Choć pełnoletni, przez swoją niepełnosprawność potrzebują stałej opieki jak kilkuletnie dzieci. Rodzice nazywają je „wykluczonymi”, bo ze względu na swoją chorobę nie mogę liczyć na wsparcie instytucji miejskich, które nie chcą zająć się osobami sprawiającymi problemy wychowawcze. Pomocną dłoń podała im bielska fundacja, ale ta nie ma środków, a chętnych wciąż przybywa.

Pomimo pełnoletności mentalnie są dziećmi wymagającymi stałej opieki dorosłego. Rodzice niepełnosprawnych dzieci powinni znaleźć wsparcie w świetlicach prowadzonych przez miasto, ale ich zdaniem miejskie jednostki to „przechowalnia” i to tylko dla nielicznych. - Dzieci od lat tylko siedzą i układają puzzle. Cofają się w mowie i w chodzeniu - mówi mama niepełnosprawnego Alka.

Miejskie placówki ich nie chcą

Problem jest szerszy. Jak wyjaśnia pani Katarzyna, odkąd jej niepełnosprawny syn wdał się w sprzeczkę z innym podopiecznym, nie może korzystać z miejskiej świetlicy. Podobny problem dotyczy pełnoletniego Grzegorza. Żadna placówka w Bielsku-Białej nie chciała zająć się niepełnosprawnym po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną, w której odnotowano ataki złości. - Aktualnie chodzi do świetlicy prowadzonej od września przez fundację. Jest zadowolony i spokojny - mówi pani Grażyna.

Po pomoc rodzice zgłosili się do działającej od ponad dwudziestu lat Fundacji Dziecięce Marzenia w Bielsku-Białej. - Próbując ratować jakoś sytuację, we wrześniu w siedzibie fundacji utworzyliśmy doraźnie tzw. dzienny punkt wsparcia dla wykluczonej młodzieży. Dlaczego wykluczonej? Bo to młodzież wykluczona z innych klubów i świetlic prowadzonych przez Środowiskowe Centrum Samopomocy [miejska jednostka - red.] - mówi prezes fundacji Kazimierz Bieniecki.

Poprosili o pomoc fundację

- Kolejna grupa to ci, którzy uczęszczali do innych placówek, ale ze względu na koszty nie stać ich na to. Początkowo próbowaliśmy ulokować dzieci w kolejnych placówkach, ale okazało się, że z powodu schorzeń nie chcą ich przyjąć. Liczyliśmy, że w miarę szybko wydział polityki społecznej Urzędu Miejskiego znajdzie dla tej grupy miejsce w swoich placówkach. Niestety, tak też się nie stało - słyszymy.

Dlatego grupa rodziców zgłosiła się do fundacji, by ponownie objęła opieką ich dzieci. - Rodzice wiedzą, że fundacja działa od 1994 roku i wielu z nich było z nami od narodzin swoich dzieci. W planie mieliśmy objąć opieką siedem osób, ale już teraz mamy 12 podopiecznych. Ponieważ warunki lokalowe są bardzo skromne, zajęcia prowadzimy rotacyjnie, żeby chociaż co drugi dzień rodzice mogli przekazać nam swoje dzieci i odpocząć od codziennych kłopotów - tłumaczy Bieniecki.

Pieniędzy wystarczy do końca roku

Problem w tym, że środków na prowadzenie świetlicy terapeutycznej przez fundację wystarczy tylko do końca roku. Dlatego kilkunastu rodziców niepełnosprawnej młodzieży pojawiło się na listopadowej komisji zdrowia polityki społecznej i sportu Rady Miejskiej. Apelowali, by fundacji pomogło miasto, które wcześniej - do czasu utworzenia placówki socjalnej - wspierało jej działania.

W trakcie spotkania żadne wiążące deklaracje nie padły, ale w najbliższych dniach ma dojść do kolejnych rozmów w Ratuszu. Jeśli pieniądze się nie znajdą, to od nowego roku kilkunastu wychowanków będących pod opieką fundacji znów nie będzie mogło liczyć na specjalistyczną opiekę.

Bartłomiej Kawalec