Prowokują strach i agresję. Grupa podwyższonego ryzyka krąży po ulicach
W warunkach kwarantanny narodowej szczególnie widoczni w Bielsku-Białej stali się bezdomni. Wcześniej zlewali się z tłumem, dzisiaj na opustoszałej ul. 11 listopada zwracają uwagę. Z racji warunków, w których przebywają i słabej odporności zdrowotnej stanowią grupą poważnego ryzyka zarażeniem koronawirusem. Ci ludzie, często nie z własnej woli, znaleźli się między młotem a kowadłem.
Jak się żyje na ulicy podczas pandemii? Takim pytaniem rozpoczęliśmy rozmowę na odległość z jednym z bezdomnych spotkanym na bielskim deptaku. To mężczyzna po czterdziestce, z barwną historią życia. Z problemami z astmą, a więc będący w grupie ryzyka. Izolacja społeczna i akcja #zostanwdomu jest dla bezdomnych teorią. O kwarantannie trzeba zapomnieć, nawet jeśli zetkną się z osobą zakażoną.
Prowokuje strach przechodniów
W pustostanie lub w ciemnej norze służącej za miejsce noclegu, bez telewizji i internetu trudno wytrwać 24 godziny na dobę. Trzeba wyjść. Tym bardziej, gdy pieniędzy i zapasów (nie tylko pożywienia) brak. W związku z nowymi przepisami sanitarnymi jadłodajnie przestały działać na dotychczasowych zasadach. Lodówki Jadłodzielni zaopatrywane są bardzo nieregularnie i często świecą pustkami. Dostawa żywności pod drzwi nie wchodzi w rachubę z powodu braku… drzwi.
Aby uzyskać pomoc, trzeba wyjść tam, gdzie są ludzie i bezpośrednio poprosić o wsparcie. Obecność bezdomnych na ulicy prowokuje strach przechodniów i podsyca narastającą agresję. - Tak źle nigdy nie było, nigdy nie byliśmy tak wyzywani i przeklinani, jak teraz - podkreśla bezdomny, wspominając o posiniaczonych nogach i pokazując podłużny siniec na ręce.
Marcin Sablik, koordynator akcji społecznej "Ratownicy Nadziei", który współpracuje również z inicjatywami dbającymi o bezdomnych, w tym "Zupa za Ratuszem" i "Food Not Bombs" mówi: - Na ulicach jest stosunkowo niewielka liczba osób bezdomnych, może kilkadziesiąt osób. Pozostali przebywają w noclegowniach lub znaleźli inne miejsca pobytu. Krążę po mieście jako wolontariusz z paczkami dla nich co najmniej dwa razy w tygodniu. Wiem, gdzie mam zaglądać. Na akcje organizowane w niedziele przez społeczników, za ratusz i pod dworzec, po żywność przychodziło łącznie do około 250 potrzebujących. Teraz w znanych mi miejscach przebywania spotykam za każdym razem łącznie kilkanaście osób.
Z pokorą i pochyloną głową
Dwie bielskie noclegownie są zapełnione. MOPS pracuje nad zaopatrzeniem trzeciego obiektu dla bezdomnych (uruchomionego 10 kwietnia), gdzie przyjmowane osoby będą przechodziły dwutygodniową kwarantannę i gdzie zapewni się im wyżywienie. - Na pewno nie wszyscy znikną z ulic. Pogoda będzie się poprawiać, więc warunki życia na zewnątrz będą lepsze. Część bezdomnych jest uzależniona i fizycznie nie będzie w stanie poddać się rygorom kwarantanny bez dostępu do alkoholu - dodaje Marcin Sablik.
Na razie do bezdomnych, zarówno na ulicach, jak i w noclegowniach, trafiają z pomocą streetworkerzy i społecznicy - z kanapkami, zupami w słoikach i termosach, z maseczkami uszytymi przez wolontariuszy. Organizacje społeczne dążą do wypracowania rozwiązań, które pozwolą im działać i pomagać w zgodzie z nową ustawą, zachowując wymogi bezpieczeństwa.
Jak do zorganizowanej przez społeczników pomocy podchodzą bezdomni? - Są wystraszeni, zdezorientowani, teraz jeszcze w głębszej beznadziei niż wcześniej. Po pomoc przychodzą z wielką pokorą i z pochyloną głową, Dziękują bardziej, trzymają się wszelkich zasad. Zero przepychanek czy kłótni - opisuje inny wolontariusz od dawna wspierający bezdomnych.
Piotr Bieniecki
Oceń artykuł:
51 19Dziennikarz portalu www.bielsko.biala.pl
Komentarze 53
Jestem jednym z bezdomnych, mieszkam w noclegowni. Nie jestem alkoholikiem, ubieram się jak każdy z Was, codziennie krążę po mieście w poszukiwaniu pracy i żaden z Was nie powiedziałby że jestem bezdomny. Na ulicy zaczepiają mnie pijaczki i proszą o drobne. Rozwiodłem się, mam alimenty w wysokości 1800zł, zadłużenia komornicze i żadnych szans na normalność. Moja prośba do niektórych uczestników tej dyskusji: Nie pakujcie wszystkich do jednego worka. Jestem bezdomny, mieszkam w noclegowni ale nie piję, nie sikam na ulicy, nie śmierdzę i usilnie poszukuję pracy by poprawić swoją sytuację bytową.
Szkoda... najważniejsze, że wszyscy widzą jak udają zapracowanych.
A siedziba Straży Miejskiej za rogiem. Wstyd!
Wóczas problem bezdomnych,włóczęgów,alkoholików-wędrowników zniknie.
To główna dewiza tych, którzy doprowadzili do całkowitej profanacji pojęć takich jak prawo i sprawidliwość, ogłupiając naród propagandą ,,dobrej zmiany'' utrzymanej w duchu siania nienawiści,wrogości,teorii spiskowych itd. Niech spieprzają gdzie rośnie pieprz, a wówczas społeczeństwo poczuje się zdrowsze !
Oni tu robią sobie regularne zloty i na stałe okupują całą oklicę. Strach przechodzić obok, zwłaszcza gdy tu się mieszka iwyjście z domu jest koniecznością!
„W epoce PRL z tym problemem skutecznie sobie radzono” — łzesz, państwo zupełnie sobie z tym problemem nie radziło, w ciągu całego okresu istnienia Polski Ludowej rejestrowane spożycie alkoholu wzrosło czterokrotnie!
W latach siedemdziesiątych kilka razy w tygodniu regularnie upijało się pięć milionów Polaków!
W 1950 r. statystyczny Polak wypijał 3 litry czystego alkoholu rocznie (czyli np. 15 półlitrowych butelek wódki 40%).
W 1989 r. było to już 7,4 litra (37 butelek wódki)!
W 1995 spożycie to „tylko” 6,46 litra.
Ponownie rosnąć zaczęło w 21 w., od 6,63 litra w 2001 r. do 9,55 w 2018 r.
Klauzula informacyjna ›