W poniedziałek wieczorem na ul. Andersa w Bielsku-Białej samochód potrącił sarnę. Świadkowie przenieśli ją w bezpieczne miejsce i zadzwonili po pomoc. Rannym zwierzęciem zajął się weterynarz. Następnie przewieziono je do bielskiego schroniska, gdzie teraz walczy o życie.

W godzinach wieczornych w Miejskim Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt Reksio dyżuruje tylko kierowca. Dlatego schroniskowy samochód przewiózł poszkodowane zwierzę do lekarza weterynarii współpracującego z Reksiem. Weterynarz w kilka minut dokonał oględzin zwierzęcia i podał lekarstwo. Zwierzę zostało przetransportowane do schroniska, a potem umieszczone w blaszanym kontenerze gospodarczym.

Wezwano policję

Ranna sarna przebywała tam przez 12 godzin, aż do rana. Przez ten czas w schronisku nie było nikogo, kto mógłby fachowo kontynuować leczenie i doglądać zwierzę. Stan cierpiącej sarny został ponownie oceniony dopiero rano. Rokowania były bardzo pesymistyczne. Według weterynarza, niewskazany był nawet dalszy transport.

Na miejsce wezwano policję, która na podstawie wyjaśnień weterynarza nie stwierdziła, aby przetrzymywanie zwierzęcia w taki sposób i przez taki okres (przepisy nie określają, ile i w jakim zakresie można udzielać natychmiastowej pomocy) było złamaniem prawa. Osoba zgłaszająca została poinformowana, że może udać się ze sprawą do komisariatu policji lub do prokuratury, która być może dokładniej przyjrzy się obowiązującym przepisom prawnym i dogłębniej oceni sytuację.

Według Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Katowicach, gminy są prawnie zobligowane do przekazywania zwierząt chronionych gatunkowo do ośrodka rehabilitacji. Bielskie schronisko Reksio nie posiada infrastruktury i warunków do przetrzymywania dzikich zwierząt. Ma tylko możliwość udzielania pierwszej pomocy, ale w ub. dwóch latach nie przekazało - za wyjątkiem jednego ptaka - ośrodkom rehabilitacji żadnych zwierząt.

Szwankuje system

Wiadomo, że sarna ma znacznie więcej szans na przeżycie, jeśli natychmiast przekaże się ją pod opiekę do ośrodka. Pracowników ośrodków rehabilitacji zastanawia, dlaczego statystyki schroniska wykazują, że przywiezione zwierzęta padają, są usypiane albo trafiają na wolność zaraz po udzieleniu krótkotrwałej pomocy. Z ich praktyki wynika, że większość poszkodowanych zwierząt wymaga dłuższego leczenia i opieki.

Personelowi schroniska pracującemu bezpośrednio z dzikimi zwierzętami nie można zarzucić złej woli. Szwankuje system. Schronisko nie jest przystosowane do takich zadań, a jednocześnie nie przekazuje zwierząt do uprawnionych i bardziej kompetentnych instytucji, które dopominają się o współpracę. Nikt nie powie przecież, że trzymanie zwierzęcia w ciężkim stanie w blaszanym baraku obok chłodni oraz pozostawienie przez dwanaście godzin bez opieki świadczy o czymś więcej niż o improwizacji.

Bielsko-Biała się rozbudowuje, dlatego przykrych wypadków i problemów z dzikimi zwierzętami przybywa. Bielszczanie mają prawo oczekiwać, że ranne zwierzęta trafią we właściwe miejsce. Z niewiadomych względów, mimo rozwiązań sprawdzonych już w praktyce dzięki pieniądzom z budżetu obywatelskiego, miasto wydaje się uparcie ignorować ten fakt.

Tekst i foto: Piotr Bieniecki

O skomplikowanej sytuacji związanej z opieką nad dzikimi zwierzętami pisaliśmy szerzej w artykule Dzikie zwierzęta z Bielska-Białej.