Bielski tor saneczkowy jak wieża Eiffla. Miasto odbuduje swoją perełkę?
O tym, że Bielsko-Biała posiadało kiedyś jeden z najlepszych i najdłuższych torów saneczkowych w Europie przypomniał ostatnio Rajmund Pollak na sesji Rady Miejskiej, porównując obiekt do słynnej wieży Eiffla w Paryżu. - To jest historia tego miasta. Dlaczego pozwolono, aby uległa takiej dewastacji? - dziwi się. Bielszczanin poprosił władze miasta, aby odbudowały tor w Cygański Lesie.
- Czy ktoś wyobraża sobie Paryż bez wieży Eiffla? - pytał retorycznie Rajmund Pollak podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej. - Mamy w Bielsku-Białej podobną perełkę i jest nią, niestety zapomniany i zniszczony tor saneczkowy. Podczas kilkuminutowego wystąpienia, na które uzyskał zgodę radnych, bielszczanin poprosił władze miasta, aby tor saneczkowy w Cygański Lesie odremontowano. - To jest historia tego miasta. Dlaczego pozwolono, aby uległa takiej dewastacji? - dziwił się.
Najlepszy i najgroźniejszy
Wiele przesady w słowach Rajmunda Pollaka nie ma. Tor saneczkowy w Cygańskim Lesie był w latach swojej świetności uważany za jeden z najlepszych tego typu w Europie. Długi na ponad 2 km, z kilkudziesięcioma ostrymi wirażami, stanowił nie lada wyzwanie dla śmiałków lubiących ryzyko. Jeździło na nim i szkoliło się wielu mistrzów saneczkarstwa.
Obiekt powstał jeszcze pod koniec XIX wieku. Bielska perełka sportów zimowych zasłynęła również z dramatycznych wydarzeń. Do jednego z nich, po którym tak naprawdę zaczął się zmierzch obiektu, doszło w 1985 roku, kiedy 19-letni, doskonale zapowiadający się saneczkarz z bielskiego klubu Paweł Ryba zginął podczas treningowego zjazdu. Przy prędkości blisko 70 km/godz. saneczkarz uderzył tuż przed metą w drewnianą zaporę zakładaną na czas, kiedy tor był nieczynny. Trwające kilka miesięcy śledztwo umorzono, nie stawiając nikomu zarzutów.
Dzisiaj tylko ci, którzy wiedzą, czego szukają mogą dostrzec szczątki niegdysiejszego toru saneczkowego. W dolnej części obiekt jest już niemal niewidoczny - swój bieg tor kończył przy ul. Pocztowej nieopodal terenów rekreacyjnych. Resztki kamiennych murów stanowiących rynnę toru zobaczyć jeszcze można w miejscu, gdzie zjazd się rozpoczynał, czyli niedaleko schroniska na Koziej Górze.
Atrakcja turystyczna odżyje?
Dawny tor saneczkowy żyje w pamięci wielu mieszkańców Bielska-Białej. Nie zapomina o nim również stowarzyszenie „Olszówka”. - Mamy pewne plany co do niego - nie ukrywa Jacek Zachara, prezes stowarzyszenia. - Już wcześniej zresztą próbowaliśmy o tym rozmawiać z władzami miasta, ale nie było zainteresowania. Może teraz, kiedy w Ratuszu zmieniła się ekipa, coś z tego wyjdzie.
Jednym z pomysłów stowarzyszenia było utworzenie wzdłuż toru stacji przyrodniczych obrazujących poszczególne piętra roślinności występujące na zboczu. - To prawie bezkosztowa inwestycja, trzeba tylko odrobinę dobrej woli - zaznacza pan Jacek.
Z pewnością dawny tor saneczkowy zasługuje na to, aby wiedza o nim odżyła. Obiekt może się znów stać - w różnej formie - kolejną atrakcją Bielska-Białej. Czy warto w niego zainwestować publiczne pieniądze? Czekamy na opinie naszych Czytelników.
KJ
Foto: Archiwum Stowarzyszenia Olszówka
Oceń artykuł:
132 14Komentarze 39
Tor saneczkowy zarobi na siebie i zimie i w lecie.
Nikt, kto nie zjeżdżał osobiście na sankach z Koziej Góry na Błonia po tamtym legendarnym już torze, nie ma bladego pojęcia jaka to była frajda.
Współczesne tory saneczkowe to są zwyczajne ślizgawki, a po tamtym to się faktycznie zjeżdżało z duszą na ramieniu, bo to było wyjątkowe przeżycie.
Ja zjeżdżałem po tym torze wielokrotnie i mogę powiedzieć znacznie więcej na jego temat niż młodzi internauci, których doświadczenie saneczkarskie opiera się głównie na "neostradzie", googl'ach, a prawdziwe tory saneczkowe widzieli tylko w telewizji!
Prawdziwy tor saneczkowy to coś znacznie bardziej ekscytującego niż stadion piłkarski!
Pozdrawiam wszystkich Czytelników.
Lepiej zająć się narciarstwem na Szyndzielni bo w tym temacie by wieczny niedasizm za Krywulta. Mnóstwo osób uprawia narciarstwo a kilka saneczkarstwo.
Poza tym saneczkarstwo na torach naturalnych to już odległa przeszłość.
Jak dostawili się kiedyś to i teraz mogą.
Dębowiec to sukces :)
No to policzmy. Koszt roczny 1 mln zł = 12 000 ślizgów. Możliwe przychody - 36 000 slizgów czyli 3 mln zł. I to z samych zjazdów, a co dopiero zyski, które wygenerowane zostaną wokół całego przedsięwzięcia. Panowie Radni Miejscy czas działać
Nie wiem, może to i dobry pomysł, w Polsce takiego czegoś nie ma, więc przy rozsądnym zarządzaniu, taki tor miałby rację bytu, wszystko rozbija się o koszty, co do których nie mam absolutnie żadnej wiedzy, tanio raczej nie będzie
Budżet i tak jest napięty, że pęka w szwach.
Wszystkie wydatki są ważne.
Większość Bielszczan popiera finansowanie klubu i dali temu wyraz w wyborach.
Hejterom dziękujemy, nie marudźcie już
Z porównaniem bielskiego toru do wieży Eiffla, pan Pollak odpłynął, zresztą nie pierwszy raz. Czy można poważnie traktować pomysły człowieka, który delikatnie mówiąc, żyje w wirtualnej rzeczywistości?
Natomiast pomysł wyeksponowania pewnych fragmentów toru i stacji przyrodniczych wzdłuż niego, jak najbardziej ciekawy i stosunkowo niedrogi w realizacji. Ten pomysł popieram w 100%.
Tak jak zlikwidowano tor saneczkowy na stokach Koziej Góry, tak samo zlikwidowano skocznię narciarską w Cygańskim Lesie.
Klauzula informacyjna ›