Jak długo można walczyć o swoje słuszne racje? W przypadku kilkudziesięciu bielskich rodzin przez wiele lat, a konkretnie już blisko osiem. Tyle czasu właśnie mieszkańcy ulic Bocznej, Siostrzanej i Braterskiej domagają się budowy ekranów akustycznych.

To chyba oczywiste, że państwo i jego służby wraz z urzędnikami powinni działać na korzyść obywatela. Zwłaszcza, gdy obywatele domagają się poprawy swojego losu. W przypadku kilkudziesięciu rodzin ze wspomnianego wyżej rejonu Bielska-Białej papierkowa wojna na argumenty trwa już od 2009 roku i nic nie zapowiada jej szybkiego końca.

Odgrodzono roślinność i cmentarz

W rzeczonym roku - przypomnijmy - po tym, jak w pobliżu ulic zamieszkałych przez protestujących powstała obwodnica (droga ekspresowa S1) ludzie ze zdziwieniem stwierdzili, że nie wybudowano wzdłuż niej ekranów dźwiękochłonnych. Owszem, powstały takie, ale po drugiej stronie drogi, odgradzając od hałasu… roślinność i cmentarz. Też dobrze, można powiedzieć. Tylko w czym ludzie są gorsi od przyrody i zmarłych?

- Tym bardziej - przypomina pan Andrzej, jeden z mieszkańców ulicy Bocznej - że pierwotne plany przewidywały budowę ekranów po obu stronach drogi. Mamy egzemplarz pierwszego projektu, z którego jasno to wynika!

Projekt jednak, jak się okazało w praktyce, uległ zmianie. Dlaczego? Tego nikt nie wie.

Dobra wola, nie pieniądze

Ale skoro mleko już się rozlało, można było go zetrzeć. Potrzeba było jedynie dobrej woli urzędników z katowickiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Dobrych chęci - nie pieniędzy, bo tych przecież nie brakowało, sadząc chociażby po tym, jak licznie ustawiono później podobne ekrany na ekspresowce do Cieszyna.

W przypadku jednak ulic Bocznej, Siostrzanej i Braterskiej zapanował jakiś dziwny urzędniczy upór, z którego do dzisiaj wynika, że ludzie nie mają się o co czepiać i krzyczeć, bo poziom hałasu nie przekracza norm. Albo więc mieszkańcy cierpią na nadwrażliwość słuchową, albo urzędnicy od ekranów są głusi. Oczywiście, GDDKiA posługuje się w swojej argumentacji badaniami poziomu natężenia hałasu, z których wynika, że wszystko jest OK. Mieszkańcy jednak podważają same badania, jak i wyniki twierdząc, że ich tzw. metodologia jest z góry założona tak, aby efekt końcowy przyznawał rację GDDKiA.

- Ustawiają mikrofony w miejscach, gdzie wiadomo, że hałas jest mniejszy, pod wiaduktem, albo tam, gdzie to nas nie dotyczy - twierdzi mieszkaniec tego rejonu.

To ludzie są ważni

Ludzie żądają ekranów. Nie jest to jedna osoba, jedna rodzina, a ponad sześćdziesiąt! Czy wszyscy się mylą? Być może faktycznie hałas nie przekracza norm, lecz co z tego skoro i tak ten, który panuje przeszkadza ludziom w spokojnym życiu. Czy to nie jest wystarczający argument i powód, aby jednak ekrany zamontować?

Być może odpowiedź na to pytanie uzyska poseł Stanisław Pięta, który w lutym br. złożył kolejną interpelację w tej sprawie (pierwszy raz w 2016 roku). Nie on jeden zresztą, bo wcześniej o rozwiązanie problemu starali się posłowie minionych kadencji. Pięta pyta więc konkretnie - kiedy GDDKiA zamierza postawić ekrany, w domyśle dając do zrozumienia, że alternatywy tym razem nie ma.

kk