Kilka dni temu powiatem bielskim wstrząsnęła informacja o lekarce, która nieświadoma zarażenia koronawirusem przyjmowała pacjentów w ośrodku zdrowia w Kaniowie. Okazuje się, że osoba ta prowadziła również działalność z zakresu medycyny pracy w Czechowicach-Dziedzicach. Przez kontakt z nosicielką wirusa narażonych zostało kilkunastu górników z kopalni Silesia.

Badania, które przeprowadzała zainfekowana lekarka odbyły się 9 i 16 marca. Dziś szesnastu górników czuje się dobrze. Wszyscy kończą kwarantannę i wkrótce wrócą do pracy. Jak zapewniono portal, póki co zamknięcie kopalni nie wchodzi w grę, choć jak we wszystkich przedsiębiorstwach wiele osób przebywa na zwolnieniach.

- Na ten moment funkcjonowanie kopalni nie jest zagrożone, nie wstrzymujemy wydobycia. Absencja nie jest problemem. Obłożenie pracowników jest wystarczające, żeby zapewnić ciągłość pracy. Oczywiście, wdrażamy zalecenia ochronne, monitorujemy zdrowie zatrudnionych, każdemu przed wejściem mierzona jest temperatura. Dbamy o siebie - podkreśla rzecznik PG Silesia Małgorzata Bajer.

Informacja jest bardzo ważna dla całego regionu ze względu na specyfikę kopalni. Gdyby jej działalność została zatrzymana, niełatwo byłoby wrócić do punktu wyjścia, co mogłoby oznaczać likwidację przedsiębiorstwa. To z kolei miałoby bardzo negatywne skutki społeczne. Wydaje się, że pracownicy kopalni mogą odetchnąć z ulgą.

- Środki prewencyjne na maksymalnym poziomie, nie mamy sygnałów, że ktoś czuje się źle lub ma symptomy wirusa. Trwa odkażanie całego zakładu - komentuje Mariola Miodońska, przewodnicząca Związku Zawodowego Górników działającego przy Silesii. - Mija obowiązkowy okres kwarantanny dla tych osób, które miały kontakt, zarażeń nie ma. Niedługo wrócą do pracy - dodaje.

AK

Foto: www.pgsilesia.pl