z wiarą, że zostaną dobrze przyjęci - pisze Marek Tomalik. Bielszczanin był tradycyjnie prezenterem wszystkich koncertów 15. Jazzowej Jesieni, która zakończyła się w minioną niedzielę w Bielsku-Białej.

Półtorej dekady jazzu w ramach Jazzowej Jesieni w Domu Muzyki Bielskiego Centrum Kultury, to lekko licząc jakieś 150 koncertów i podróży muzycznych do wielu zakamarków świata, choćby wspomnieć tylko Indie Johna McLaughlina, Argentynę Dino Salutziego, Brazylię Egberto Gismontiego, Algierię Anuara Brahema, Kubę Davida Virellesa oraz wielokrotnie Stany Zjednoczone Ameryki u stóp najwyższych kapłanów jazzu, m.in. Ornette’a Colemana, Chicka Corei, Gary Burtona, Cecila Taylora i Pharoah Sandersa.

Dzieje się tak za sprawą dyrektora artystycznego Tomasza Stańko, najbardziej znanego polskiego muzyka jazzowego poza granicami kraju, który 15 razy dał nam smakować swych wyjątkowych, premierowych projektów. A także, zapraszając zaprzyjaźnionych gości z całego świata, zafundował naszemu miastu muzykę na granicy gatunków, kultur, kompozycji i improwizacji z najwyższej półki.

Wydaje się, że Stańko trafił w Bielsku-Białej na przyjazny grunt. Zanim nastała pierwsza edycja Jazzowej Jesieni, stolica Podbeskidzia - za sprawą energicznych działań BCK i jego dyrektora Władysława Szczotki, i ze wsparciem władz miasta - wielokrotnie gościła wybitnych muzyków jazzowych. Zagrali tu m.in. Orkiestra Glena Millera, Wynton Marsalis, Joe Henderson, Candy Dulfer, Joe Zawinul, John Scofield, Al Di Meola i Paco de Lucia.

Nie bez znaczenia jest też położenie naszego miasta na odwiecznym styku kultur i narodów, korzeni polskich, niemieckich, austriackich, czeskich i węgierskich, Śląska Cieszyńskiego, Górnego Śląska i Małopolski. W takim tyglu łatwiej o przyswajalność innego, nawet tak trudnych form, jak subtelne odcienie współczesnego jazzu.

Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej to festiwal rodzinny, od strony artystycznej realizowany przez Tomasza Stańko i jego córkę Annę, ale rodzinny szerzej za sprawą atmosfery, która sprawia, że muzycy, którzy tu raz wystąpili bardzo chętnie wracają. Jan Garbarek, Norweg o polskich korzeniach, znany szeroko poza spektrum jazzu, powrócił na scenę BCK po pięciu latach.

Artyści wracają, bo prócz rodzinnej atmosfery jest tutaj znakomita publiczność, przez ponad ćwierć wieku wykształcona na najlepszej, najbardziej wartościowej muzyce świata. Ci, którzy tu gościli wiedzą, że mogą w Bielsku-Białej pokazać się z trudniejszymi, ambitniejszymi programami, z wiarą, że zostaną dobrze przyjęci. Sprzyja temu prawdziwie koncertowa aura Domu Muzyki, gdzie koncerty zawsze zaczynają się punktualnie, a akustyka i wygodne siedzenia pomagają w skupieniu nad celebracją muzyki.

Nie da się przecenić ogromnego zaangażowania Tomasza Stańko i jego córki Anny, którzy naprawdę kochają nasze miasto.

Czas płynie i z roku na rok u stóp Beskidów coraz mocniej sadowi jazzowy pałac, windując nasze miasto do jazzowej stolicy kraju, także za sprawą Bielskiej Zadymki Jazzowej, innego festiwalu z mocnym, światowym programem.

Wiemy, że muzyka łagodzi obyczaje, niech zatem pozostanie z nami przesłanie, z jakim przyjechał do nas w tym roku gitarzysta Kurt Rosenwinkel: - To ważne, abyśmy potrafili bronić idei, które rozwijają nasze człowieczeństwo w kierunku jedności i wspólnoty, a przeciwstawiali się rasizmowi i dogmatycznej mentalności, która zdaje się zyskiwać dziś uwagę. Muzyka jest w tym bardzo pomocnym i potężnym narzędziem.

Marek Tomalik (www.wsednosprawy.pl)

Foto: Lucek Cykarski