Projekt budowy lokalnej kolei z Łodygowic przez Buczkowice do Szczyrku jest mało znany, jeśli nie całkowicie zapomniany. Grzech zaniechania towarzyszy tej inwestycji, gdyż jej powstanie w sposób zasadniczy zmieniłoby układ komunikacyjny w regionie i zdecydowanie zmniejszyłoby korki na drodze do Szczyrku. Dzisiaj pozostało nam powspominać i liczyć na to, ze może ktoś spróbuje ożywić tę ideę i wprowadzić ją w czyn.

Pierwszy dokument w tej sprawie został zaprezentowany 25 lutego 1907 w Sejmie Krajowym we Lwowie.
Wysoki Sejmie!
Właściciele fabryk mebli z drzewa giętego w Buczkowicach, Rybarzowicach i Łodygowicach pp, Rudolf Weill i Leopold Pilzer wnieśli do Sejmu Krajo­wego petycye o przyczynienie się z funduszu krajowego kolejowego do finansowego poparcia projektowanej kolei lokalnej z Łodygowic do Buczkowic udziałem koron 140.000 w zamian za akcye zakładowe tejże kolei.

Obrady rady powiatowej w Białej

Dla jasności sytuacji trzeba przypomnieć, że istniała już wtedy trasa kolejowa z Bielska do Żywca, a Łodygowice były w tym czasie stacją posiadającą bocznice kolejowe. Z tego powodu wyznaczenie nowej trasy z Łodygowic przez całe Buczkowice aż do granicy ze Szczyrkiem uznano za najbardziej logiczne. Tym bardziej, że wśród wspierających pojawił się baron Otto Klobus z Łodygowic i posłowie z partii ks. Stojałowskiego, ze szczególnym uwzględnieniem posła Ludwika Dobiji z Rybarzowic.

Od tego momentu sprawa zaczęła nabierać urzędniczej wagi, a co za tym idzie niestety i urzędniczego tempa. W dniu 3 października projekt pojawił się również na obradach bialskiej rady powiatowej.

- Radnych zebrało się 20: jedenastu Polaków, a dziewięciu Niemców, przewodniczył mar­szałek poseł do Rady Państwa dr. Stani­sław Łazarski. Byli także obecni p. starosta Biesiadecki i p. Lukas, poseł z miasta Białej do sejmu lwowskiego. Porządek obrad był bardzo obfity. Zaraz po przyjęciu protokołu z zeszłego posiedze­nia zgłosił radny p. Ludwik Dobija, poseł do Rady Państwa, wniosek nagły w sprawie koncesyi na zaciągnięcie pożyczki przez gminę buczkowicką w kwocie 12000 kor. dla wybudowanie domu gminnego. Uzasadnił zaś nagłość i konieczność swego wniosku wielkim rozrostem gminy oraz budowy kolei z Łodygowic do Buczkowic - pisała prasa.

Temat na kampanię wyborczą

Do tematu kolejny raz powrócono na sesji 5 lutego 1910. Jednak dopiero wystąpienie ks. Stanisława Stojałowskiego w dniu 7 lutego 1910 posunęło sprawę biurokratycznie nieco dalej, bowiem poseł wezwał rząd, aby zapewnił środki na niezwłoczne rozpoczęcie budowy tej trasy. Idąc za ciosem, również Koło Polskie w Wiedniu obradujące o kolejach lokalnych domagało się zwiększenia subwencji na budowę ujętych już w planie kolei Złoczów-Sassów i Łodygowice-Buczkowice o 800 tys. koron. Rezolucja została przyjęta, a że Polskie Koło było w koalicji rządowej, toteż sprawa wydawała się przesądzona.

Ale kiedy młyny administracyjne mieliły decyzje, a zwolennicy budowy „witali się z gąską”, doszło do rozwiązania parlamentu i nowych wyborów parlamentarnych w 1911. To zaś sprawiło, że projekt został zatrzymany i tylko werbalnie podczas wyborów politycy przypominali sobie o temacie.

Po wyborach do Sejmu Krajowego, ze względu na zmianę układu politycznego wszelkie ustalenia trzeba było na dobrą sprawę rozpocząć od nowa. Już w grudniu 1911 udało się włączyć do przedłożenia rządowego również trasę Łodygowice-Buczkowice-Szczyrk. Niestety, w tym czasie nie była ona jedną z dwóch, a jedną z dziesięciu (!) planowanych inwestycji.

Paliwo polityczne sporu

Prawdziwy gwóźdź do trumny tej inwestycji wbito w roku 1912, kiedy pojawiły się postulaty, aby zmienić już ustaloną trasę na nową - z Wilkowic. W tzw. międzyczasie przystanek w Wilkowicach stał się pełnoprawną stacją kolejową. Z tego powodu tamtejsi lokalni patrioci postanowili iść za ciosem i sprawić, żeby nowa stacja stała się węzłem komunikacyjnym.

Idea budowy kolei Wilkowice-Buczkowice-Szczyrk została wciągnięta na sztandary walki partyjnej. Pomysł jako sztandarowy uznało PSL, które było największą konkurencją dla partii ks. Stojałowskiego. Jak łatwo się domyślić, zgodnie z logiką polityczną często nie mającą nic wspólnego z normalną logiką, obozy starły się tak skutecznie, że plany spłonęły jako paliwo polityczne sporu.

Taki obrót sprawy był na rękę austriackim urzędnikom, którzy ze względu na brak środków dwoili się i troili, aby opóźnić budowę. Teraz, gdy sami zainteresowani zaczęli kwestionować przebieg trasy, na nowo zaczęli ustalać stanowisko i zamiast budowy powróciło „austriackie gadanie”. Wcześniej urodzeni pamiętają, że do tej koncepcji powrócono w epoce wczesnego Gierka w latach 70. ub. wieku, gdy na podkładach austriackich wyrysowano trasę, a później o niej zapomniano.

Jacek Kachel