W miniony piątek w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej odbyła się premiera sztuki „Tęskniąc”, która jest pokłosiem konkursu na debiut sceniczny pt. "Świeża krew”. Przedstawienie powstało na podstawie prozy Etgara Kereta i fragmentu twórczości Damiana Dąbka. - Jest to jeden z niewielu spektakli, który daje aktorowi poczucie wolności na scenie - usłyszeliśmy w kuluarach.

Keret jest izraelskim pisarzem, dziennikarzem, scenarzystą i wykładowcą w szkole filmowej w Tel Awiwie. Urodził się w 1967, więc nie należy do najmłodszego pokolenia artystów. Bywa nazywany ,,mistrzem krótkiej formy literackiej”, a na podstawie jego utworów nakręcono ok. 50 filmów. Od kilku lat ma polskie obywatelstwo i dom w Warszawie, będący miniaturową instalacją artystyczną.

Nie ma o czym mówić

Sztuka pt. „Tęskniąc” nie ma uporządkowanej fabuły. Wiemy, że bohaterowie mają 39 lat i spotykają się w noc spadających komet, by wypowiedzieć życzenie: ,,Niech nam się uda, chociaż ten raz”. Jak dziecko wierzą, że jeśli sami nie są w stanie spowodować zmian w swoim życiu, to być może zadziała życzenie wypowiedziane pod nocnym niebem. I trudno im się dziwić, bo w co innego można wierzyć po upadku, jeśli właśnie nie w za siedmioma wzgórzami, w żyli długo, w Żyda w sieni czy niemalowane drewno?

- Bohaterowie spotykają się pod nocnym niebem, bo oczekują zmian, których dokona w ich życiu świat. Sami już są bezradni, ale jak dzieci mają nadzieję, że może przesądy i absurdalne gesty coś zmienią. Rzadko zdarza im się dialog. Nie ma już o czym mówić, wszystko zostało powiedziane. Mimo wszystko, mam wrażenie, że jeśli ci ludzie to są już groby, to jednak - niepozamykane groby. Każdemu raz na jakiś czas zdarza się przecież umrzeć za życia - tłumaczy reżyser spektaklu Krzysztof Popiołek.

Kamienie zamiast gwiazd

Bohaterowie Kereta cierpią, bo choć noszą  w sobie nadzieję, że ich marzenia się spełnią, to rzeczywistość brutalnie przypomina im prawdę. Wydaje im się, że nic się już w ich życiu nie zmieni. Bezdzietne małżeństwo zostanie bezdzietne, schorowany samotnik nadal pozostanie niezauważony przez nikogo, a tęsknota za przyszłością pogłębi tylko żal za przeszłością. Zamiast gwiazd, spadają na nich kamienie, powodując, że zastygają w swoim 39-letni życiu jak solne rzeźby. Tytuł spektaklu można więc zinterpretować jako tęsknotę za dzieciństwem i niespełnionymi marzeniami.

Proza Kereta jest metaforyczna, brutalna, momentami absurdalna, ale jednocześnie daje wiele możliwości interpretacji tekstu. Twórcy spektaklu pt. ”Tęskniąc” nie do końca je wykorzystali. Reżyseria zdaje się być nieuporządkowana i niekonsekwentna. Z jednej strony mamy multimedialną wizję dzieciństwa, a z drugiej symboliczne przedstawienie kosmosu. Po obiecującym, dialogowym początku, zbyt długie monologi bohaterów.

Na uwagę zasługują milcząca obecność Pawła Wolsztyńskiego oraz rzeźby wielkości człowieka jako element scenografii, które każdy widz może zinterpretować na swój sposób. Wyróżniają się także kreacje aktorskie Jagody Krzywickiej oraz Sławomira Miski.

Widz odarty ze złudzeń

- Reżyser namawiał mnie, żebym oprócz tekstu sztuki dała tej postaci coś od siebie, otworzyła się. Na początku to wzbudziło mój bunt, ale potem zrozumiałam, że przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Nie chcę, żeby to był tylko spektakl uświadamiający nam, jak ciężko być człowiekiem, ale też uczył nas szczerości i tego, że wiele zależy od nas - mówi Jagoda Krzywicka.

- Jest to jeden z niewielu spektakli, który daje aktorowi poczucie wolności na scenie. To nie są już ukształtowane postacie, ale prawdziwi ludzie, co daje nam możliwość dotknięcia tych wszystkich teorii o grze aktorskiej - podkreśla Sławomir Miska.

Dla osób, które nie czytały Kereta spektakl może być niezrozumiały i monotonny. Z kolei fani tego pisarza będą mieli niedosyt inscenizacji jego niezwykłego sposobu postrzegania rzeczywistości. Zabrakło tu także specyficznego dla Kereta poczucia humoru, przez co widz (szczególnie ten 39-letni) wychodzi ze spektaklu odarty z nadziei i złudzeń.

Agnieszka Pollak-Olszowska

Foto: Michał Kurpanik