Przed bielskim Sądem Okręgowym rozpoczął się dziś proces pięciu mężczyzn oskarżonych o cztery uprowadzenia dla okupu. Z akt śledztwa wynika, że gangsterzy udając policjantów, zatrzymywali ofiary do kontroli drogowej, po czym je porywali. Sprawcom grożą kary do 15 lat więzienia.

Według aktu oskarżenia, liderem grupy był Grzegorz P., który już w śledztwie przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów. Chodzi przede wszystkim o zorganizowanie grupy przestępczej i dokonanie w latach 2014-2017 czterech porwań dla okupu. Dziś sędzia Iwona Baran odczytała jego zeznania złożone w śledztwie. Mężczyzna tłumaczył, że do porwań zmusiła go zła… sytuacja finansowa.

Firma, którą prowadził, podupadała, rosły długi. - Szukałem pomysłu na dalsze funkcjonowanie. Wpadłem w spiralę długów, co ukrywałem przed rodziną - tłumaczył podczas śledztwa. Oskarżony przekonywał, że robił wszystko, aby „porwania były możliwie jak najłagodniejsze”. - Mówiłem, że ma to być najbardziej kulturalne porwanie w historii, żeby nikomu się nie stała krzywda - przekonywał Grzegorz P.

Jak wynika ze śledztwa, sprawcy nie znęcali się nad uprowadzonymi i zwalniali ich natychmiast po uzyskaniu pieniędzy. Pierwszego uprowadzenia dokonali pod koniec 2014, a do kolejnych doszło do końca 2017. Nigdy nie działali przypadkowo. Najpierw sprawdzali stan majątkowy wybranych osób, ich zwyczaje i dokładne miejsce zamieszkania. Po porwaniu na czas negocjacji z rodzinami wynajmowali mieszkania i pomieszczenia, w których przetrzymywali zakładników.

Wraz z Grzegorzem P. przed sądem odpowiadają też Sławomir G., Janusz C., Jacek S. i Paweł B.

asz

Foto: asz