Gdy tego dnia zapada zmrok i większość z nas przygotowuje wigilijną kolację, oni pełnią służbę i w każdej chwili są gotowi wyjechać do akcji, by ratować czyjeś życie lub mienie. Tym razem wigilię w JRG1 w Bielsku-Białej przerwał alarm, wyjechali do pożaru.

- W Wigilię pełnimy służbę tak jak w każdy inny dzień tygodnia i jest nas tylu, ile liczy normalna zmiana służbowa. Rozpoczynamy o godz. 7.30 i kończymy po 24 godzinach. W Wigilię Bożego Narodzenia większość z nas czuje tęsknotę za naszymi rodzinami, ale nie zapominamy, że nasza strażacka brać to również rodzina. W okresie świątecznym mamy zaplanowany harmonogram zajęć. Dziś późnym popołudniem, jeśli nie będzie alarmu, to tak jak w naszych rodzinnych domach składając życzenia, podzielimy się opłatkiem i usiądziemy do wspólnej kolacji - opowiadał kpt. Krzysztof Maguda, JRG1 w Bielsku-Białej.

W różnych miejscach strażnicy, w tym na stołówce, są zamontowane wyświetlacze, na których w razie alarmu wyświetlają się numery zastępów wyjeżdżających do akcji. - W momencie alarmu wszystkie czynności się przerywa, posiłek trzeba odłożyć, palniki na kuchenkach wyłączyć i wyjechać do akcji jak najszybciej – wyjaśniał jeden ze strażaków przygotowujący wigilijną kolację. Czas od zgłoszenia do wyjazdu wynosi zaledwie kilkadziesiąt sekund.

Wigilię rozpoczęto zgodnie z planem, o godz. 16.00. Strażacy przełamali się opłatkiem, złożyli życzenia, głos zabrał dowódca zmiany. Piętnaście minut później z interkomu rozległa się zapowiedź oficera dyżurnego MSK - Bielsko-Biała, ul. Błotna, wyjazd do pożaru altany, w której koczują bezdomni. Każdy wiedział co robić, bieg do garażu, ubranie mundurów bojowych i wyjazd. Wyjechali do akcji przed upływem minuty od zgłoszenia. Więcej o wczorajszym pożarze, w którym została poszkodowana jedna osoba, piszemy w artykule: W prezencie otrzymał drugie życie - foto

Tekst i foto: Mirosław Jamro