Czy jest nadzieja, aby w Bielsku-Białej ulokowano instytucję centralną o dużym znaczeniu, np. Transportowy Dozór Techniczny albo Urząd Komunikacji Elektronicznej? Raport Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii pt. „Uwarunkowania delokalizacji centralnych urzędów w Polsce” nie pozostawia złudzeń. Nie mamy na to szans. Dlaczego? Otóż w świetle różnych statystyk jesteśmy za mocnym ośrodkiem, aby wspierać nas poprzez przeniesienie ważnych urzędów centralnych.

Za chwilę więcej o tym, co wyróżnia Bielsko-Białą na tle Włocławka, Płocka, Radomia i Tarnowa, które pierwsze stoją w kolejce do tzw. delokacji państwowych instytucji z Warszawy. Teraz przez moment marzenia ściętej głowy, a zatem co by było, gdyby przeniesiono do nas Urząd Komunikacji Elektronicznej oraz Transportowy Dozór Techniczny.

Uchodzimy za prymusa

Po pierwsze, liczba miejsc pracy w mieście (w tym dla prawników i inżynierów) wzrosłaby o ok. 560, tj. liczbę osób obecnie zatrudnionych w warszawskich centralach obu instytucji. Tę liczbę możemy powiększyć o 25-40 proc. czyli stanowiska, które zostałyby utworzone przez prywatne firmy celem obsługi urzędów. Brytyjskie doświadczenia uczą, że po przeniesieniu państwowej instytucji z Londynu do mniejszego ośrodka następuje efekt mnożnikowy, dzięki któremu faktycznie zwiększona liczba miejsc pracy w nowej lokalizacji waha się od 1,25 do 1,40 przeniesionego stanowiska urzędniczego.

Po drugie, zwiększyłby się popyt na dobrze wykształcone kadry i ożywiłoby to Akademię Techniczno-Humanistyczną, wzmacniając tym samym potencjał lokalnego kapitału ludzkiego. Po trzecie, poprawilibyśmy rangę Bielska-Białej w relacji do Katowic i Krakowa oraz umocniłaby się nasza pozycja w najbliższym otoczeniu. Po czwarte, co częściowo zostało wspomniane, lokalni dostawcy różnych materiałów i usług dostaliby z nowych urzędów dodatkowe zlecenia. Po piąte, parę budynków zostałoby wyremontowanych na użytek nowych biur.

Jak wspomniałem, rzecz pozostaje w sferze marzeń, bo uchodzimy w wielu dziedzinach za prymusa, a prymusom się nie pomaga. Nasze miasto pod względem poziomu i dynamiki rozwoju gospodarczego zdecydowanie wyróżnia się in plus na tle podobnej wielkości ośrodków. Posiadając wiele dobrych wskaźników, tracimy argument na rzecz potrzeby rządowego wsparcia.

Największa aglomeracja niewojewódzka

Przykłady? Mamy jedno z najniższych wskaźników bezrobocia w kraju. Znajduje się u nas aż 44 firm zatrudniających powyżej 250 osób. W Radomiu takich przedsiębiorstw jest 23, w Częstochowie - 36, w wojewódzkich Kielcach - 45, z kolei w peryferyjnych miastach wojewódzkich Gorzowie Wielkopolskim i Zielonej Górze - odpowiednio 20 i 23. Wiedziemy prym wśród miast niewojewódzkich i kilku wojewódzkich, jeśli chodzi o wartość środków trwałych przedsiębiorstw. Majątek trwały naszych przedsiębiorców łącznie wynosi 24 mld zł, w Częstochowie i Tarnowie po 13 mld zł.

Tymczasem Bielsko-Biała powinno celować wyżej niż stawka miast średnio dużych. Jesteśmy w kraju największą aglomeracją niewojewódzką, ponieważ stanowimy stolicę dla obszaru funkcjonalnego liczącego ponad 850 tys. osób. W tej konkurencji zostawiamy w tyle np. Bydgoszcz, Częstochowę, Kielce, Olsztyn, Opole i Radom. Oznacza to, że jeśli mamy ambicje i planujemy rozwój miasta w perspektywie 10, 20 i 50 lat, powinniśmy porównywać się z miastami wojewódzkimi i to tymi większymi.

Dochodzę do kwestii, która od dwudziestu lat rozgrzewa do czerwoności sporą część mieszkańców naszego miasta. Otóż obawiam się, że takie miasta, jak Częstochowa, Radom i Bielsko-Biała nie doczekają się poważnego traktowania przez władze centralne, dopóki nie odzyskają statusu ośrodków wojewódzkich. Inaczej zawsze będziemy musieli udowadniać, że nie jesteśmy Krosnem bądź Piotrkowem, tylko czymś znacznie więcej.

Spotka nas los peryferii

Dodam inny ważny argument dla przywrócenia województwa bielskiego. Wyżej wspomniany obszar funkcjonalny Bielska-Białej rozdarty jest obecnie między dwa województwa, co obniża jego potencjał. Obawiam, że w długiej perspektywie będziemy wyczerpywać obecne źródła względnej zasobności i wzrostu oraz spotka nas los peryferii, na który nie zasługujemy. Prof. Jan Wendt z Uniwersytetu Gdańskiego twierdzi, że w świetle badań ponadregionalnych ośrodków władzy uzasadniony byłby podział kraju na 10-11 województw albo 20-21. Powinniśmy celować w to drugie rozwiązanie.

Na koniec o tym, czego - poza administracyjną stolicą województwa - brakuje nam, aby stać się ośrodkiem regionalnym z prawdziwego zdarzenia z optymistycznymi perspektywami. M.in. szybkiej kolei aglomeracyjnej, regionalnego ośrodka badawczo-rozwojowego oraz uczelni wyższej w randze uniwersytetu kształcącej ok. 20 tys. studentów. Obecnie Bielsko-Biała łącznie z Cieszynem posiada 8 tys. studentów, a mniejsze od nas, ale wojewódzkie Opole ponad 20 tys. Liczba studentów jest wskaźnikiem rozmieszczenia twórczej warstwy społecznej. Obecna sytuacja Bielska-Białej pod tym względem nie napawa optymizmem.

Janusz Buzek

Foto: Nad Dachami