Źle się dzieje w Beskidzkim Centrum Onkologii-Szpitalu Miejskim w Bielsku-Białej. Skargę na dyrektora placówki złożyła trójka lekarzy, która przekonuje, że Lech Wędrychowicz ma lekceważący stosunek do personelu. Ich zdaniem, „niszczony jest oddział neurologii, okrojona została chirurgia onkologiczna i radioterapia, a bliscy buntu są lekarze na onkologii”. Do wyjaśnienia sprawy nie przyczyniły się mediacje radnych, a teraz na ich wniosek sprawą zajął się prezydent miasta.

Skarga na dyrektora BCO-SM w Bielsku-Białej trafiła do Rady Miejskiej w kwietniu br. Trzech lekarzy zarzuciło w niej mobbing kierownikowi zakładu pielęgnacyjno-opiekuńczego. Zdaniem skarżących, to osoba niekompetentna. - Dopuszczając się mobbingu (…) doprowadziła do zwolnienia się kilku osób (…). O zaistniałej sytuacji była powiadomiona pielęgniarka naczelna, która nie tylko nie rozwiązała problemu, ale zaostrzyła całą sytuację - czytamy w skardze, do której dotarł nasz portal.

Paraliż kilku oddziałów?

Kolejny zarzut dotyczy bezpośrednio dyrektora Lecha Wędrychowicza. - Obecnie przez złe zarządzenia niszczony jest oddział neurologii, okrojona znacznie chirurgia onkologiczna, radioterapia, a na oddziale onkologicznym lekarze są bliscy buntu. Natomiast szpital przy Emilii Plater z powodu kompletnie błędnych decyzji personalnych również jest zagrożony paraliżem w przypadku dalszych zwolnień, które są bardzo prawdopodobne - napisali lekarze.

Skarżący oczekują, że prezydent miasta jako osoba odpowiedzialna za bielską służbę zdrowia wnikliwie rozważy ich uwagi, gdyż wynikają one z troski o miejsce pracy, które z racji spędzanych tam godzin jest ich drugim domem. Pod skargą podpisali się trzej lekarze oddziału medycyny paliatywnej.

Dwóch neurologów na cały oddział

Pismo zostało skierowane do komisji skarg, wniosków i petycji Rady Miejskiej, która w czerwcu wysłuchała stron. Na posiedzeniu komisji lekarze podtrzymali zarzuty w sprawie mobbingu, który miał stosować kierownik zakładu opiekuńczo-pielęgnacyjnego. Mówili też o niewłaściwej komunikacji, czego przykładem był brak odpowiedzi na wniosek o wyznaczenie nowego przełożonego. Wielokrotne prośby kontaktu z dyrektorem Wędrychowiczem miały kończyć się niepowodzeniem, a sam dyrektor ma mieć „lekceważący stosunek do lekarzy”.

Na posiedzeniu komisji skarżący lekarz wyjaśniał, jak funkcjonuje oddział neurologii. - Trwa jego odbudowa, która wygląda tak, że jest tam jeden lekarz - neurolog pełniący obowiązki kierownika, który ma do pomocy jednego asystenta - specjalistę neurologa, zatrudnionego na kontrakcie. Asystent ten pełni 90 proc. dyżurów tzn., że w pracy w ciągu tygodnia jest trzy dni z rzędu (72 godziny). Pozostałe dni próbują zabezpieczyć inni lekarze - czytamy w protokole z posiedzenia.

System pracy zródłem konfliktu?

Na posiedzeniu komisji do zarzutów odniósł się dyrektor Lech Wędrychowicz, który przekonywał radnych, że informacje o mobbingu nie dotarły do dyrekcji szpitala. Szef placówki zapewnił, że żadna z osób, która złożyła wypowiedzenie, nie podała konfliktu w miejscu pracy jako przyczyny zwolnienia. Rozstanie odbyło się za porozumieniem stron.

Barbara Frymorgen, naczelna pielęgniarka BCO-SM wyjaśniała, że źródłem konfliktu w zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym jest niezrozumienie poleceń służbowych oraz zmieniona organizacja pracy na oddziale. Sprawa była rozpatrywana przez komisję etyki Beskidzkiej Okręgowy Izby Pielęgniarek i Położonych, gdzie nie stwierdzono żadnych zaniedbań i nieprawidłowości ze strony kierownika.

***

W sierpniu doszło do połączonego posiedzenia dwóch komisji Rady Miejskiej - Skarg, Wniosków i Petycji oraz Zdrowia, Polityki Społecznej i Sportu. Na posiedzenie nie przyszli jednak ani dyrektor BCO-SM, ani skarżący lekarzy. Teraz sprawę ma wyjaśnić prezydent miasta Jarosław Klimaszewski (czytaj w artykule Konflikt w szpitalu miejskim? Lista pytań do prezydenta).

Bartłomiej Kawalec